Wiceszef klubu PO przyznał również, że nie jest pewne, iż każdy kandydat może wygrać z Lechem Kaczyńskim w wyborach prezydenckich. Odnosząc się do dzisiejszych doniesień prasowych, stwierdził natomiast, że wypowiedzi Ryszarda Sobiesiaka to oskarżenia człowieka, który wpadł w kłopoty. Agnieszka Burzyńska: "Rosół poinformował moją córkę, że są donosy na tatusia, więc ona powinna się wycofać" - to fragment zeznań Ryszarda Sobiesiaka w prokuraturze, do których dotarła "Rzeczpospolita". Czyli jednak przeciek w "pędzącym króliku"? Mariusz Kamiński miał rację? Janusz Palikot: Samo hasło "Pędzący królik" już czyni to wszystko dosyć kabaretowym. Jeżeli do tego dodamy jeszcze to, jak dotychczas "Rzeczpospolita" manipulowała tymi przeciekami... Przypomnę tylko, że po wielu miesiącach okazało się, że taki najbardziej kultowy podsłuch Chlebowskiego o tym, że "Rysiu, załatwię na sto procent" dotyczył czegoś innego. Więc teraz wyrwane z kontekstu wypowiedzi Sobiesiaka mogą być tak samo mylące. Przestrzegam przed tym... Nie, nie. Sobiesiak mówi jasno, że jego córka po powrocie ze spotkania z Rosołem powiedziała, że są donosy na jej tatę, więc powinna się wycofać. To jest jasno napisane i tam są cytaty z zeznań. Ale to są wszystko w dalszym ciągu oskarżenia człowieka związanego z branżą hazardową, który wpadł w kłopoty w tej chwili. Dwa: wypowiedź jego córki, że powiedział to Rosół. Skąd to? Pan to bagatelizuje? Ja tego nie bagatelizuję, tylko trzeba to potraktować z całą starannością. Jestem pewien, że prokuratura jest właściwym sposobem rozstrzygnięcia, co się zdarzyło, a nie Janusz Palikot. Ale skąd mógł wiedzieć Rosół? Tego właśnie nie wiem. Miejmy nadzieję, że to prokuratura ustali. A czyim był współpracownikiem? Mirosława Drzewieckiego. No jasne. Znaczy poszlaki wskazują, że Drzewiecki? A Drzewiecki od kogo? Ale musiał się dowiedzieć od... Ale to nie jest dla pana jasne, że właśnie tak wyglądała ta droga przecieku czy też "aksamitnego" przecieku? Na końcu był Sobiesiak, przed nim Sobiesiakówna, Rosół, Drzewiecki, Tusk. Premier ma kłopot czy nie ma? Moim zdaniem: nie. To są poszlaki. Nie można wykluczyć... Ja powtarzam jeszcze raz: gdybym był na miejscu Kamińskiego, sam bym podrzucił Drzewieckiemu czy Sobiesiakowi o tej akcji, żeby uwikłać... I nadal się pan będzie upierał przy tym, że to Kamiński podrzucił Rosołowi, tak? Oczywiście, to są typowe, bolszewickie metody CBA. Widzieliśmy je u Sawickiej, widzieliśmy je w stosunku do Leppera i teraz widzimy. Jestem pewny, że... Przesadza pan. Tak, nie przesadzam. Niech pani sobie przypomni, do czego doszło przy okazji Sawickiej: uwiedzenia, proponowania seksu przez agenta CBA po to tylko, by komuś... Czyli pan podtrzymuje teorię - ja się trochę uśmiecham - że to Mariusz Kamiński dał Rosołowi czy też Sobiesiakowi, tak? Znaczy Rosołowi teraz, bo już nie Sobiesiakowi. Może Sobiesiak, który to dostał, teraz zeznaje, jak zeznaje. Wiarygodność kogoś takiego jak Sobiesiak naprawdę jest mniejsza nawet niż Rosoła, nie wspominając już o "Pędzącym króliku". A ma znaczenie, że były wicepremier mówi pod przysięgą podczas zeznań, że Sobiesiaka zna 7 lat, były minister sportu - 10 lat, podczas gdy Sobiesiak w prokuraturze zeznaje: "to moi koledzy, znam Drzewieckiego i Schetynę od 20 lat"? No ale pani wie, że Sobiesiak? Dla pani z jakiegoś powodu Sobiesiak jest wiarygodny, bo przypieprza Schetynie czy Drzewieckiemu. Nie, nie jest wiarygodny. Mówię o różnicach w tych zeznaniach. Dobrze, powiem pani tak zupełnie z ręką na sercu. Gdybym się pani spytał albo gdyby się mnie pani spytała, ile lat znam jakiegoś np. Jana Kulczyka? Ja pani mówię zupełnie serio. Mnie się wydaje. Jak miałabym zeznawać przed komisją śledczą, to chyba starałabym sobie to dokładnie przypomnieć. Ale ja np. nie pamiętam dzisiaj dnia, w którym poznałem Jana Kulczyka czy Zbyszka Niemczyckiego. Wiem, że to było kilkanaście lat temu, ale czy to było w 1993, 94, 95, 96? Nie wiem. Czyli to nie podważa wiarygodności? Taka różnica 13 czy też 10 lat? Jest też pytanie, co się rozumie przez słowo "znajomość". No to, że ktoś kiedyś z kimś się widział, tam podał mu rękę i ktoś drugi uważa to za znajomość, to jest gruba przesada. Niech też pani pamięta, że ludzie z tej drugiej strony, gdzie sam kiedyś byłem w roli biznesmena, z dużo większą jakby uwagą odnotowują spotkania z przedstawicielami władzy niż sama ta władza. No dobrze, a przekonał pana wicepremier, gdy przed komisją walczył o życie? Bo to chyba była walka o życie. Przekonał? Grzegorz Schetyna? Tak. Tak. Muszę powiedzieć, że w mojej ocenie paradoksalnie wypadł najlepiej, dlatego że był na takim kompletnym luzie. Nie był tak plastykowy jak Chlebowski i nie był tak - powiedziałbym - nie był taką megagodzillą jak Tusk w czasie jego przesłuchania. Tak że Schetyna przy całej mojej... Czyli wygrał i będzie sekretarzem generalnym partii po majowym kongresie? A to nie jest powiedziane. To zdecyduje oczywiście Tusk, kogo zaproponuje. Poza tym Grzegorz Schetyna zrobił już kiedyś z siebie - to jest taki prawdziwy self-maker - zrobił z siebie samego wicepremiera i ministra MSWiA. Ale to co, teraz robi z siebie sekretarza generalnego? Odniosłem takie wrażenie, ale nawet jeśli tak będzie, to nie będzie nic złego, bo to jest... A nie ma umowy między nim a Donaldem Tuskiem? Moim zdaniem teraz nie ma żadnej umowy. Ale mówi pan tak, bo pan to wie, czy to jest źle dla pana, bo karty zostały rozdane - Tusk pozostaje szefem partii i premierem, Schetyna sekretarzem generalnym, prezydentura obsadzona, a Janusz Palikot na lodzie? Genialnie. Dla mnie ta pozycja, którą w tej chwili mam - niezwiązanego żadnym urzędem, nieskrępowanego w swoich wypowiedziach i jednocześnie działającego na wszystkich poziomach: zakulisowo, kulisowo i otwarcie - to fantastyczne położenie. Nie oddałbym tego na pewno za tekę wicepremiera.