Konrad Piasecki: Ludwik Dorn ofiara - jak sam mówi - wielowątkowej intrygi pary Ziobro-Kaczmarek. Dlaczego ta para chciała pana wykończyć, panie marszałku? Ludwik Dorn: Powiedziałem wczoraj to, co powiedziałem, z tego względu, że pojawił się artykuł, który mówił, że protestowałem, odszedłem ze stanowiska ministra spraw wewnętrznych i administracji w proteście przeciwko nielegalnym podsłuchom. Żadnych nielegalnych podsłuchów nie było. Szczegółowo wyjaśniałem o co - jeśli chodzi o środki kontroli operacyjnej - chodziło. Natomiast nie zamierzam się nad tymi intrygami rozwodzić. W każdej Radzie Ministrów są tacy politycy, którzy mają swoje ambicje i intrygują czasami w sposób bardzo nieuczciwy i nierozsądny przeciwko swoim kolegom. Ja się nie czuję tutaj ofiarą. Ale rozumiem, jak mógł intrygować tutaj Janusz Kaczmarek - największy błąd personalny Prawa i Sprawiedliwości. Ale jak na takie działania mógł sobie pozwolić Zbigniew Ziobro? Pan Ziobro działał tutaj jak sądzę pod wpływem argumentacji formułowanej przez pana Kaczmarka. Działał z dobrą wiarą i wolą. To, że dał się wprowadzić w błąd, to niech się przed swoim sumieniem rozlicza, ze swoich zdolności poznawczych. A Zbigniew Ziobro mówi: "Z przykrością muszę odnotować, że w nagonce na mnie czasami biorą udział niektórzy koledzy. Nie nabierają dystansu do swoich spraw i patrzą na to dość mocno subiektywnie". Tam nie pada moje nazwisko, ale jeżeli rzeczywiście pan Ziobro we mnie wyceluje i wystrzelił, to ja bym tylko radził, że w polityce nie można być mimozowatym. Intrygował - to co prawda nie grzech - a nie zauważył, że ja stanąłem w jego obronie, całkowicie pozbawiając zasadności zarzut o nielegalne podsłuchy. Panie marszałku, to spójrzmy teraz subiektywnie na świętujący właśnie swe półrocze rząd Tuska. Jak pan wytłumaczy fenomen tego, że tylko jeden na siedmiu Polaków mówi: "ten rząd wypełnia wyborcze obietnice" a i tak rodacy go kochają? Rzecz nie jest taka trudna do wyjaśnienia. Sposób funkcjonowania tego rządu, jego polityczne przesłanie, polityczna retoryka trafia w pewną chwilową, ale silną potrzebę emocjonalną Polaków. Potrzebę spokoju, szacunku i budowania? Po czasach Prawa i Sprawiedliwości, po czasach rewolucji i wrzenia? Szacunku, to akurat nie jest dobre sformułowanie. W okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości PiS mobilizowało swoich zwolenników i nastąpiła pewna mobilizacja antypisowska. Po czasach mobilizacji przychodzi czas demobilizacji, a mamy taki klimat wzrostu gospodarczego, wzrostu płac i niech nam nie zawracają głowy polityką. Rząd Tuska trafia w tę potrzebę. Ale kiedy Donald Tusk mówi: "Wiem, mój rząd nie spełnia wszystkich oczekiwań" i bije się w piersi, to nie myśli pan sobie "to jest taka skromność, której nam zabrakło"? Traktuję to raczej jako pewien manewr marketingowy, zresztą z pełnym uznaniem. Ale jaki piękny, cudowny, skromny. To jest kłanianie się wyborcom i nie ukrywam, że tego rodzaju gier ze strony rządu PiS zabrakło. To jest kłanianie się wyborcom: "tak wsłuchujemy się w Was, tak - macie rację, tak - traktujemy Wasze niezadowolenie poważnie". To jest potrzeba istotna, emocjonalna. Krótkotrwała, bo narastają problemy, które nie są w ogóle rozwiązywane.