- Potrzebna jest głęboka rekonstrukcja rządu. Trzeba dla każdego resortu postawić cele strategiczne i realizować je. A jak dalej będzie tak jak jest teraz, sondaże polecą jeszcze bardziej - dodaje. Konrad Piasecki: To na kogo dziś wypadnie? Eugeniusz Kłopotek: - Na kogo? Na nikogo prawie. Jakieś tam drobne zmiany. Czyli kosmetyka, a nie rewolucja? - Nie wierzę w to, że nagle premier pokusi się o dosyć poważną, gruntowną wymianę... Ale nie wierzy pan, bo zmiana jest niepotrzebna? - ...a przydałaby się. Zmiany są potrzebne, bo to jest najlepszy czas w tej chwili dla premiera, żeby to zrobił, dlatego że jesteśmy rok po wyborach. Jesteśmy po, mam nadzieję, pozytywnym załatwieniu spraw związanych z nową perspektywą finansową, a więc teraz pan premier powinien określić strategiczne cele dla każdego z ministerstw i ocenić, czy ten, który jest, się nadaje, by to zrealizować. Moim zdaniem jest przynajmniej kilku, którzy nie dadzą rady. Gdyby Kłopotek był premierem, to kogo by wymienił? - Oj, jak będę premierem, to panu powiem. A to ktokolwiek wie, jakie zmiany będą dzisiaj zmiany, poza premierem i jego najbliższą gwardią? - Poza premierem podobno wicepremier Piechociński wie... Ale wierzy pan w to? - Nie. Też z tego, co słyszę Piechociński głównie mówi, że wie, a wie dużo mniej. - Nie, może coś wiedzieć, ale chyba nie do końca. Ale macie przynajmniej pewność, że PSL-u nie dotkną zmiany? - Nie, PSL-u nie dotkną, natomiast nie wiem, byłoby to na pewno dla nas wszystkich zaskoczeniem, również dla państwa, gdyby nagle poszło dosyć poważne tąpnięcie i duża wymiana, ale nie sądzę. A uważacie, że powołanie drugiego wicepremiera, obok Piechocińskiego, byłoby zdradą koalicyjnych ideałów? - Nie, pytanie, kto będzie pierwszym zastępcą. Pewnie Piechociński, ale drugim? Jak Rostowski, to przełkniecie to jakoś? - To pół biedy. Nie drażni, nie wkurza pana, mówiąc kolokwialnie, tryb, w jakim się to wszystko odbywa? - Wkurza. A co najbardziej? - Wie pan, ja powiem tak. Popełniamy jeden zasadniczy błąd od lat. To jest za dużo spekulacji - tych wypuszczanych przez polityków, później podkręcanych przez media i naprawdę, jak ludzie na to patrzą czym my się zajmujemy... Wczoraj jechałem z Krakowa. Wie pan, jak mi się w pociągu oberwało od dwóch osób? Za co najbardziej? - Za wszystko. Za całokształt. Po prostu my chyba przestajemy czuć bluesa. Naród żyje zupełnie czymś innym i czegoś innego od nas oczekuje. Ale właśnie, bo wy się uwielbiacie ostatnio zajmować sobą. Grodzka, Nowicka, premia, nie premia, duża rekonstrukcja, mała rekonstrukcja, a bezrobocie, a gospodarka, a kryzys, a ceny, a VAT? - Litości, panie redaktorze. No właśnie... To ludzi dotyka. - Przyznam, że tylko z sympatii do pana zgodziłem się przyjść do Kontrwywiadu. Bo staram się już unikać chodzenia na tego typu dyskusje polityczne, bo to jest mielenie. To wstydzi się pan za klasę polityczną? - Wie pan, ja bym to trochę inaczej rozegrał. Czyli jak? - Tak, jak ostatnio podjąłem decyzję, że jednak wolałem wrócić do swojego zawodu i do pracy normalnej. No ale koledzy z niczego innego się nie utrzymają, jak nie z polityki. - Nie, nie jest tak źle. Ale wydaje mi się, ze musi nastąpić jakieś otrzeźwienie. Czy my jesteśmy sami w stanie to zrobić? Wątpię. Ktoś musi nas postawić do pionu - naród. Ale jak ma postawić? Ma przyjść pod Sejm, obrzucić Was kamieniami? - Najlepiej przy urnie. Ale nie ma na kogo Was wymienić. - Oj, są ludzie, tylko żeby chcieli kandydować, to jest problem. Bo jak widzą, co się dzieje, to nie chcą. Ale to rządzący tego nie dostrzegają? Jak pan rozmawia z kolegami rządzącymi, ministrami, to co? - Jak rozmawia się, szczególnie z tymi parlamentarzystami, którzy bardzo ciężko pracują w terenie - w sensie kontaktu z ludźmi - to w takich indywidualnych rozmowach potrafimy otworzyć się i mówić szczerze. Ale przychodzi wielka polityka, przychodzą ustalenia kierownictw, partii opozycyjnych, czy koalicyjnych, potem przychodzi tak zwana dyscyplina i wielu się łamie. A sondaże rządu idą w dół. - Jak tak dalej pójdzie, to one dalej polecą w dół. Jest na to jakiś sposób, poza odwołaniem się do ludu? - Jest. Ja uważam, że pan premier ma teraz kapitalną szansę, żeby przy tej rekonstrukcji - moim zdaniem jest potrzebna głęboka rekonstrukcja, nie wiem, czy premier to zrobi - okreslić dla każdego resortu uzgodnione koalicyjne cele strategiczne na ostatnie trzy lata tej kadencji. I po prostu je zrealizować. Ale uzgodnionym celem była na przykład reforma emerytur rolniczych. Miała być w grudniu, jest luty, reformy jak nie ma - nawet projektu reformy - tak nie ma. A to pańscy koledzy z rządu - Piechociński z Kosiniakiem mieli zrobić. - Powiem tak: na szczęście jeszcze Piechociński z Kosiniakiem potrafią z ludźmi rozmawiać, pytanie tylko, na ile oni będą mogli.. Z ludźmi, to może potrafią rozmawiać, ale górników, to się boją najwyraźniej. - Górników to na ogół wszyscy się boją: że jak przyjadą do Warszawy i zaczną kilofami rozbijać ten podobno większy mur, który ma stanąć, to będzie źle. Ale już żarty na bok. Przede wszystkim wiem jedno. Z ludźmi trzeba rozmawiać. Jeżeli próbuje się coś narzucić albo - nie daj Boże wciskać kit - lub coś obiecać i nie dotrzymać, to budzi to opór, coraz większy opór. Właściwie słucham pana i myślę, że pan to już nie nadaje się za bardzo do polityki? - Nie, ja już się powoli zaczynam nie nadawać. Mnie już nerwy puszczają. To niech pan rzuci ten mandat i zajmie się swoimi gęśmi. - Widzi pan, to jest nieuczciwe. Ja dokończę kadencję. Natomiast decyzję, jaką podejmę za 3 lata - nie wiem. Dzisiaj wiem, że pracuję zawodowo, normalnie w moim zawodzie. Muszę wypracować zysk, a zysk wypracowuję. Dlatego często się kłócę z moimi rolnikami, współsąsiadami, bo im często - jak mówią - nic nie opłaca się w rolnictwie, a mi się opłaca, mimo, że pracuję w państwowej firmie. Polityka rodzi w panu już tylko frustracje? - Coraz większą. Opłaciło się zmienić prezesa PSL-u, bo to miała być nadzieja na nową politykę? - Ja nie ukrywałem tego, że zmiana była potrzebna. Natomiast obawiam się, żeby nie było powtórki z rozrywki. Czyli tego: prezes kamiennej wieży? - Nie, chodzi o to, czy prezes Piechociński, który jest jednocześnie wicepremierem, ministrem gospodarki w bardzo trudnym czasie - czy on będzie miał czas dla regionu, dla partii. Bo ludzie tego oczekiwali. A dzisiaj ma? - Ma coraz trudniej. Ja współczuję jego małżonce. Na ile PSL jest gotów podpisać się pod wejściem Polski do strefy euro? - Do euro spieszmy się powoli, przynajmniej to jest moje zdanie. Ale jak bardzo powoli? - Bardzo powoli. Na 2025? - Najpierw niech oni uporządkują swoje sprawy, bo nie wiemy, co jeszcze będzie do końca. Oni, czyli euro ? - No, a jak? Tylko że wygląda na to, iż euro powoli ma się stać numerem jeden w polityce rządu. - To jest błąd. Bo w tak zasadniczej kwestii trzeba jednak zapytać się narodu. Bo jeżeli ktoś mi dzisiaj mówi - co mnie wkurza - "jak zgodziliśmy się w referendum wejść do Unii Europejskiej, to jednocześnie zgodziliśmy się wejść do strefy euro", to mówię - nie. Dlatego trzeba się narodu zapytać w pewnym momencie: wchodzimy czy nie wchodzimy, na jakich zasadach i na jakich warunkach. A nie, że być może ustawą zwykłą będziemy dopychać kolanem wejście do strefy euro. To trzy szybkie pytania od słuchaczy na koniec. Pan Jakub pyta: Czy nie chciałby pan wejść do któregoś z ministerstw? - Już za późno. Pan Dariusz: Pan premier dobrze wynegocjował unijny budżet dla Polski? - Dobrze. I pan Łukasz: Czy Paweł Kowal mógłby być wspólnym kandydatem na prezydenta PSL i PJN-u? - Wątpię. Bo? - Bo wątpię. Bo nie PSL-u, czy jeszcze za młody jest? - Musi być to ludowiec. A Kowal to nie ludowiec, a mieszczuch? - Zobaczymy. Może ma trochę korzeni ludowych. (śmiech)