- Minister sprawiedliwości twierdzi, że wbrew temu, co twierdzi KRS, miał prawo zażądać akt sprawy Marcina P., zapowiada jednak, że w związku z trwającym w tej sprawie postępowaniem wyjaśniającym, zrzeknie się immunitetu. - Wygląda na to, że minister sprawiedliwości jest głównym oskarżonym ws. Amber Gold - twierdzi gość RMF FM. Konrad Piasecki: Marsz"Obudź się Polsko", kandydat na premiera... PiS w uderzeniu. Jarosław Gowin: - To prawda, ale dzięki temu polityka jest ciekawsza. Ale jak PiS w uderzeniu, to PO w strachu? - Rząd, PO, mamy bodziec do cięższej pracy. Liczą na pana, że pan poprze ich kandydata. - Chyba takie nadzieje należy traktować w kategorii żartu albo po prostu pewnej gry politycznej. A tak serio: profesor, socjolog, stonowany, spokojny nie byłby lepszy od Tuska? - Nie, nie byłby lepszy. Premierem powinien być ten, kto ma 231 głosów w Sejmie, a jedyną taką osobą w tej kadencji jest i będzie Donald Tusk. Czyli marzenia o Glińskim i poparciu Jarosława Gowina dla niego wkładamy między bajki? - Panie redaktorze, nie ma takich marzeń. Politycy PiS-u są na tyle realistyczni, że nawet nie próbowali ze mną rozmawiać. I słusznie, bo byłoby to bezprzedmiotowe. Zły czas dla PO. - Nie, to nie jest zły czas. To jest trudny czas dla wszystkich rządzących w Europie i my musimy tym wyzwaniom sprostać. Ale są jeszcze wyzwania zupełnie polskie np. ta dramatyczna historia z zamianą zwłok. Ona nie przyniosła wam punktów w sondażach. - To jest dramatyczna historia i nie podchodzę do tego pod kątem punktów sondażowych, tylko pod kątem cierpień rodzin. Ja nie zajmowałem się sprawą smoleńską dwa lata temu, nie interesowałem się szczegółami. Teraz musiałem, ze względu na to, że PiS wezwał mnie do tablicy. I muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem ogromu działań, które moi koledzy z ówczesnego rządu podjęli wtedy. Czy wszystko się powiodło? Oczywiście nie. Ale nie uważa pan, że teraz trzeba było albo od razu przepraszać, albo przepraszając już nie atakować tak, jak zrobił to premier? - Padło słowo przepraszam z ust premiera, natomiast wszyscy, którzy przysłuchiwali się tej debacie i którzy uczestniczyli w niej, mieli poczucie, że tak naprawdę nie chodzi tutaj ani o rodziny ofiar, ani o wyjaśnienie prawdy o Smoleńsku, tylko był to element zagrywki politycznej wymierzonej w PO. Premier przepraszał i atakował, a Stefan Niesiołowski kazał płacić rodzinom za ekshumację. - Nie rozumiem tych słów i ich nie akceptuję. Nie jest tak, że Stefan Niesiołowski przynosi wstyd Platformie? - Stefan Niesiołowski jest wielką postacią polskiej historii ostatnich 40 lat. Nie będę go w tych kategoriach oceniał, natomiast, tak jak powiedziałem, jego słów nie rozumiem i nie akceptuję. Wierzy pan w wyjaśnienia prokuratury, że to rodziny pomyliły zwłoki? - Dlaczego miałbym kwestionować te wyjaśnienia? Nie jest tak, że prokuratura stara się zrzucić z siebie winy tych pierwszych dni i pierwszych godzin po 10 kwietnia? - Wszyscy mieli prawo popełniać błędy, prokuratura także w tych pierwszych godzinach, natomiast jak słuchałem wystąpienia prokuratora generalnego, to miałem jednak takie wrażenie, że to wystąpienie pokazuje, że przez te dwa lata prokuratura wykonała kawał ciężkiej roboty, jeżeli chodzi o wyjaśnienie sprawy smoleńskiej. A w tych pierwszych dniach nie popełniła grzechu naiwności i nadmiernego zaufania do Rosjan? Przyjeżdżają prokuratorzy, słyszą, że Rosjanie przeprowadzili już wszystkie sekcje zwłok i prokuratorzy na to nie reagują. - No to jest dobre pytanie, czy nie zawierzyliśmy za bardzo Rosjanom. Ja to pytanie pozostawiam jako otwarte, czyli nie wykluczam tego. A to nie będzie kamień, który wrzucony do ogródka prokuratora generalnego sprawi, że zostanie jednak odwołany? - Od początku mówiłem, dzisiaj także podtrzymuję opinię, że moim zdaniem nie ma podstaw do odwoływania Andrzeja Seremeta. I również to wszystko, co działo się w ostatnich dniach i dziać się będzie wokół Smoleńska, nie przysparza tych powodów? - Andrzej Seremet był prokuratorem generalnym dosłownie od 10 dni, czy 9 dni, w momencie katastrofy smoleńskiej. Tak naprawdę trudno jego personalnie obarczać odpowiedzialnością za działania prokuratury w tamtym czasie. Nawiasem mówiąc, ja nie oceniam tych działań tak surowo jak pan redaktor. Nie błądzi dzisiaj, pozostawiając śledztwo prokuraturze w Gdańsku? - To jest jego suwerenna decyzja. Dobra decyzja czy zła? - Nie ukrywam, że gdybym był na jego miejscu, gdyby minister sprawiedliwości był dzisiaj nadal prokuratorem generalnym, to ta decyzja byłaby inna. Czyli wyprowadziłby pan to śledztwo z Gdańska? - Ja bym wyprowadził, choćby z punktu widzenia zaufania obywateli i poszkodowanych klientów Amber Gold do prokuratury. A pozwoliłby pan żonie Marcina P. przyjmować pieniądze i nie przesłuchiwać jej? - Nie mam wiedzy, dlaczego prokuratura działa w stosunku do żony Marcina P. w sposób tak powściągliwy. I nie chce komentować, choć chciałbym taką odpowiedź znać. Nie miał pan takiego intuicyjnego przeświadczenia, że dzieje się coś dziwnego? Ona sobie spokojnie żyje, wczoraj przeczytaliśmy, że przejmuje 35 milionów. Prokuratura jej nie przesłuchuje, nic się nie stało. - W przeciwieństwie do pana jestem ministrem sprawiedliwości i nie mogę się dzielić swoimi przypuszczeniami, tylko twardą wiedzą. Ale jako minister sprawiedliwości czasem pan rozpuszcza język? - Czasem rozpuszczam nadmiernie, wiec proszę mnie nie prowokować. A ma pan w nosie ocenę Krajowej Rady Sądownictwa, że nie miał pan prawa żądać akt Amber Gold? - Według mnie, to ja wystąpiłem w obronienie niezawisłości sędziów. Żałuję, że Krajowa Rada Sądownictwa, w skład której w ogromnej większości wchodzą sędziowie, aż trzy razy swoje oświadczenia poświęciła odpowiedzialności czy winie polityków za prezesa Milewskiego, a jego samego potraktowała bardzo łagodnie. Postawiła panu ostre zarzuty, że nie wydał pan aktów wykonawczych? Zabrzmiało to poważnie. - To nieprawda, dlatego że regulamin funkcjonowania sądów powszechnych został znowelizowany w styczniu. Tego roku pod kątem znowelizowanej ustawy. Czyli pan będzie mówił: nie mam żadnych grzechów na sumieniu w tej sprawie? - Uważam, że postąpiłem w tej sprawie tak, jak dyktowało mi sumienie, tak jak dyktował mi duch prawa, bo litera jest niejasna, i tak, jak wymagał tego interes społeczny. A zrzeknie się pan immunitetu? - Oczywiście, już mówiłem, że zrzeknę się immunitetu. Nawiasem mówiąc, jest coś znamiennego, że w sprawie Amber Gold na razie głównym oskarżonym jest ten, który działa tak zdecydowanie na rzecz wyjaśnienia tej sprawy, czyli minister sprawiedliwości. Jak się chce być szeryfem, to czasami trzeba przyjmować ciosy na własną pierś. - Od dawna doceniam poczucie humoru pana redaktora i zdolność do sarkazmu. To teraz sprawa zupełnie niehumorystyczna. Co rząd zrobi, żeby ochronić społeczeństwo przed tymi seryjnymi zabójcami, którzy za parę miesięcy zaczną wychodzić z więzienia po odsiedzeniu wyroków? - Wkrótce przedstawię projekt nowelizacji Kodeksu karnego, który będzie przewidywał możliwość orzekania tak zwanych środków zabezpieczających w trakcie odbywania kary. Sędziowie w skrajnych, szczególnie uzasadnionych przypadkach, będą mogli decydować o wysłaniu po odbyciu kary na przykład na leczenie sprawców seryjnych zabójstw. Czyli mówiąc wprost - orzekanie chemicznej kastracji podczas trwania wyroku? - Nie tylko chemicznej kastracji. Te środki zapobiegające mają być różne, ale tak - uważam, że na przykład w takich sprawach jak tych 97 seryjnych zabójców - a niektóre przypadki są szalenie drastyczne i też nie ma żadnych rokowań kryminologicznych - państwo nie może być bezradne. To na koniec pytanie od słuchaczy. Pan Filip: "Czy budząc się rano, zastanawia się pan, czy dobrze postąpił, że wszedł do rządu na stanowisko ministra sprawiedliwości?". - To jest oczywiście bardziej pytanie do premiera, czy on jest z tej decyzji zadowolony, ale ja żadnego dnia nie żałowałem, że przyjąłem to wyzwanie.