Konrad Piasecki: Pan też czuje w sobie przemożny lęk przed Niemcami i gejami? Ludwik Dorn: Nie. Ja w ogóle nie jestem człowiekiem lękliwym. Jeśli chodzi o Niemcy to jest nasz bardzo potężny sąsiad i partner, który - jak to bywa w Unii - racjonalnie zabiega o własne interesy. Jeżeli chodzi o kwestię gejowską czy liberalno-obyczajową, to oczywiście pewien trend przekształceń cywilizacyjnych uważam za szalenie groźny, ale mamy też wewnętrzne siły, by się temu przeciwstawić. Pytam, bo jestem ciekawy, czy straszenie w tej debacie ratyfikacyjnej odwetem niemieckim i liberalizmem obyczajowym, który będzie targał naszym społeczeństwem, uważa pan za argument racjonalny, czy jednak - używając pańskiego języka - "bałwanienie się"? Rzecz dotyczy argumentów wysuwanych przez moją partię, więc ja w żadnym razie nie będę używał tego języka. Natomiast uważam, że prawnie i polityczne istotą rzeczy jest Protokół Brytyjski, a Protokół Brytyjski jest integralną częścią Traktatu Lizbońskiego. Nie widzę tutaj niebezpieczeństwa, bo trzeba by otworzyć nową konferencję międzyrządową i zmieniać traktat. Tutaj jesteśmy dobrze zabezpieczeni. A kiedy w telewizji pan widzi orędzie prezydenta z zaczernionymi ziemiami zachodnimi i Mazurami, to w pańską wrażliwość to uderza? Uważam, że w tej sytuacji ten akcent nie był niezbędny. Pan mówi, że racjonalny kompromis w sprawie traktatu jest możliwy. Jak taki racjonalny kompromis według Ludwika Dorna powinien wyglądać? Istotą rzeczy, istotą sporu, i to jest spór poważny, jest nie Protokół Brytyjski - to mówiłem na klubie PiS-u. Chociaż to właśnie on jest sztandarem w tej dyskusji. Ja akurat intelektualnie i politycznie jestem tutaj nieco odmiennego zdania. Istotą rzeczy jest zabezpieczenie mechanizmu z Joaniny. Bo o ile Protokół Brytyjski jest zabezpieczony traktatowo, to mechanizm z Joaniny może zostać zmieniony przez każdy szczyt Rady Europy. A wyobraża pan sobie jakikolwiek polski rząd, który od tego mechanizmu odchodzi? Przecież to jest mechanizm korzystny dla Polski. Są niebezpieczeństwa. Unia jest z jednej strony światem przyjaznym, a z drugiej - niesłychanie brutalnym. Są tam marchewki, marcheweczki i marchewy, oraz baciki, baty oraz knuty. W tej chwili przecież jesteśmy duszeni przez Unię jeśli chodzi o limity emisji CO2. Ja sobie wyobrażam, że polski rząd stanie przed wyborem - wycofajmy się z Joaniny w zamian za obietnicę - nawet dotrzymaną - zwiększenia limitów CO2. No to jak ten kompromis osiągnąć w takim razie? Czy ten kompromis miałby polegać na tym, że wszystkie partie zadeklarują, że nie ma odejścia od Joaniny i wpiszą to do polskiego ustawodawstwa? Tak. Wszystkie partie, a przede wszystkim chodzi o Prawo i Sprawiedliwość i Platformę Obywatelską. To może się dokonać w traktacie ratyfikacyjnym, ale nie wykluczałbym takiej drogi jako ostatecznej granicy kompromisu - solennego zobowiązania politycznego pod patronatem prezydenta, że w tym kierunku, a także w innych, zostanie znowelizowana ustawa o współdziałaniu Rady Ministrów oraz Sejmu i Senatu w sprawach związanych z członkostwem w Unii. Bo na razie ustawa jest anachroniczna i tak i tak musi zostać znowelizowana.