Były szef MSWiA jest przekonany, że w śledztwie dotyczącym uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika popełniono rażące błędy, a przestępcy mieli informatora wśród funkcjonariuszy policji. Konrad Piasecki: Panie ministrze, czy za błędy zaniedbania i zaniechania w sprawie Krzysztofa Olewnika ktoś powinien trafić za kratki? Janusz Kaczmarek: Czy ktoś powinien za kratki trafić to już jest drugie pytanie. Najpierw trzeba sobie odpowiedzieć jasno, że rażące błędy były, a następnie trzeba sobie odpowiedzieć, kto za te błędy odpowiada. Tu analiza została zrobiona i nazwiska również padają. Teraz trzeba znaleźć związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy tymi faktami i wówczas dokonać oceny prawno-karnej. Ponieważ obaj wiemy, że te błędy, zaniechania były, pytam, czy one były tak poważne, że należy tutaj wziąć pod uwagę sądową, prokuratorską, czy uznać to za zaniechania, zaniedbania, niefrasobliwość? Nie. To były bardzo poważne błędy, które - powiedzmy sobie szczerze - skutkowały śmiercią osoby porwanej. Przez dwa lata ta osoba była przetrzymywana. Cały czas lansowano tezę samouprowadzenia, nie zważano w ogóle na inne wątki, a przez ten czas ten człowiek był pozbawiony wolności, a na końcu został zabity. Ale te zaniedbania i błędy to na poziomie szeregowych prokuratorów i policjantów czy gdzieś wyżej? Trzeba wszystko sprawdzić. Ja nie hołduję spiskowej teorii dziejów, ale trzeba na pewno prześledzić cały ówczesny tok rozumowania i sprawdzić, dlaczego tylko ta jedna teza była lansowana. Gdzie są materiały źródłowe, które pokazują, że Krzysztof Olewnik był widywany w Austrii, w Berlinie i podobno cały czas żył? Ktoś musi za to jednak ponieść odpowiedzialność. Kiedy rodzina Krzysztofa Olewnika mówi: "Porywacze naszego syna i brata mieli wysoko postawionych mocodawców", to pan ma takie poczucie, że tak naprawdę było? Pytam o poczucie. Z moich badań nad setkami, które miałem okazje przeprowadzić, wynika jednoznacznie, że informatorami przy porwaniach z reguły są krewni, sąsiedzi, bądź - niestety - funkcjonariusze policji. Oczywiście trzeba też oddać cześć tym funkcjonariuszom policji, którzy dokonują później ujęcia sprawców. Ale ja mówię o tych czarnych owcach, które pojawiają się jako informatorzy. Tych informatorów tutaj na przykład nie mamy, a śledztwo wykazywało szereg zaniedbań plus śladów, które wskazywałyby na kontakty pomiędzy przestępcami a funkcjonariuszami policji. To informatorzy, współpracownicy wysokiego szczebla, czy tylko szeregowego? Z mojej wiedzy na dzień dzisiejszy, w oparciu o rozmowy z prokuratorami oraz analizy, które były w tej sprawie prowadzone, wynika... Ze szczebla tego bezpośredniego nie mam informacji, przynajmniej procesowej, żeby za to był ktoś odpowiedzialny z wyższych szczebli. Panie ministrze, w analizie śledztwa, do której dotarło radio RMF FM, pojawia się wątek afery złomowej. To znaczy, że ci porywacze, grupa mafijna mogła mieć związek także z tamtą aferą. Jest coś na rzeczy? Jest tam taki jeden wątek związany z pewną firmą, która znajdowała się obrotem stalą. W tej firmie stwierdzono pewne nieprawidłowości. Na marginesie powiem, że te nieprawidłowości fałszywych faktów stwierdził Krzysztof Olewnik - porwany i zabity. Tego wątku w ogóle od strony procesowej nie sprawdzono, wręcz zaniechano tego wątku, a osoby, które z tym wątkiem były związane, zaangażowały się w pomoc rodzinie. Czasami jest tak w porwaniach, że ci, którzy dokonali porwania, albo mają duży związek z porywaczami, angażują się później w proces wykrywczy czy też pomoc rodzinie. Tutaj zaniechano tego wątku. I słusznie ci, którzy dokonali tej analizy, zauważyli to.