- Rozważałbym taką zmianę ordynacji wyborczej, by jednego dnia w roku 2010 przeprowadzić wybory prezydenckie, parlamentarne i samorządowe - stwierdził. Konrad Piasecki: Panie pośle, czy rząd niczym Rejtan powinien zatarasować przed prezydentem granice Polski? Jarosław Gowin: Zgadzam się z tym, co powiedziała przed chwilą pańska koleżanka. To jest spór żenujący. Dla mnie jest oczywiste, że racja w tym sporze jest po stronie pana premiera. Mówiąc szczerze, nie chciałbym tego dłużej komentować. Ale jak skończyć ten żenujący spór? Poddać się, skończyć walkę i modlić się już tylko za to, co będzie się działo w Brukseli? Nie wiem, jak będzie wyglądała wizyta polskiej delegacji w Brukseli. Nie zazdroszczę ani premierowi, ani prezydentowi. Natomiast wiem, że pan premier nie może się dać pozbawić swoich konstytucyjnych uprawnień, bo mam wrażenie, że tutaj ośrodek prezydencki próbuje - jak się mówiło w latach dziewięćdziesiątych - sfalandyzować prawo. Sfalandyzować czy złamać konstytucję? Czy wyjeżdżający bez zgody rządu prezydent łamie konstytucję, czy tylko ją troszkę naciąga. Myślę, że naciąga; że tutaj nie ma do czynienia z łamaniem prawa. Jest na pewno łamanie dobrych obyczajów i łamanie - co tutaj dużo mówić - polskiej racji stanu, która wymaga tego, żeby politycy budowali autorytet państwa a nie je ośmieszali. Czyli o Trybunale Stanu nie ma w tym przypadku co myśleć? Nie. Mówienie o Trybunale Stanu byłoby kolejnym etapem falandyzacji polskiej polityki. Panie pośle, a nie ma pan poczucia, że oto na naszych oczach zaczyna się właśnie kampania prezydencka, albo wkracza w taką fazę już naprawdę mocną i ostrą? Pewnie ma pan rację. Dobrze byłoby, żebyśmy ponad podziałami partyjnymi zastanowili się, jak dotrwać do roku 2010 bez dalszego psucia państwa. A pan ma na to jakiś sposób jak dotrwać, bo to jeszcze dwa lata? Chętnie porozmawiam z panem redaktorem na ten temat, ale najpierw musiałbym uzgodnić moje pomysły z kolegami z Platformy. Pański autorski pomysł byłby jaki? Za wcześnie o tym mówić. Natomiast jestem przekonany, że Platforma i sam premier Donald Tusk, powinniśmy wyjść z tego klinczu z ciosem, tzn. z nową, śmiałą inicjatywą polityczną. Jak pan mówi cios i śmiała inicjatywa polityczna, to czuję w powietrzu przyspieszone wybory parlamentarne. Nie. To nie jest dobry pomysł. Ja bym rozważał taką zmianę ordynacji wyborczej, żeby jednego dnia w roku 2010 r. przeprowadzić wybory prezydenckie, parlamentarne i samorządowe. Innymi słowy, pozwolić Polakom zdecydować, czy chcą, żeby Polską rządziła Platforma czy jakaś inna partia. Czyli żeby wrzesień 2010 r. uczynić takim momentem rozgrywki o wszystko w polskiej polityce? Minie akurat 20 lat niepodległej Polski. Myślę, że sprawdziliśmy wszystkie plusy i minusy obecnego ustroju politycznego, obecnej konstytucji. Trzeba przygotować nową ustawę zasadniczą i wejść w te trudne czasy, które nadchodzą, z nowym pomysłem na Polskę. Czyli też ten 2010 r. to również ubita ziemia nowej konstytucji? Tak. To chyba nie ulega dzisiaj dla nikogo wątpliwości, że obecna ustawa zasadnicza się nie sprawdza i trzeba doprecyzować kompetencje premiera i prezydenta. Trzeba zdecydować, czy chcemy, żeby Polską rządził prezydent czy szef rządu. Utrzymywanie status quo jest niszczące dla Polski. A pańskim zdaniem ta konstytucja powinna wprowadzać system kanclerski czy prezydencki? Rozumiem, że taka będzie dyskusja. Teraz to muszę powiedzieć, że jest mi wszystko jedno. Ważne, żeby w Polsce istniał silny, jednoznaczny ośrodek władzy. Gotów jestem przystać zarówno na rozwiązanie prezydenckie jak i kanclerskie.