"NTO": No, to pan narobił zamieszania na całą Europę, panie profesorze... : Proszę mi wierzyć, że się tego nie spodziewałem. Zakładałem, że moim aktem obywatelskiego nieposłuszeństwa będą zainteresowani wyłącznie ludzie w kraju, którzy zostali postawieni przed takim dylematem jak ja. Uznałem, że moja odmowa podpisania po raz kolejny już oświadczenia lustracyjnego będzie wyrazem solidarności ze wszystkimi przyzwoitymi ludźmi, którzy odmawiają wypełniania tych kuriozalnych dokumentów. Bo nowe prawo lustracyjne uchwalone przez Sejm budzi mój najwyższy sprzeciw. Narusza prawa obywatela, zasady demokratycznego ładu. Kiedy pański protest stał się sprawą publiczną? Kilka dni temu, późno wieczorem, tuż po moim przyjeździe do zadzwonił telefon z telewizji TVN. Powiedzieli mi, że rano w jednej z gazet ukaże się wiadomość, że przestałem być posłem do Parlamentu Europejskiego, bo odmówiłem złożenia tej nieszczęsnej deklaracji. Za nagłośnienie tej sprawy należy winić nie mnie, ale osoby czy instytucje, od których wyszedł przeciek do mediów. Parlament Europejski stanął za panem murem. Ale przy okazji na Polskę posypały się gromy. Hiszpański "El Pais" napisał, że stajemy się krajem jak z Orwella. Chyba nie tego pan chciał... Mam poczucie żalu, i to głębokiego. Dobry wizerunek Polski na świecie wynikał ze wspomnienia Solidarności, polityki okrągłego stołu, z osiągnięć naszej transformacji. To wszystko jest w tej chwili zacierane przez zupełnie odmienny obraz. Nie jest to portret kraju, tylko ekipy, która nami rządzi. Mnie jest po prostu wstyd, kiedy słyszę w Brukseli wypowiedzi wicepremiera Giertycha czy wiceministra edukacji Orzechowskiego. To są ludzie, którzy wbrew stanowisku ogromnej większości polskiego społeczeństwa uprawiają politykę wrogą Unii. Niemądrą, kłótliwą, wsteczną.