Konrad Piasecki: Rzecznik Prawa i Sprawiedliwości upojony szczęściem kibica. Dzień dobry. Adam Hofman: - Dzień dobry. Takim szczęściem na 90 procent, bo jednak... Bo mogliśmy wygrać. - No mogliśmy. Ale co my się spotykamy ostatnio po meczu, to pan mówi: "Mogliśmy wygrać". Ale mimo wszystko się udało: i rozegrać mecz, i zasunąć dach, i zremisować z Anglią. Sukces Tuska. - Trzy koła są dobre, traktor pojechał, ale... Nie, no oczywiście, mecz to są dwie sprawy: piłkarze pokazali, że potrafią walczyć do końca nawet z Anglią i pokazali, że zasługują na więcej niż ekipa Tuska. A stadion pokazał, że potrafi zasunąć dach. - I stadion pokazał, że potrafi zasunąć dach, mimo że nie padało. Gorzej z tym dachem jak pada. Nie boi się pan, że w tej sytuacji naród wybaczy rządzącym nawet wpadkę dachową, tę wtorkową? - Piłkarze zasługują na szacunek. Ale czy ludzie, którzy za 2 miliardy bardzo ładny zresztą, piękny stadion nam postawili, dali za to nagrody szefom NCS-u po 50 tysięcy i nie można na nim rozegrać tego, do czego jest przeznaczony, czyli meczu piłkarskiego w czasie deszczu, to już inna sprawa. Mówi pan, że to wina rządzących? - Nie, pan upraszcza, bo pan powie teraz: "Hofman powie: Wina Tuska, ha, ha, ha. Głupi PiS". Tak nie jest. Ja powiedziałem, że to symbol rządów Tuska, symbol. To jest symbol. Stadion, piękny stadion, na którym nie zasuwa się dach jak pada. Bo politycy Platformy mówią: "Zaczynamy żyć jak w "Seksmisji". Za chwilę się okaże, że nie odpowiadamy tylko za koklusz, bo już za gradobicie tak". - Nie wiem, za co czują się odpowiedzialni politycy Platformy. Za to myślę, że obywatele, wyborcy powinni rozliczać rząd, czy np. buduje autostrady tak, że one nie pękają zimą, czy stawia stadiony, drogie stadiony tak, że można na nich zasuwać dach, a murawa jest taka, że jak pada deszcz, to nie stoi woda. Myślę, że to jest jednak, mimo wszystko, odpowiedzialność ludzi, którzy podejmują decyzje. Dodam: ci ludzie mają budować elektrownię atomową. Przekaz PiS-u jest taki, że dach przywalił i Tuska i jego expose? - To nie jest żaden przekaz, bo ja byłem na meczu i jako kibic we wtorek czułem się po prostu wściekły. Widziałem ludzi, którzy musieli spać w samochodach, bo nie był miejsc w hotelach. Widziałem ludzi, którzy wracali, wczoraj np. podszedł do mnie facet i powiedział: ja kocham piłkę i pojechałem z powrotem do Bielska-Białej i wróciłem, ale wie pan, to jest trochę przykro mi jest, że Anglicy się ze mnie śmiali, piłkarska Europa ze mnie sobie jaja robi. I od wtorku kocha nie tylko piłkę, ale i PiS i Jarosława Kaczyńskiego? - Nie można wszystkiego do prosty kryteriów politycznych sprowadzić, ale jest paradoksem, że rządzący nami Donald Tusk, który jest piłkarzem, nie umie zorganizować stadionu, na którym da się grać jak pada. Wie pan, piłkarze raczej rzadko umieją budować stadiony. Nie chcę pana smucić. - I widzi pan i też słabo rządzą państwem, jak się okazuje. Ale prezes też w piłkarskie powinien się podszkolić, bo wczoraj się pomylił jak chodzi o wynik meczu Polska - RFN w 74 roku. - Ale się sprostował. Powiedział 1:1, potem od razu jak zeszliśmy z konferencji mówi: "panie Adam musimy wrócić, pomyłka", no i mówi tak: "ja tak wtedy bardzo chciałem, żeby oni strzelili tą bramkę, 1:1 i tak mi się zapamiętało". Projekcja po latach. Będziecie kogoś odwoływali za ten dach? Joannę Muchę? - Wie pan, moim zdaniem pani minister Mucha nie powinna być ministrem sportu od początku, ale jest nią, bo tak zdecydował Donald Tusk, i mechaniczna większość będzie ją bronić do ostatniej kropli deszczu w tym parlamencie. To nie ma sensu. Moim zdaniem, żeby dokonać zmiany w ogóle systemu, co spowodowało, że ktoś nie podjął decyzji o zasunięciu tego dachu" chaos, bałagan i brak odpowiedzialności. Pytanie, czy nie na przykład delegat FIFA, który powiedział, żeby nie zasuwać? - Oczywiście, teraz możemy to rozważać, tylko że delegat FIFA zdecydował, żeby zasunąć dach, to nie ma procedury, żeby to w deszczu robić. To już nie rozważajmy, dziwię się tylko, że w sprawie Muchy wykazujecie się umiejętnością liczenia, a na przykład w sprawie ponadpartyjnego kandydata na premiera już nie. - No bo właśnie dlatego chcemy konstruktywnego wotum, żeby zmienić cały system rządów a nie tylko jednego ministra, a drugiego, co do faktu, już nie zmienimy. Tylko że nie umiecie liczyć, bo już mało kto się interesuje i profesorem i jego wielką misją, a poparcia w parlamencie tylko głosy PiS-u i nic więcej. - Spokojnie, to jest prawdziwy test dla wszystkich parlamentarzystów. Albo chcemy kraju, w którym ekipa zabiera się za budowę metra i tunel pod Wisłostradą zostaje zamknięty - i dziura w środku Warszawy i trzeba ewakuować mieszkańców, albo nie. Ludzie, na których liczyliście, już pokazali, jak ten test chcą zdawać. Powiedzieli: Nie interesuje nas ten Gliński. - No to jak ich nie interesuje Gliński, to znaczy, że przyłączają się do obozu władzy Donalda Tuska. To jest dość prosty wybór. A nie przyłączają się do obozu Prawa i Sprawiedliwości Glińskiego. - Właśnie to jest dlatego nie kandydat partyjny, tylko człowiek niezależny, profesor - żeby ci ludzie nie mogli tak powiedzieć, żeby nie brzmiało to wiarygodnie. Mówię o parlamentarzystach innych partii. Sondaże pokazują coraz bardziej - Tusk się skończył, albo zaczyna się kończyć. Jeśli ktoś chce podtrzymywać rząd Tuska, to może rzeczywiście nie głosować za profesorem Glińskim. Rozumiem, że plan z Glińskim jest cały czas aktualny, zbieracie podpisy, składacie wniosek? - To nie jest problem zbierania podpisów, my je mamy. My po prostu chcemy, żeby wniosek był procedowany i głosowany. Było wystąpienie w Sejmie. Mniej więcej na 5-lecie rządów Donalda Tuska. Czyli kiedy złożycie ten wniosek? - Niebawem, 5-lecie mija w listopadzie i chcemy, żeby ten wniosek wtedy był głosowany. Procedura jest taka, że pani marszałek ma dwa posiedzenia, czyli mniej więcej może to zrobić w dwa tygodnie. Rajdy premiera, aktywność ministrów.. Nie boi się pan, że spychają Was, i profesora, i jego misję, i wielką ofensywę PiS w cień? - Nie boję się, bo to już było. Ja już widziałem tych ministrów, którzy mówili: "Zrobimy, wymyślimy, zbierzemy zespół". Dzisiaj słyszałem pana Jana Krzysztofa Bieleckiego - który jest szefem Rady Gospodarczej - w jednej ze stacji radiowych, który mówił, że była Polska w budowie - teraz jest Polska w przebudowie. Jeśli ma ekipę, która coś wybuduje i zaraz musi coś przebudowywać, to ja dziękuję... A Wy się upajacie sondażowymi triumfami? Macie chwile satysfakcji? - A widzi pan, żebym triumfował? Nie. Ja uważam, że sondaże będą się jeszcze zmieniać. Uważam, że zrobiła się silna polaryzacja, czyli wszyscy ci, którzy chcą zmiany, będą szli do tego szerokiego obozu przy Prawie i Sprawiedliwości, a ci za stabilizacją, status quo i tym, co jest teraz, będą przy Platformie. A nie jest panu trochę przykro, że żeby wreszcie mieć te sondażowe triumfy, to musieliście i trochę odsunąć na bok prezesa, i wyjąć nieznanego nikomu wcześniej profesora, i gdzieś tam uśpić Antoniego Macierewicza? Twardy, szczery, prawdziwy PiS gdzieś się schował nagle. - To jest narracja, którą niektórzy włączają w stosunku do nas: "Patrzcie wy się zmieniacie, jesteście niewiarygodni". To nie narracja. Przecież to gołym okiem widać. - To jest skrajnie nieuczciwe, bo w polityce można wysyłać oferty do różnych elektoratów i Tuskowi, który raz gra Gowinem a raz udaje Palikota nikt z tego nie robi wyrzutów. Wtedy pan nie mówi: "Ojej, ale ten Tusk oszukuje, o taki Palikotowy teraz". Tusk od zawsze gra szerokim frontem, a wy graliście radykalnie i twardo, a teraz się uspokoiliście. - Ale jak PiS ma ofertę zarówno dla swoich wiernych wyborców, ale także dla wyborców umiarkowanych, to pan mi robi z tego zarzut. Ja pytam, czy panu nie jest przykro. To nie jest zarzut. - Przykro? Tak. Ja pytam, czy nie jest panu przykro, że twardy, szczery, prawdziwy PiS musiał się schować? - Ja raczej się cieszę, że te założenia, które przyjęliśmy, się sprawdzają. Żaden twardy PiS się nigdzie nie schował. My cały czas robimy to, co robiliśmy do tej pory. Zbiera się zarówno zespół parlamentarny, zajmujemy się i Smoleńskiem i gospodarką. Panie pośle, a pan się czuje się ojcem i matką tego sondażowego sukcesu? - Od raz dwoma rodzicami, to tak nie da rady. Ojcem sukcesu jest Jarosław Kaczyński, który zaplanował tę ofensywę. Ja oczywiście jestem w gronie ludzi, którzy to robią i którzy mają tu swój wkład. To szybkie pytanie od słuchaczy: czy obawia się pan, że Adam Bielan może na nowo zająć pana miejsce w Prawie i Sprawiedliwości? - Nie obawiam się. Pozdrawiam tego słuchacza. Pan Krzysztof: Czy podoba się panu Konin, do którego - przypomnijmy - został pan posłany przez prezesa i partię? - To też niezły mit. Ja jestem tam parlamentarzystą już trzecią kadencje i nigdzie nie zostałem posłany. I uwielbia pan Konin? - Uważam, że to miasto ma ogromny potencjał, który nie jest dziś wykorzystywany.