Agnieszka Burzyńska: Czy takie widowiska jak wczorajszy mecz powinny być karane? Jarosław Gowin: - Wszyscy zostaliśmy ukarani wynikiem i poziomem gry polskiej reprezentacji. Ubolewam, bo wydawało mi się, że trener Fornalik może wnieść jakąś nową jakość. Na razie idzie kiepsko. Jarosław Gowin był tam, oglądał i się wkurzył? - Nie, ja jestem spokojnym człowiekiem. Ale przykro mi było patrzeć, że w drugiej połowie - mimo że nie straciliśmy żadnej bramki - miałem wrażenie, że polski zespół grał z podciętymi skrzydłami. Zabrakło chyba ambicji. To teraz o innym meczu - politycznym. Pierwsza połowa kadencji dobiega końca. Notowania rządu i oceny premiera dołują. Słaba forma, prawda? To wina trenera czy drużyny? - Ja nie przejmuję się specjalnie sondażami, nie jestem typem polityka, który by z wypiekami na twarzy czytał sondaże... Ale sam pan już w październiku mówił: Jesteśmy w narożniku. I nie udało się wyjść z tego narożnika. Dlaczego? - W polityce trzeba mieć odwagę, trzeba wierzyć w to, co się robi, trzeba robić rzeczy słuszne, a potem dopiero patrzeć na wyniki. Moim zdaniem, jeżeli przeprowadzimy cały szereg ważnych reform, to w 2015 roku możemy po raz kolejny wygrać wybory. Ale wy ciągle mówicie: Przeprowadzimy, zrobimy... - Wiele rzeczy jest robionych, natomiast myślę, że dużo ważnych reform jeszcze jest przed nami. Podam pierwszy z brzegu przykład. To, o czym parę dni temu mówił pan prezydent Komorowski - reforma systemu podatkowego. To, czym ja się zajmuję - deregulacja. Te poszczególne projekty albo są już w Sejmie, albo czekają na przyjęcie przez rząd. Mam nadzieję, że do końca kadencji wiele z tych reform uda się przeprowadzić. A Grzegorz Schetyna mówi, że zaszkodziły głównie fotoradary. Jaka jest diagnoza Jarosława Gowina? Gdzie jest błąd? - Nie koncentrowałbym się na błędach, sytuacja jest bardzo trudna, bo widzimy jak wygląda stan gospodarki europejskiej. Czyli jednak kryzys europejski jest wszystkiemu winny? - Nie. Mamy (jako koalicja - RMF FM) parę głosów przewagi. Nie we wszystkich sprawach, o czym wiem najlepiej, mamy wspólne zdanie z koalicjantem. Natomiast ja uważam, że jeżeli jest gdzieś błąd, to może on polega na tym, że trochę brakuje nam odwagi do podejmowania decyzji tak śmiałych jak np. w pierwszym roku naszych rządów, czyli podniesienie wieku emerytalnego. Tej odwagi brakuje premierowi. - Nie, to nie jest tak, że można zrzucić odpowiedzialność na jednego człowieka. Trzeba myśleć w kategoriach odpowiedzialności całego obozu politycznego. Lubi pan drażnić lwy? Tak pociągnąć za wąsy? - Nie, ja jestem człowiekiem spokojnym. Nie lubię hazardu. Ale ten spokojny człowiek ciągle zdaje się mówić całym sobą: Premierze, zdymisjonuj mnie w końcu, wyrzuć mnie. - Nie, ja tylko mówię, że nie chcę być ministrem za wszelką cenę. Chcę być ministrem pod warunkiem, że mogę realizować moje plany - te zgodne z zapowiedziami premiera w exposé. A może je pan teraz realizować? - Wolałbym, żeby prace nad rozmaitymi projektami wychodzącymi z ministerstwa sprawiedliwości toczyły się szybciej. Ma pan poczucie, że są one blokowane? - Nie mam takiego poczucia. Spotkaliśmy się wczoraj z ministrem Cichockim, opracowaliśmy harmonogram wchodzenia tych kolejnych projektów pod obrady rządu. Kiedy one będą? Pójdą? Jest taka obietnica? - Pójdą, tak. Jest taka decyzja i wola. Wkrótce do Sejmu powinien trafić projekt ustawy o prokuraturze, druga transza deregulacji. Też bardzo ważny ze społecznego punktu widzenia projekt dotyczący seryjnych zabójców, którzy mają opuszczać więzienia od początku przyszłego roku. Za cztery dni orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie małych sądów. Rzecznik rządu mówi: "Minister Gowin wziął za to odpowiedzialność, jestem przekonany, że jego współpracownicy i on sam nie wprowadzili rządu i wszystkich w błąd i rzeczywiście to rozwiązanie jest zgodne z konstytucją." Słyszy pan w tych słowach groźbę? Bo ja tak. - Ja słyszę wyrazy poparcia. Życzliwy człowiek jak Paweł Graś z całą pewnością stoi w tej sprawie za mną murem. A jak będzie to niekonstytucyjne? Poda się pan sam do dymisji, czy spodziewa się pan jej? - Nie. Jeżeli Trybunał Konstytucyjny uzna, że nie moje rozporządzenie - bo ono w ogóle nie jest oskarżane - ale że ustawa uchwalana 10 lat temu jest sprzeczna z konstytucją, to zabiorę się za reformowanie sądów od innej strony. Dlatego, że sądy mają służyć obywatelom, a nie komfortowi sędziów. A jeśli straci pan stanowisko ministra - bo to zależy od premiera, czy będzie to letnia rekonstrukcja, czy być może wcześniej - to stanie pan w szranki z premierem o rząd partyjnych dusz? To postanowione? - Dzisiaj jestem ministrem sprawiedliwości, na tym się koncentruję. Dobrze, ale każdy polityk bierze pod uwagę wszystkie scenariusze. - Propozycja premiera Tuska, aby nowego szefa partii wybierali wszyscy członkowie - uważam, że to jest nowa jakość w polskiej polityce i byłoby dobrze, gdyby w PO konkurowały o to stanowisko lidera co najmniej dwie osoby. Jest pan gotów? Jeśli nie będzie pan ministrem... - Czuję się na siłach, by stanąć w szranki. Mnie bardzo zależy na tym, żeby przedstawić pewną wizję programową Platformy. Taka kampania wewnętrzna byłaby do tego wymarzoną okazją. Grzegorz Schetyna rzuci rękawicę premierowi? - O to trzeba pytać pana marszałka Schetynę. Mnie wydaje się to dosyć prawdopodobne. Jest politykiem numer dwa w Platformie. Jest, jak go określił Donald Tusk, strategiczną rezerwą naszej partii. Zawsze przychodzi moment, kiedy ta rezerwa rusza do boju. Nie będzie tak, że on nie zostanie zmuszony? Wyobraża pan sobie, że ze spokojem znosi, że ktoś o nim mówi "tchórz"? - Akurat róże rzeczy o Grzegorzu Schetynie można mówić, ale na pewno nie to, że jest tchórzem. A jeśli ktoś będzie takie rzeczy powtarzał? - Nie słyszałem, żeby ktoś ryzykował takie sformułowanie. Już się pojawiają sformułowania pod tytułem: Nie wystartuje, to straci, bo okaże się, że nie jest silny. - Niektórzy szefowie regionów Platformy, na przykład szef małopolskiej Platformy Ireneusz Raś czy szef łódzkiej Platformy Andrzej Biernat, także mnie wzywają do startu. Odbieram to jako poparcie. Czy w wyborach na szefa partii powinna wystartować także kobieta? - To zależy od kobiet. Ale widzi pan taką kobietę dziś? - Oczywiście, że tak. Z całą pewnością potencjał liderski ma pani prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz. Hanna Gronkiewicz-Waltz? Powinna? - Nie, nie. To zupełnie co innego, czy powinna. Ja nie rzucam jej tutaj rękawicy. Natomiast jeśli pani mnie pyta, czy są w Platformie kobiety, które mają potencjał na to, żeby być przywódcą partii, to oczywiście mówię, że tak i jednym z przykładów jest Hanna Gronkiewicz-Waltz. A Ewa Kopacz? - Ewa Kopacz jest jednym z najbliższych współpracowników Donalda Tuska, na pewno nie stanie w szranki przeciwko niemu. Zresztą, mówiąc szczerze, sądzę, że to samo dotyczy Hanny Gronkiewicz-Waltz.