Konrad Piasecki: Zakochał się pan na nowo w prezesie z tabletem? Michał Kamiński: - Nie. Wie pan, ja w prezesie nigdy zakochany nie byłem, ponieważ w mężczyznach się nie zakochuję... Mówię oczywiście o uczuciu politycznym. - ...i nie przemawia przeze mnie homofobia. Ale spodziewał się pan, że dożyje takiego obrazu: prezes antytechniczny nagle wchodzi z tabletem... - Nie chciałbym dzisiaj wskakiwać w chór tych wszystkich, którzy są gotowi... Ja to żartobliwie mówię, że gdyby Jarosław Kaczyński wyniósł dziecko z płonącego domu, to zaraz część - zamiast gratulować mu bohaterstwa - oskarżyłaby go o pedofilię. Ten gest z tabletem uważam za bez znaczenia z punktu widzenia zasadniczego, czyli ubiegania się PiS-u o powrót do władzy. Moim zdaniem, ten gest nie zaszkodził prezesowi w tym elektoracie, który w niego wierzy, bo tam być może powstała nawet pewna egzaltacja: O proszę! Prezes wie, co to tablet. Bez wątpienia dla fundamentów polskiej polityki wielkiego znaczenia to nie ma, ale zawsze technologiczna nowinka... - Tylko że reakcja internetu pokazuje, że ci, o których PiS powinien przynajmniej teoretycznie zabiegać, czyli nowi młodzi wyborcy, chyba tego nie kupili. Ale to nie jest istotne. Widział pan wczoraj prezesa w formie? Bo jednak półtorej godziny "z głowy", bez kartki, celnie, precyzyjnie, choć czasami może nazbyt szeroko i nazbyt ostro, ale... - Tak. Ja myślę, że poza rzadkimi przypadkami Kaczyński w formie intelektualnej zazwyczaj jest dość dobrej. Przecież nie jest problemem Kaczyńskiego jego słaby intelekt. Jego problemem są błędy polityczne, które doprowadzają do tego, że w dalszym ciągu większość Polaków nie chce go widzieć jako szefa polskiego państwa. A dzisiaj, w dniu spodziewanej i pewnej porażki misji Glińskiego, myśli pan sobie, że to był dobry pomysł polityczny? - Myślę, że był neutralny. Nie zaszkodził PiS-owi, a parę dyskusji ożywił. - Problem polega na tym, że PiS-owi w jego elektoracie dzisiaj naprawdę mało co może zaszkodzić. Powtórzmy: problemem PiS-u nie jest to, czy wyborcy PiS-u chcą na tą partię głosować, bo chcą - problemem PiS-u jest to, że tych wyborców jest za mało, by zdobyć władzę. Nie wierzy pan, że Gliński otworzy PiS na inne elektoraty? - Nie widać tego, żaden sondaż tego nie pokazuje. Gliński to jest człowiek, który zafunkcjonował jako kandydat PiS-u we wrześniu. Dzisiaj mamy marzec, czyli upłynęło bardzo dużo czasu, PiS zapowiadał ofensywę i - mówiąc takim językiem wojskowym - wynik tej ofensywy jest zerowy. PiS ma dzisiaj mniej więcej tyle głosów, ile miał we wrześniu. Tyle że Gliński długofalowo może być elementem wytrącania Platformie z ręki jej podstawowego argumentu, który zresztą wczoraj pojawił się w wypowiedzi Tuska, czyli straszenia PiS-em, mówienia, że PiS to burzyciele polskiej wody. - Proszę zwrócić uwagę, że jeszcze przed głosowaniem nad Glińskim, parę dni temu, liderzy PiS-u, nie Kaczyński, powiedzieli, że kandydatem PiS-u na premiera po wyborach jest dalej Jarosław Kaczyński. Tu nic radykalnego się nie zmieniło. A myśli pan, że z Glińskim jeszcze coś się wydarzy politycznie? - Zobaczymy. Raczej nie widzę w nim takiego poweru politycznego i myślę, że to jest jeden z powodów, dla którego Jarosław Kaczyński nie bał się wystawiać go na premiera. Cały problem Kaczyńskiego polega na ty, że on się panicznie boi indywidualności w swoim otoczeniu i te indywidualności wycina. Nie sądzę, żeby mógł nabrać swojej dynamiki Gliński. A wytracanie poweru w Donaldzie Tusku pan widzi? - Widzę, to jest ewidentne. Co by nie mówiła opozycja to szczyt i efekt budżetowych negocjacji jest sukcesem Tuska. Jestem krytyczny wobec tego premiera, coraz bardziej nawet, ale to był jego sukces. Jeżeli nawet po takim sukcesie notowania Platformy nie idą w górę, a w dalszym ciągu jest ta tendencja słabych notowań, to oznacza, że Platforma zaczyna mieć problem strukturalny. Moim zdaniem nie zdaje sobie do końca z tego sprawy. Tu mam swoją tezę. Myślę też rezygnacja Benedykta XVI się nie przysłużyła w tym sensie, że medialnie natychmiast zmieniliśmy temat dyskusji. O tym sukcesie i pieniądzach brukselskich mówiliśmy pół dnia, a potem o 12:00 gruchnęła inna wieść, która też nie przysłużyła się Glińskiemu. A Tuska pana rozczarowuje bo....? - Bo moim zdaniem źle odczytuje miejsce Platformy na scenie politycznej. Ja rozumiem, że on się boi Kwaśniewskiego, ale wypychanie Platformy na lewo uważam jest błędem. I on to robi. Co więcej sądzę, że popełnił błąd mówić, co relacjonowała prasa, że nie obchodzą go sumienia jego własnych posłów, ale obchodzi go jego własne przywództwo. Takich rzeczy polityk nie powinien mówić. Ja mam wrażenie, że on wytracił pewną dynamikę, ale to jest dalej człowiek o dużym potencjale, bez dwóch zdań. Przesuwanie Platformy na lewo widzi pan też w podpiekaniu Gowina? - Tak, z całą pewnością. Pan jest sercem z Gowinem politycznie i konserwatywnie? - Ja raz w życiu rozmawiałem z ministrem Gowinem, ale ja mam ogromny szacunek za jego postawę ideową. A widzi pan w nim potencjalnego lidera środowisk na prawo od Platformy? - Gdybym tak dziś powiedział, to bym się źle przysłużył Gowinowi. Nie jest moim celem rozbijanie Platformy. Tam Gowin swoim zachowaniem udowodnił, że nie chce być liderem czegoś obok Platformy.