Konrad Piasecki, RMF: - Panie generale, narodowcy pana zadaniem zagrażają narodowemu bezpieczeństwu?: Gen. Stanisław Koziej, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego: - Nie, dopóki wyrażają swoje poglądy, dopóki publicznie wyrażają swoje poglądy tak aby nie szkodzić innym, to myślę, że działalność każdej grupy jest do zaakceptowania. Tak, tylko że to są poglądu formatu "obalmy republikę". - No tak, ale mówić każdy może, grunt aby to nie przeradzało się w praktyczne czyny. Pytanie czy po tym co mówią należy ich inwigilować, delegalizować, bo takie pomysły też się pojawiają? - Nie, dopóki nie będą wykonywać jakich przestępstw, które kwalifikują się do tego, aby śledzić i wyjaśniać pewne sprawy to w żadnym wypadku. Gazeta dzisiaj pisze: "Tu może narodzić się polski Breivik. Należy ich obserwować, należy być ostrożnym." - Jak ja słyszę te medialne, przesadne takie, alarmistyczne często albo innego typu wypowiedzi, to nie bardzo się z nimi zgadzam. Ja myślę, że trzeba racjonalnie do wszystkiego podchodzić. Wszędzie może pojawić się polski Breivik. Nie tylko na prawicy. Na skrajnej lewicy, a nawet zupełnie neutralny człowiek. BBN nie będzie, rozumiem, jakoś szczególnie badał ani prześwietlał narodowców? - My nie mamy nawet instrumentów, żeby kogokolwiek prześwietlać, ale obserwujemy, analizujemy, jesteśmy gotowi do wyrażania ocen, opinii. Rozumiem, że jak obserwujecie to nie alarmujecie, prezydenta na przykład? - Nie, na razie nie ma powodów do alarmowania. A zajmiecie się, cytuję, by nie uronić ani słowa, "zewnętrznym czynnikiem działającym destrukcyjnie na społeczeństwo polskie w kontekście katastrofy smoleńskiej"? Cytat z prezydenta. - W kontekście katastrofy smoleńskiej, niekoniecznie w tym kontekście, we wszystkich kontekstach, jakie tylko mogą się pojawić i dotyczą zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego, jak najbardziej. Ale jest ten "zewnętrzny czynnik działający destrukcyjnie w kontekście katastrofy smoleńskiej"? Pan go widzi? - Nie, do tej pory nie ma żadnych takich sygnałów, przynajmniej i premier i prezydent to mówili, którzy mają z pierwszej ręki tego typu informacje... Ale to prezydent chce się tym zająć i chce Rady Bezpieczeństwa Narodowego jakoś żywo tym zainteresować. - To nie dosłownie tak. To zaproponował, czy zasugerował jeden z członków Rady Bezpieczeństwa Narodowego... Zbigniew Ziobro, a prezydent się podpisał. - Tak jest, bo to jest członek Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Jak pamiętamy pan prezydent Komorowski ustanowił specjalną formułę Rady Bezpieczeństwa Narodowego, każdy członek tej rady jest traktowany poważnie i jego wnioski są rozpatrywane. W związku z tym postawiony był wniosek, jest reakcja na to. Jest reakcja, będzie dyskusja... - Nie wiadomo, czy będzie. Może będzie. - Nie, nie przesądzajmy, ponieważ pan prezydent zapowiedział i w niedługim czasie zapewne spotka się z prokuratorem generalnym, by zapytać, czy w ogóle prokurator generalny ma jakiekolwiek informacje ponad te, które przekazywał w Sejmie, przekazywał rządowi, które mógłby w tajnej formule przekazać na Radzie Bezpieczeństwa. A jeśli coś mogłoby być tym czynnikiem, to co, rosyjskie służby? Powiemy to głośno czy nie? - Nie wiem. W normalnym takim, że tak powiem żargonie, mówi się: "państwo trzecie" czy strona "trzecia". To mogą być różne. Zresztą historia uczy, nawet nasza historia Polski, że często te waśnie wewnętrzne, które tutaj między sobą prowadzimy, są bardzo łatwo wykorzystywane albo podsycane przez strony. Z tego powodu do rozbiorów doszło. Polska przestała istnieć. A myśli pan, że jeśli są podsycane to przy pomocy jakichś agentów wpływu czy raczej takimi działaniami na rosyjskim gruncie, które wzburzają tutaj polityków. - Jak pan wie, dzisiaj jest bardzo rozwinięty wachlarz instrumentu wojny informacyjnej. To, co teraz rozmawiamy w mediach, może być łatwo traktowane jako instrument wojny informacyjnej. To jest najprostszy z brzegu przykład. Nie trzeba nawet służb specjalnych w to angażować, aby taką wojnę podjazdową... siać takie zamieszanie. Jak pan widzi np. te zdjęcia wyciekające z Rosji, to pan myśli sobie: "o, to może być element wojny informacyjnej"? - Tak, to jest sygnał, który trzeba zbadać, i mam nadzieję, że służby za to odpowiedzialne to dokładnie badają, bo to może być prowokacja celowa, to może być jakieś przypadkowe, ale załóżmy natychmiast wykorzystywane w celach przeciwko naszemu państwu, więc to jest niewątpliwie jeden z takich przykładów. Jak panu idzie kupowanie polskiego Air Force One? - Na razie zastanawiamy się wspólnie z Ministerstwem Obrony Narodowej, w jaki sposób to zorganizować. Podobno specustawa ma być specjalna, żeby kupić samoloty dla VIP-ów? - Być może. Przygotowujemy to w kontekście założeń ustawy, dlatego że są pewne kwestie. Tu nie tylko chodzi o sam zakup samolotu, tu chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa kierownictwa państwa w takim momencie, kiedy oni muszą przebywać w powietrzu. Rozumiem, że przede wszystkim brakuje nam pieniędzy, a nie ustawy? - Pieniądze są ważne, ale to nie jest najważniejszy element w tym wszystkim, dlatego że to nie są takie ogromne pieniądze, jeśli patrzymy na budżet przeznaczany na obronę. To jak już będzie ustawa, to kiedy kupimy ten samolot? Za kilka miesięcy, lat czy dekad? - To nie będzie tak z roku na rok, ale ja myślę, że w ciągu najbliższych kilku lat to powinno być rozstrzygnięte, ustanowiony na to budżet, ustanowiony program, przetarg, zakup, wyposażenie. Bo tu chodzi także o specjalne wyposażenie tego typu samolotów tak, aby one mogły być takim powietrznym punktem kierowania. Bo zauważmy dzisiaj - pan premier i pan prezydent - bez przerwy po Europie muszą się poruszać, bo jesteśmy w UE, NATO, gdziekolwiek się zbierają różne fora, tam muszą być, muszą mieć łączność z państwem. Panie generale, generalskim okiem patrzy pan na szefa CIA, który musi odejść z powodu romansu i więcej w panu zdziwienia, czy zrozumienia dla tak ostrych sankcji? - Ani zdziwienia, ani zrozumienia. Ja to traktuję jako wypadek przy pracy. Wszędzie zdarzają się ludzie i ludziska, także wśród generałów. Ale to jest bardzo niebezpieczne z punktu widzenia państwa. Widać, że zagrożenia są nie tylko na zewnątrz, ale są w nas. Trzeba się ich też wystrzegać. No dobrze, ale czy jest tak, że polscy generałowie i szefowie służb są też kontrolowani, jeśli chodzi o ten aspekt ludzkich słabości ? - Jeśli jest jakieś podejrzenie, jakaś poszlaka, jakiś symptom, że tego typu zachowania są, a one są im ktoś wyżej jest usytuowany w hierarchii, tym są bardziej niebezpieczne dla państwa, to na pewno. No dobrze, zapytajmy wprost: czy polski generał musiałby odejść z armii, albo gdyby był szefem służb, musiałby odejść ze służby, gdyby mu coś takiego się przytrafiło? - Dla mnie nie ulega wątpliwości, że tak. To jest dyskwalifikacja na tak ważnym stanowisku, tak ryzykownie działać to jest zawsze ryzyko wycieku bardzo ważnych informacji. Kto ma dostęp do bardziej tajnych informacji, tym bardziej musi ponosić konsekwencje. Czyli polscy generałowie też muszą uważać na romanse? - Na pewno tak. Przestrzeżmy ich. - Na pewno tak. Bo słuchacze też pytają, czy polscy generałowie muszą się na przykład spowiadać polskim służbom z takich rzeczy? - A myślałem, że się pan zapyta "spowiadać przy konfesjonale", to tego nie wiem... To spowiadać przy konfesjonale na pewno muszą, natomiast, czy muszą się spowiadać służbom? - No jeśli służby zapytają, to tak. Jeśli służby mają jakieś dowody na to, że zachowują się niewłaściwie, jeśli się zapytają, to muszą. Łaski nie robią. Generał jest normalnym obywatelem. Nie jest tak, że są kwestionariusze na przykład dopuszczenia do tajemnic, które też pytają o takie rzeczy? - Ja sobie nie przypominam, bo ja wypełniałem wszystkie możliwe kwestionariusze. O takie rzeczy pewno nie, ale o wiele innych, które wiążą się z ryzykiem, właśnie utraty informacji niejawnych tak. To a propos jeszcze materiałów niejawnych. Pan Michał pyta "kiedy w polskiej armii zmniejszy się ich liczba?" - W przyszłym roku wejdzie reforma systemu dowodzenia i na pewno przy okazji tej reformy ilość etatów zostanie zmniejszona. Ale do 100? Do 50? - W tej chwili jest około 100. Ja myślę, że około 10-15 procent się zmniejszy.