Konrad Piasecki: "Krytyczny rok", "Tusk ogłasza kryzys", "Prognozy ostro w dół" - takimi tytułami krzyczą dziś rano gazety. Nie boi się pan, że to początek końca sondażowej szczęśliwości rządu i Platformy? Jarosław Gowin: Nie, to jest realistyczna reakcja na to, co dzieje się na rynkach światowych. Ten kryzys na pewno do Polski dotrze i uważam, że rząd zrobił bardzo słusznie nie obniżając swoich prognoz gospodarczych wcześniej, dlatego, że rząd nie może się motać od ściany do ściany. Teraz mniej więcej wiadomo jaka jest skala kryzysu i myślę, że środki zaproponowane przez premiera i ministra Rostowskiego są właściwe. A nie uważa pan, że rząd jednak popełnił błąd, taki grzech lekceważenia kryzysu i nadmiernego optymizmu? Bo do tej pory było jak w "Weselu" Wyspiańskiego. Polska wieś miała być zaciszna, polska wieś miała być spokojna, a tu się okazuje, że jednak polska wieś będzie cierpieć. Proszę mi wierzyć, że nikt z nas nie lekceważył skali tego kryzysu. Od wielu miesięcy mieliśmy poczucie narastającej grozy. Natomiast - po pierwsze - chodziło o to, żeby uniknąć paniki, bo mogłaby być zabójcza. A nie jest tak, że on jednak uderzy w sondaże rządu i Platformy? Nawet jeżeli uderzy, to cóż z tego. My jesteśmy odpowiedzialni nie za wyniki sondaży, tylko za efekty polskiej gospodarki. A czy w tej sytuacji przyzwoitym jest, że w przyszłym roku posłowie dostaną podwyżki? Spodziewałem się tego pytania. Są redukcje podatków, no i nie da się z punktu widzenia państwa prawa wyłączyć jakiejś grupy zawodowej od tych redukcji. To jest tylko redukcja podatków, czy podwyżka pensji? Z tego co wiem, to tylko redukcja podatków. Nawiasem mówiąc, chcę panu powiedzieć, że pensje posłów nie były podwyższane od 1999 roku. Oczywiście można narzekać na zarobki posłów, natomiast my podejmujemy decyzje, których konsekwencje są wielomiliardowe i jako obywatel czułbym się spokojniej, gdyby te decyzje podejmowali ludzie dobrze opłacani. Czy kryzys zabija marzenia o finansowaniu z budżetu zabiegu in vitro? Nie, ponieważ skala tego finansowania jest niewielka. Ale jeśli będzie szukanie oszczędności, to pewnie i tego mogą te oszczędności dotknąć. Trzeba wprowadzić inną kolejność. Musimy uregulować tę dziedzinę, bo tu nie ma żadnych przepisów. Dopóki nie ma przepisów, nie ma mowy o finansowaniu, refinansowaniu, całościowym. Jak wprowadzimy regulacje, które będą określały, co w dziedzinie in vitro jest dopuszczalne, a co nie, to wtedy możemy rozmawiać o dofinansowaniu. Pan mówi o regulacjach, a Platforma Obywatelska chce wyrzucić pana projekt do kosza. Co pan na to? Na razie projekt do kosza chcą wyrzucić niektórzy dziennikarze. Nie. Szefowa komisji mówi, że projekt do niczego się nie nadaje, trzeba go napisać od nowa. To pani Kidawa-Błońska, szefowa takiej partyjnej komisji Platformy, która została powołana do oceny pana ustawy. To opinia zdecydowanie przedwczesna. Rzeczywiście ten zespół został powołany, ale dopiero rozpoczął swoją pracę. A już je chce skończyć, wyrzucając pańską ustawę do kosza. Nie wierzę, żeby bardzo kompetentna osoba, jaką jest pani poseł Kidawa-Błońska, mogła w ten sposób oceniać projekt, nie wysłuchawszy ekspertów, którzy ten projekt popierają. Takie spotkania są zaplanowane w najbliższym czasie. Natomiast jest prawdą, że w sprawie zapłodnienia in vitro klub Platformy jest wewnętrznie zróżnicowany, podobnie jest zresztą z klubem PiS-u. Być może najlepszym rozwiązaniem będzie wycofanie projektu jako projektu całego klubu, natomiast przedstawienie Sejmowi kilku alternatywnych projektów, popieranych przez grupy posłów z różnych partii. Panie pośle, a co jest dla pana takim non possumus? Co będzie taką sytuacją, przy której - jeśli pańska partia powie: "To zmieniamy" - pan powie: "Ja się nie mogę podpisać pod tym projektem". Czy dopuszczenie do in vitro także konkubinatów jest takim non possumus? Nie, ja od początku mówiłem, ze to jest sprawa drugorzędna.