"Być może Boniek i Listkiewicz z dreszczami na plecach reagują na PiS, ale warto ich i ich kontakty w UEFA wykorzystać dla dobra polskiej piłki" - tłumaczy gość RMF FM. Konrad Piasecki: Warto wywoływać wojny, w których jest się z góry skazany na klęskę? Mariusz Kamiński: - Czasami w imię wartości warto. I w imię wartości warto wprowadzać kuratora do PZPN-u? - Oczywiście jest to bardzo trudna sprawa, zważywszy na to jak funkcjonuje FIFA, jak funkcjonuje UEFA. Jest to bardzo trudne, ale czasami warto zaryzykować w imię przyszłości. Warto zaryzykować i na przykład zostać wykluczonym z eliminacji mistrzostw świata? Jeśli oceniamy, że sytuacja w PZPN-ie od wielu lat dramatyczna i patologiczna, a taka się wydaje, że jest, to myślę, że warto. Ale pod warunkiem, że będzie ogólny consensus polityczny, że nie będzie to wykorzystywane do walk w świecie politycznym, że będzie też akceptacja i zgoda milionów Polaków, którzy są kibicami piłki nożnej, że w tym momencie podejmujemy bardzo twarde decyzje, łącznie z tym, licząc się z tym, że być może na jakiś czas będziemy wykluczeni z rozgrywek. I do takich rozwiązań Prawo i Sprawiedliwość będzie namawiać rządzących? - Będziemy namawiać rządzących. Będziemy przekonywać Polaków. Jeśli będzie consensus, to warto takie twarde decyzje podjąć. Póki co consensusu nie ma i zdaje się, że nici z tego pomysłu. - Być może, być może. Wiekopomny, trzypunktowy plan wszyscy raczej tak z ironią potraktowali. - Nie wiem, czy z ironią. Niektórzy z zainteresowaniem, ale szkoda. Szkoda, bo wydaje mi się, że warto o tym dyskutować. Być może tuż po Euro, czy po wakacjach ta dyskusja odnowi się i będziemy poważnie do tego podchodzić. Warto może było by też podyskutować przed tym, jak się wyznaczy kogoś na tego lobbującego w strukturach międzynarodowych, porozmawiać z nim, bo i Listkiewicz i Boniek raczej tak z dreszczami na plecach reagują na nazwę Prawo i Sprawiedliwość? - No być może. Być może z dreszczami na plecach, natomiast są to osoby niewątpliwie wpływowe w tym, niezależnie od tego, jak ocenia się te osoby, są to osoby wpływowe w świecie piłki nożnej i warto byłoby wykorzystać ich kontakty i zaangażować ich do tego typu działań. Aczkolwiek jest to trudne, zwłaszcza, że pan Listkiewicz przez szereg lat był szefem PZPN-u i nie jest chlubna karta, moim zdaniem. Aż się dziwię, że teraz go wzywacie do tego, żeby negocjował i lobbował. Przecież to nie była postać z waszej bajki. To przeciwko niemu wprowadzaliście wy kuratora. - Nie była, natomiast no być może w tym momencie byłby gotów do zaangażowania się w odnowę PZPN-u. Być może. A pańskim zdaniem to uzasadnienie wprowadzenia kuratora miałoby się do czego odwoływać? Do przegranej w Euro? - Nie, oczywiście do sytuacji z PZPN, do potwornej korupcji, jaka jest w tym związku, do tego, że związek nie wykonuje swoich zadań, które powinien wykonywać. Przede wszystkim sprawa korupcji i głębokich patologii w samym związku. Tylko korupcja to są przeważnie doły PZPN-u albo piłkarze sami, natomiast sam Grzegorz Lato nigdy w kręgu tych korupcyjnych podejrzeń - a przynajmniej tych uzasadnionych decyzjami sądu czy prokuratury - nie był. - W kręgu korupcyjnych podejrzeń też był Grzegorz Lato. Były te słynne rozmowy nagrane przez innych działaczy PZPN-u, gdzie była mowa o jakichś bardzo niejasnych sytuacjach finansowych. A CBA pod pańską wodzą się kiedyś Grzegorzem Lato interesowało? - Nie, akurat Grzegorzem Lato - ja sobie nie przypominam. Natomiast, kiedy kierowałem tą instytucją około 200 piłkarzy, działaczy PZPN-u było zatrzymanych przez CBA i miało postawione zarzuty. Pan się przełamał i kibicował Polakom podczas Euro? - Ja nie miałem z tym nigdy żadnego problemu. A mówił pan, że nie może się pan pogodzić z tym, że w reprezentacji występuje człowiek skazany za korupcję. - Wydaje mi się, że było to niestosowne i niedobre. Mówimy o Łukaszu Piszczku. - Tak. Nie ma ludzi niezastąpionych, żeby człowiek skazany za korupcję w polskiej piłce nożnej był reprezentantem Polski. To przesadne. Natomiast oczywiście nie ma to żadnego znaczenia, jeżeli chodzi o kibicowanie reprezentacji. Ale jest pan tak zdecydowany w sprzeciwie wobec skazanych za korupcję piłkarzy w reprezentacji, że wyobraża pan sobie taką sytuację, w której - tak jak do parlamentu - skazani za korupcję mają ograniczony dostęp do reprezentacji? - Sądzę, że bycie reprezentantem Polski jest czymś tak zaszczytnym, że pewne osoby powinny być wykluczane z możliwości reprezentowania naszego kraju. Pan by Piszczka nie powoływał. - Ja bym Piszczka nie powołał niezależnie od tego, jak świetnym jest piłkarzem. Zakładam, że jest bardzo dobrym piłkarzem. Wierzy pan w powrót Mariusza Kamińskiego do CBA? - Nie jestem osobą naiwną, więc zdaję sobie sprawę z tego, że byłoby to bardzo trudne... ...ale nie wierząc - pan marzy. - Uważam, że niezależnie od poglądów politycznych Polacy, obywatele działający w strukturach państwa powinni się wznieść ponad podziały i - to jest dla mnie zupełnie oczywiste - działać na rzecz państwa. Jeżeli jest taka możliwość, to uważam, że mam pełne prawo moralne, by starać się o powrót do tej instytucji. Ale po tym umorzeniu sądowym, historii - ogólnie rzecz biorąc afery gruntowej i przygotowań CBA do przeprowadzenia tej operacji - czy pan będzie się procesował z rządzącymi o to, żeby przywrócili pana do pracy w CBA? Czy to są tylko wezwania moralne? - Teraz jest to zdecydowanie przedwczesne. Po pierwsze wyrok jest nieprawomocny, więc będę czekać na uprawomocnienie wyroku. Jeśli wyrok się uprawomocni, rozważam wszczęcie kroków prawnych, gdyż nie wierzę w dobrą wolę premiera. Ale kroków prawnych domagających się powrotu do pracy czy zadośćuczynienia za to, że pana zwolniono? - Domagających się mojego powrotu do służby. Byłem powołany na czteroletnią kadencję. Ta kadencja została - jak teraz na dzień dzisiejszy widać - bez powodu przerwana. Uważam, że byłoby dobrym zwyczajem, aby ludzie niezależnie od różnic w poglądach politycznych, mogli razem działać na rzecz państwa polskiego. Ja przez trzy lata byłem szefem CBA, półtora roku współpracowałem z Jarosławem Kaczyńskim jako premierem. Pozostałe półtora roku z Donaldem Tuskiem. Z Donaldem Tuskiem była to współpraca trudna, ale dobra i efektywna. No, do momentu afery hazardowej. A pamięta pan art.7 pkt 7 ustawy o CBA? - Proszę przypomnieć. "Szef CBA nie może być członkiem partii politycznej ani uczestniczyć w działalności tej partii lub na jej rzecz". Dzisiaj jest pan wiceszefem Prawa i Sprawiedliwości. - Tak, oczywiście. Tak było, obejmując funkcję szefa CBA też byłem członkiem PiS-u i parlamentarzystą. Oczywiście wiązałoby się to z tym, że złożę mandat parlamentarny i wystąpię z Prawa i Sprawiedliwości. Ale pan uważa, że to jest dobra droga? Polityk, szef CBA, znowu polityk i znowu szef CBA? - Uważam, że w różny sposób można pracować na rzecz państwa polskiego. Ja wolę pracować bezpośrednio w strukturach wykonawczych. Uważam, że jest to możliwe. Jest to standard absolutnie przyjęty. Proszę zwrócić uwagę, że mamy w bardzo wielu instytucjach do czynienia z taką sytuacją. Chociażby Trybunał Konstytucyjny - wielu byłych parlamentarzystów jest obecnie sędziami Trybunału Konstytucyjnego. Nikt nie kwestionuje wiarygodności Trybunału Konstytucyjnego. Ważne jest bezstronność, niezależność w działaniu i niekierowanie się poglądami politycznymi. Ja nie kierowałem się swoimi poglądami politycznymi, które były powszechnie znane i są tego dowody, i fakty. Kilku członków rządu Prawa i Sprawiedliwości w wyniku działań służby, którą kierowałem, musiało z rządu odejść. Pan Lipiec, pan Kaczmarek, Andrzej Lepper. Będzie proces Mariusz Kamiński kontra Rzeczpospolita Polska w sprawie przywrócenia do pracy? - Tak twardo tego nie zapowiadam. Natomiast prawnicy, z którymi współpracuję, sugerują, że będzie droga prawna. Oczywiście, jak się wyrok uprawomocni. I pan miałby na nią ochotę? - Jeśli będzie rzeczywiście to racjonalne z punktu widzenia prawnego. Będę starał się właśnie w imię stworzenia tego dobrego standardu, że ludzie niezależnie od różnic politycznych, pracując w strukturach państwa, mogą efektywnie i dla dobra państwa pracować razem.