Posłuchaj Kontrwywiadu: Konrad Piasecki: Gdyby prowadził pan śledztwo w sprawie Jelfy, kogo chciałby pan posadzić na ławie oskarżonych? Janusz Kaczmarek: Nie jesteśmy jeszcze na tym etapie, by mówić, komu postawić zarzuty. Przypomnę, że dwie prokuratury - siedlecka i jeleniogórska - prowadzą postępowanie przygotowawcze. W pewnym momencie dojdzie do sytuacji, że jedna będzie to prowadziła, ale musi ona prześledzić cały los tego specyfiku, od strony technologicznej, od strony dystrybucji i kontroli jakości. Ale jak wysoko mogą sięgnąć podejrzenia? Czy tylko osób, które odpowiedzialne były za produkcję leków, czy też np. Głównego Inspektora Farmaceutycznego? Trzeba będzie dokonać oceny karno-prawnej tych, którzy zajmowali się produkcją, dystrybucją, ale również kontrolą jakości i nadzorem. Także tych, którzy niewłaściwie sprawowali ten nadzór. Na pierwszy rzut oka widać, że ten, kto nie wszczął w tej sprawie alarmu, wiedząc, że corhydron jest śmiertelnie groźny, ponosi za to odpowiedzialność. Dziś nie usłyszy pan z moich ust, kto ponosi odpowiedzialność. Rolą prokuratora będzie zbadanie tego elementu, ale oczywiście ten fakt także będzie musiał być zbadany. Pan nie wie, a premier już wie, kto nie ponosi odpowiedzialności: nie zawinił minister zdrowia, tylko III RP. Potrafi pan wyjaśnić, jaki jest związek między bałaganem w Jelfie a III RP? Ja zajmuję się oceną karno-prawną, wynikającą z kodeksu karnego, znamion przestępstwa, zebraniem materiału dowodowego, w związku z powyższym nie dokonuję oceny o charakterze - powiedziałbym - pewnej metafory czy też polityki. Zajmuję się swoim zawodowym, profesjonalnym określeniem, co jest przestępstwem, a co nie w oparciu o materiał dowodowy. Patrząc na to profesjonalnie, nie ma pan poczucia, że ta metafora na temat III RP była nieco absurdalna? Nie będę oceniał wypowiedzi wielu polityków, którzy w dużej części zajmują się określaniem takim bardziej barwnym, bo to jest istotą działań politycznych - to przemawia do ludzi, ale to nie moja rola. A jakie zarzuty będzie można w tej sprawie postawić? W tej chwili trudno mówić o zarzutach. Na pewno mamy do czynienia z faktem popełnienia przestępstwa. Jest uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa, zostało wszczęte śledztwo, trzeba będzie dokonać oceny, jak przejść ze sprawy na personalia. I to będzie zadaniem prokuratury. Trzeba będzie też dokonać oceny tego, co powiedział Jan Parys. Czy są jakiekolwiek przesłanki, poszlaki, może dowody, że w Kancelarii Premiera rzeczywiście działał agent obcych służb? Wczoraj pan Jan Parys był przesłuchiwany w Prokuraturze Krajowej, złożył zeznania. Jest coś w tych zeznaniach? Pan Jan Parys posługuje się bardzo dużymi ogólnikami i bardziej domysłami niż faktami, w związku z tym to może być bardzo trudne - przynajmniej jeśli chodzi o tę stronę dowodową. Mamy do czynienia z osobą, która nie była w otoczeniu premiera Jarosława Kaczyńskiego. Mówimy o tej osobie podejrzewanej przez Parysa? Tak, wskazywaną przez pana Jana Parysa. Sprawę tej osoby - ze względu na stopnie, które posiada - przekazaliśmy Naczelnej Prokuraturze Wojskowej według jej właściwości. To nazwisko nie pada, ale wiadomo, że chodzi o generała, który był dyrektorem departamentu obronnego Kancelarii Premiera, nieprawdaż? Nie będę wypowiadał żadnych nazwisk, mam taką zasadę. Mówimy nie o nazwiskach, a osobie i funkcjach. Mówimy o osobie, która jest wojskowym. I dowodziła departamentem systemu obronnego Kancelarii Premiera? I na tym poprzestanę, na swojej poprzedniej wypowiedzi. Ale pan to potwierdzi? Ja nie będę ani potwierdzał, ani zaprzeczał? I proszę nie wyciągać z tego żadnych wniosków. To ulubiona formuła polityków. Są inne formuły przeze mnie ulubione. Ma pan poczucie, że Parysowi - delikatnie mówiąc - coś się pokręciło, że coś mu podszeptało do ucha nieprawdziwe informacje; że wyciągnął zbyt daleko idące wnioski ze swoich myśli i posądzeń? Trudno mi powiedzieć. My przesłuchujemy wiele osób, które dokonują oceny w oparciu o swoją wiedzę, o swoje przypuszczenia. Ale później jest ten element, w którym to prokurator musi dokonać w oparciu o swobodną ocenę materiału dowodowego, czy mamy do czynienia z twardym dowodem, słabym dowodem czy po prostu mamy do czynienia z niczym. Pojutrze wybory, a tymczasem wciąż zostają nierozwiązane kwestie z poprzednich wyborów. Czy ktokolwiek dzisiaj potwierdza, że doszło do tej słynnej zamiany billboardów PZU na billboardy Donalda Tuska? Czy są jakiekolwiek dowody w tej sprawie po półrocznym śledztwie? Mamy dowody - taka jest przynajmniej relacja prokuratora, który to postępowanie prowadzi - na wyprowadzenie pieniędzy z PZU. Ale czy są jakiekolwiek związki PZU-Platforma Obywatelska? W tej chwili takich związków nie ma. I nie ma też związków z jakimiś innymi ugrupowaniami politycznymi, które brały udział w kampanii wyborczej. W związku z tym to postępowanie jest na etapie wyprowadzenia pieniędzy z PZU. Nadal badany jest przebieg i w jakim zakresie te pieniądze gdziekolwiek trafiały. Czyli Jacek Kurski, oskarżając sztab wyborczy PO, konfabulował? Nie, Jacek Kurski opierał się na tych informacjach, które przekazywały mu osoby, które były przesłuchiwane także przez prokuratora. To wiarygodne osoby? Za każdym razem prokurator musi dokonać oceny wiarygodności osób, które składają zeznania. Były to osoby, które potwierdziły to, co mówił Jacek Kurski. Inną rzeczą jest, że nie opierały one swoich twierdzeń na konkretach; opierały je na pewnych zjawiskach, które zaistniały w PZU na ciągu pewnych zdarzeń i tym posługiwali się, składając zeznania w prokuraturze. Dziękuję za rozmowę.