Konrad Piasecki: Czy uciekający przed "Solidarnością" premier wykazuje się raczej zdrowym rozsądkiem, czy tchórzostwem? Jerzy Borowczak: Po pierwsze, premier nie ucieka przed "Solidarnością", natomiast nie zaprasza się gości w miejsce, gdzie ci goście mogą być porażeni gazem pieprzowym lub łzawiącym. Trudno więc obchodzić uroczystości, kiedy istnieje takie zagrożenie, że goście nie będą zadowoleni. Ale czy z tymi gośćmi należy stanąć i twardo powiedzieć: nie przestraszymy się zadym i palenia opon i jednak uroczystości zorganizować w Gdańsku 4 czerwca, a nie w Krakowie? Chcę podkreślić, że uroczystości są w Gdańsku organizuje Europejskie Centrum Solidarności. Jest cały program, nie będę go tutaj przytaczał. Z tych uroczystości nie rezygnujemy. Natomiast rezygnujemy tylko ze Szczytu Wyszechradzkiego , który odbędzie się w Krakowie. To dobre posunięcie, bo nie ma sensu zapraszać gości tutaj, kiedy my jako związkowcy mamy uchwałę o organizowaniu demonstracji w tym dniu. Ale wie pan doskonale, że to wygląda jak ucieczka podszyta strachem. Nie, ci goście, których premier zaprosił, już byli w Gdańsku. Myślę, że u siebie mieli dużo takich sytuacji, dużo groźniejszych nawet. Jak mówił pan Kownacki z Kancelarii Prezydenta, to jest normalne, że pali się opony, a w niektórych państwach pali się samochody. Więc tu nie ma żadnego strachu. Ani Donald Tusk by się nie przestraszył, ani ci goście. Ale to nie byłaby uroczystość. To czym się kieruje Donald Tusk? Tym, aby przyjąć godnie gości, żeby nie oglądali opon? Dla nich takie palenie opon to nie jest nic nadzwyczajnego. Ale po co ich do Gdańska przywozić, żeby to oglądali, kiedy można na Wawelu spokojnie porozmawiać i załatwiać sprawy dla Polski. Może chodzi o to, że Donald Tusk bardzo nie chce, żeby na trzy dni przed eurowyborami pokazywano go w otoczeniu tych dymów, gazów i policji bijącej pałkami "Solidarność"? To się wszystko wiąże. Żeby nie pokazywać gości, których się zaprasza na uroczystości, a potem ich z tych uroczystości ewakuować. To bardzo rozsądna decyzja i ja ją popieram. My, jako związkowcy "Solidarności", jeśli będzie taka decyzja, będziemy demonstrować, natomiast uroczystości 4 czerwca będą na Ołowiance. Piękna konferencja, wielu przedstawicieli demokracji ludowej, którzy później w swoich krajach sprawowali funkcje. To pójdzie szeroko w świat, tak jak poszedł Nobel '25, jak poszła okrągła, dwudziesta piąta rocznica z Lechem Wałęsą, z Aleksandrem Kwaśniewskim, z premierem Belką, z Januszem Śniadkiem, z Barroso. Tak samo będzie teraz. Nie jest tak, że Tusk - mówiąc kolokwialnie - wymięka? Nie. To Kaszub z krwi i kości. Znam go z osobistych sytuacji, to nie jest człowiek, który wymięka, to człowiek twardy. Ani krzty strachu w tym, co robi, nie będzie i nie było. A kiedy pan patrzy na swoich kolegów z "Solidarności" w Stoczni Gdańsk, myśli pan sobie: twardzi, dobrzy związkowcy, czy zadymiarze, których inspiruje polityka? Ja też byłem szefem dwie kadencje i byłem wiceszefem jedną kadencję i zawsze jesteśmy inspirowani politycznie. Ja byłem bardzo związany z Lechem Wałęsą i wiele moich, stoczniowych działań było tym nakierowanych. Udzielałem poparcia Lechowi Wałęsie, bo Lech wałęsa pomagał stoczni. Dopóki był prezydentem, Stocznia Gdańsk nie miała wielkich problemów. My mamy w stoczni taki syndrom stoczni. Jak syndrom Nangar Khel, Afganistanu, czy Iraku, bo my w stoczni ciągle musimy walczyć. Nie mieliśmy tam żadnych wakacji, ciągle coś się działo. Być może to przekleństwo, że ona jest taka upolityczniona, że wiec sobie robi premier Kaczyński.