Nie ma w tym naszej prowokacji, Kaczyński sam ciągnie swoją partię w ten kanał - dodaje gość Kontrwywiadu RMF FM. Jego zdaniem polityka Rosji konsekwentnie stawia na osłabianie pozycji Polski. - Sprawa usuniętej tablicy to dokonana z premedytacją prowokacja - twierdzi Gowin. Konrad Piasecki: W krakowskim studiu polityk Platformy Obywatelskiej, Jarosław Gowin, dzień dobry. Jarosław Gowin: - Witam serdecznie. Nie zirytowało pana co nieco, to co działo się wczoraj w Smoleńsku? - Nie, nie zirytowało mnie, bo ja nie mam wielkich oczekiwań wobec polityki rosyjskiej. Uważam, że ona jest konsekwentnie nastawiona na osłabianie pozycji Polski. A nie ma pan wielkich oczekiwań wobec tego, co wobec prezydenta Rosji i wobec dziennikarzy rosyjskich powie Bronisław Komorowski np. na temat zamiany tablicy. - Żeby oceniać słowa Bronisława Komorowskiego, trzeba się zastanowić, dlaczego Rosjanie tę tablicę zamienili. Moim zdaniem to była z premedytacją przeprowadzona prowokacja, której cele są - tak jak sadzę - potrójne. Po pierwsze, skłócić jeszcze bardziej Polaków, to jest stara metoda dyplomacji rosyjskiej od stuleci. Akurat historią Rosji się dużo zajmuje. Po drugie, chodziło o to, żeby odciągnąć uwagę Polski od zagadnień z punktu widzenia polskiej racji stanu dużo ważniejszych np. działań rosyjskich zmierzających do odciągnięcia Ukrainy od Unii Europejskiej. Po trzecie, myślę, że Rosjanie liczyli, że fala nastrojów antyrosyjskich przybierze jakąś postać radykalną i w przeddzień polskiej prezydencji będzie można oskarżyć nas o rusofobię. Mimo wszystko, mimo że to być może była prowokacja, mamy też MAK, mamy walkę o wrak, mamy takie zachowania Rosjan, które, aż wołają o to, żeby prezydent Polski powiedział tam coś mocniejszego i coś bardziej zdecydowanego niż mówienie o pięknej księdze ze stosunków polsko-rosyjskich. - Znamy tylko te oficjalne wypowiedzi Bronisława Komorowskiego. Liczy pan, że w zaciszu rozmów mniej oficjalnych prezydent walnął pięścią w stół? - Dla mnie to jest oczywiste, że Dymitrij Miedwiediew usłyszał parę słów prawdy na temat tego, co Polacy i co polski prezydent myślą o takich manipulacjach jak ten zabieg z tablicą. Oby. Panie pośle, kto wygrał niedzielną bitwę o pamięć? - Myślę, że wszyscy przegraliśmy. Bo jeżeli nawet taka rocznica nas dzieli, tzn. że w coraz mniejszym stopniu jesteśmy wspólnotą. Wszyscy przegraliśmy, ale obóz Platformy przegrywa, oddając wojnę i bitwę walkowerem, bo oddaje pole Prawu i Sprawiedliwości w pamięci o Smoleńsku. - Raczej nie chcemy uczestniczyć w wyszarpywaniu sobie tej pamięci. Ja mam wrażenie takie, jak chyba wyraźna większość Polaków, że Prawo i Sprawiedliwość usiłuje zawłaszczyć tę pamięć. Przy okazji upartyjniając. Myślę, że na takie wyważone i wspólne przeżywanie tej rocznicy przyjdzie pora za kilka lat. A nie jest tak, że bardzo świadomie wpuszczacie Prawo i Sprawiedliwość, czy wypuszczacie na to pole bitwy o pamięć, bo Jarosław Kaczyński mówiący o "zdradzonych o świcie", to jest ideał Platformy Obywatelskiej? - Rzeczywiście łatwiej jest nam polemizować i walczyć politycznie z Jarosławem Kaczyńskim snującym takie, jeżeli nie insynuacje, to co najmniej dziwne aluzje - właściwie czytelne aluzje - niż z Jarosławem Kaczyńskim, który punktuje nas od strony gospodarczej, ale proszę mi wierzyć, my nie wpuszczamy Jarosława Kaczyńskiego w taki kanał. On sam z ogromną determinacją w ten kanał wchodzi i ciągnie za sobą swoją partię. A jak długo Platforma jeszcze męczyć się będzie z odpowiedzią na pytanie o pomnik ofiar 10 kwietnia? - Ja w ogóle nie uważam, żeby na to pytanie powinny odpowiadać partie polityczne. No nie, ale to od partii politycznych i od rządzących zależy to, czy te pomniki staną, a póki co w Warszawie, w centrum miasta, tego pomnika nie ma i nic nie świadczy o tym, żeby miał się szybko pojawić. - Tutaj decyzja nie należy do Platformy Obywatelskiej, decyzja należy do władz samorządowych poszczególnych miast. Owszem w Warszawie rządzi Platforma - w tym sensie lokalni działacze Platformy będą musieli wziąć ciężar tej odpowiedzialności na siebie. Ja chcę powiedzieć, że niezależnie od tego, czy my - obecne pokolenie polityków - chcemy pomnika Lecha Kaczyńskiego, albo szerzej pomnika wszystkich ofiar, czy tego pomnika nie chcemy, to te pomniki będą powstawać. Katastrofa smoleńska to jest tragedia, która przeorała polską historię. Wokół niej powstanie wielki mit narodowy i będą powstawać też pomniki. Pytanie, czy one powinny powstawać teraz, w atmosferze walki partyjnej i w atmosferze kampanii wyborczej, czy powinny powstawać za kilka lat. Gdybym miał udzielić odpowiedzi, abstrahując od emocji obozu Prawa i Sprawiedliwości, to powiedziałbym: no, lepiej, rozsądniej jest zrobić to za parę lat. I jest jeszcze jedno pytanie. Czy o budowie takich pomników powinny decydować sondaże? Czy sondaże są najlepszym sposobem na rozstrzyganie takich dylematów? - Ja w ogóle należę do tych polityków, którzy uważają, że w polityce trzeba się kierować własnymi przekonaniami i sumieniem, a nie sondażami. A kiedy pan widzi - takich walki i bitew jest w całej Polsce co najmniej kilkanaście - te walki samorządowe o ulice czy place Lecha Kaczyńskiego, których zawsze linia podziału jest taka sama. Prawo i Sprawiedliwość mówi: nazwijmy ulicę imieniem Lecha Kaczyńskiego, a radni lokalni Platformy Obywatelskiej mówią "nie". Nie uważa pan, że to jest małostkowe z ich strony? - Nie rozumiem takiego mówienia. Nie, bo o ile można dyskutować co do pomników, tyle co do nazw ulic skwerów... To jest naturalne, to był prezydent Polski, który w dodatku poniósł śmierć na służbie, w szczególnych okolicznościach. I ja nie widzę żądnych przeciwwskazań, żeby jego imieniem nazywać ulicę czy skwer. Na koniec sekundę jeszcze o czystej polityce. W obliczu tego nowego PiS-u, bardziej jednak renesansowego, zwieracie szyki? - Jesteśmy scementowani, jesteśmy gotowi do kampanii wyborczej. Chcemy rządzić następną kadencję z Polskim Stronnictwem Ludowym. Chcemy przeprowadzić wiele zmian, na które w tej kadencji z różnych powodów... Nie było czasu ani siły. Pokój Boży zapanował w Platformie? - Zapanowało poczucie, że w imię celu, jakim jest dobre rządzenie Polską przez następną kadencję, należy różnice, które są naturalne w każdej partii, odłożyć na bok. A walka o pańskie miejsce na liście wyborczej już się zakończyła? - Nie uczestniczyłem nigdy w tej walce. Ta walka w takim razie rozgrywała się poza panem. Ale ona trwa? - Jeżeli w ogóle można o takiej walce, to ona się odbywa całkowicie poza mną. Ja ze spokojem czekam na decyzję władz partii. Ale jeszcze pan nie ogłosi, że już pan wie, że wystartuje do Sejmu. - Nie, bo jak panu powiedziałem, z nikim, literalnie z nikim spośród członków kierownictwa Platformy, a przede wszystkim z panem premierem Tuskiem na ten temat nie rozmawiałem. Uważam, że premier ma dzisiaj tysiąc ważniejszych tematów do zastanowienia się niż miejsce na liście Jarosława Gowina.