Konrad Piasecki: Wsadzać naszych rządzących do odremontowanego tupolewa, panie pośle? Ludwik Dorn: - Po remoncie tego tupolewa konieczne są kontrole - choćby ze względu na zabezpieczenie antypodsłuchowe. Tutaj nikogo to nie obraża - ostrożności nigdy za wiele. Natomiast jest kwestia następująca: wszyscy się dowiedzieliśmy, że jest brak przeszkolonych załóg. To w ogóle jest sytuacja będąca - pomijając, jeśli można pominąć - katastrofę smoleńską - około dwuletnich zaniedbań. Przecież zrezygnowano ze szkolenia pilotów 36. pułku na symulatorze we Wnukowie, ponieważ nowy kontrakt z Samarą nie przewidywał szkolenia polskich pilotów na symulatorze. Mamy tutaj zasadniczo trudności kadrowe. Samolot jest, ale kto będzie na nim latał? Ale czy w ogóle można mieć zaufanie do tej maszyny po tym, co się stało w Smoleńsku? Czy Smoleńsk nie powinien podważać tego zaufania? - To jest tak: z tego, co mi wiadomo, tupolew jest samolotem trudnym - ale zawsze było to wiadomo, że jest trudny - natomiast nie ma teraz przesłanek, że przyczyną tej katastrofy była awaria techniczna samolotu - o ile raport komisji na to nie wskaże inaczej. Ale w takim razie, jeśli nie będziemy za Smoleńsk obwiniali tupolewa i samej maszyny, to czy ma sens dyskusja o tym, kto jest odpowiedzialny za niekupienie nowych samolotów? Skoro niekupienie nie doprowadziło do tragedii, to po co się kłócić, czy zrobił to ten rząd czy poprzedni? - Tupolewy mają już oczywiście resurs, który można przedłużać. Ale nowe samoloty trzeba było kupić. One są awaryjne, kontrole dotąd to wykrywały, było ileś przypadków. Odnowienie floty 36. pułku jest całkowitą koniecznością. Myśli pan, że za zaniedbania prowadzące do katastrofy ktoś rzeczywiście odpowie? Ktoś z rządzących? - Na to się nie zanosi. Z racji powściągliwości prokuratury, czynników politycznych, czy dlatego, że nie ma kogo oskarżyć? - Czym innym jest odpowiedzialność karna, czym innym jest odpowiedzialność polityczna. Moim zdaniem kimś, kto powinien odpowiedzieć za Smoleńsk, jest pan minister Bogdan Klich. Ale na katastrofę smoleńską należy patrzeć w kontekście czarnej serii wypadków w polskim lotnictwie. Nie tylko w siłach powietrznych, także w marynarce wojennej, także w lotnictwie wojsk lądowych. Ja podtrzymuję mój osąd, że po katastrofie Casy wydano ileś papierków, a realnie nic nie zrobiono. Bardzo często teraz wychodzą nowe fakty. Tutaj chodzi przede wszystkim o szkolenie lotników. Ale uważa pan, że może to być odpowiedzialność karna, czy wyłącznie polityczna? - Ja w ogóle się nie wypowiadam, czy mamy tutaj do czynienia z odpowiedzialnością karną czy nie. Pan Prokurator Generalny Seremet mówi, że kwestia odpowiedzialności karnej może dotyczyć czynnika politycznego, czyli ministrów na poziomie konstytucyjnym Rady Ministrów, bądź wiceministrów. Ja tutaj się nie wypowiadam. Natomiast w sensie odpowiedzialności politycznej, jeżeli mamy czarną serię katastrof, no to kto za to opowiada? Minister obrony narodowej, nie w sensie karnym, w sensie politycznym. Wraca pan do Prawa i Sprawiedliwości? - Wie pan, ja z Prawa i Sprawiedliwości nie odszedłem, tylko zostałem wyrzucony. Tylko pytanie, czy to pan sobie zamyka drzwi, czy uważa pan, że drzwi przed panem do PiS-u i tak są zamknięte. - Ja powiem tak. Ja pominę pańskie pytanie milczeniem, a teraz uzasadnię, dlaczego będę milczał. Uważam, że nie ma w tej chwili politycznego sensu, bym na temat w tym kontekście Prawa i Sprawiedliwości wypowiadał się krytycznie. Jeżeli wypowiadałem się w przeszłości krytycznie, to w ramach pewnej politycznej koncepcji, poniosłem tutaj dwukrotną ciężką porażkę. Po pierwsze usiłowałem Prawo i Sprawiedliwość zmienić od wewnątrz i poniosłem porażkę, po drugie usiłowałem stworzyć alternatywę, zaczątek alternatywy wobec PiS-u i też poniosłem porażkę. - Moje miejsce na scenie politycznej wyznacza jednak opozycyjność wobec Platformy Obywatelskiej i rządu Donalda Tuska. Ponieważ mi się nie udało Prawa i Sprawiedliwości zmienić, ani stworzyć alternatywy, to dlaczego mam się przyłączać do krytyk PiS-u wzmacniając tym Platformę. Jest wiele rzeczy, do których ze skrajnym dystansem w PiS-ie się odnoszę, ale nie czas o tym mówić. W związku z tym, nie mam ochoty na taką konfrontacyjną krytykę. A gdybym zaczął się wypowiadać inaczej, to mogło by w tym kontekście zostać odebrane jako taki proszalny apel dziada politycznego, na co też nie mam ochoty, w związku z tym będę milczał. Wyobraża sobie pan, że po 13 latach nie znajdzie się w parlamencie za rok? - W polskiej polityce to bardzo łatwo sobie wyobrazić. Nie będzie pan żałował? - Oczywiście, że będę żałował, ale trudno. Takie jest życie.