Posłuchaj Kontrwywiadu: Kamil Durczok: Może pani zatrudni Marcinkiewicza? Jest pani wiceprezesem dużej firmy? Henryka Bochniarz: Na razie nie szukam pracowników. Ale myślę, że to może być interesująca osoba. Fizyk, z doświadczeniem, obyty w administracji, z mediami - jak mało kto - całkiem jeszcze młody. Nie nadaje się? Mamy bardzo skomplikowane procedury, więc musiałby być temu poddany i nie wiem, jakby wyszedł. Z tego, co do nas dociera, to rozważana jest prezesura PKO BP dla Kazimierza Marcinkiewicza. Czy premier może być dobrym szefem banku? poro jestem za granicą i zupełnie nie rozumiem całej tej strasznej awantury, która się dzieje wokół tego, że ktoś, kto jeszcze rok temu był praktycznie nieznany opinii publicznej został premierem, z nadania politycznego, po kilku miesiącach odszedł w związku z inną koncepcją i teraz może sobie różnie życie ułożyć, ale nie była to osoba, która w jakich zasadniczy sposób wpłynęła na nasze życie gospodarcze, miała jakieś rewolucyjne koncepcje, zrealizowała je - po prostu jedna z wielu osób, które przewijają się w polityce. I nagle się okazuje, że wokół tego cała nasze życie polityczne się toczy. To się zgadza. Jak się czyta poranne gazety, to wygląda na to, że pół Polski szuka pracy dla Marcinkiewicza, a drugie pół temu kibicuje. Ostatni raz tak chyba było, jak Lech Wałęsa przestał być prezydentem i chciał wrócić do stoczni. Z drugiej jednak strony, jest chyba jakiś problem byłych wysokich urzędników - ludzi z jakąś unikalną wiedzą - premier dostaje raporty. To jest specjalna wiedza. Pełnienie takiej funkcji daje spory zasób różnych wiadomości, daje się sprawdzić, czy ktoś potrafi zorganizować pracę, czy potrafi dobrze wybrać ludzi. A my do końca nie mamy takiej oceny tego, co przez te pół roku robił premier Marcinkiewicz. Z jednej strony przygotowuje to do obejmowania różnych stanowisk, natomiast czy to jest gwarancja, że ktoś będzie dobrym szefem spółki? Nie wiem. A jak się pani przygląda temu dużemu biznesowi europejskiemu, to czy jest jakiś konflikt etyczny, czy może inny, gdy ktoś z wyraźnym partyjnym rodowodem wędruje na takie stanowisko? Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Wiele przykładów europejskich i amerykańskich pokazuje, że to przechodzenie z biznesu do polityki i z powrotem jest czymś normalnym. Ten zasób ludzi, którzy mają dobre przygotowanie, pełnią różne funkcje nie jest wcale takie wielki, na to nałożone są ostre procedury, zwłaszcza dotyczy to Ameryki, gdzie oni bardzo tego pilnują. Przecież prezydent Bush też był szefem firmy naftowej. Procedury by zostały zapoczątkowane wiele lat temu, a ich symbolem jest powiedzenie Wiesława Kaczmarka: "Staszek chciał się sprawdzić w biznesie". Myślę, że jednak o to powinniśmy dbać i np. zasada, że po pełnieniu funkcji politycznej jest ileś przynajmniej miesięcy do momentu, kiedy można objąć taką funkcję. Potem patrzenie na każdą transakcję, która jest robiona między państwem a firmą prywatną. Takie osoby podlegają szczególnej kontroli. Boję się, że ciągle jesteśmy na początku drogi, jeśli chodzi o te sprawy i może warto byłoby je jakoś uregulować. U nas problemem jest to, że jednak sporo spółek szalenie istotnych dla gospodarki jest ciągle własnością państwa. I teraz jest pytanie- na ile ktoś, kto pełnił funkcję w rządzie może być właścicielem takiej spółki. Gdzie są te konflikty interesów między np. tą spółką a spółkami prywatnymi i na ile ta osoba będzie mogła wpływać na regulacje, które dotyczą działalności danego sektora - wszystko jedno czy to jest nafta, czy to są banki. Wydaje mi się, że przede wszystkim o tym powinniśmy mówić, a nie o tym, czy w tej chwili odbywa się casting na prezesa. Ale w Polsce dyskusje o personaliach czasem zaczynają dyskusje o poważnych problemach, więc może i tak będzie w przypadku Kazimierza Marcinkiewicza. Jeszcze bym chciał porozmawiać z panią o tym, co dzieje się w polskiej gospodarce. Czy zainwestowałaby pani teraz w Polsce duże pieniądze? To zależy od inwestycji. Jeśli mówimy o inwestycjach średnio, długo czy krótkookresowych, to z tego, co się dzieje na giełdzie wynika, że raczej ci poważni inwestorzy przyglądają się, bo nasza giełda dochodzi do jakiegoś pułapu dla tych, którzy chcą w miarę szybko robić pieniądze. Myślę, że fundusze inwestycyjne w tej chwili raczej są na wychodzeniu niż wchodzeniu. Natomiast ważniejsze są te fundamentalne warunki dla gospodarowania i jak inwestorzy je oceniają. Wzrost jest wysoki, inflacja jest niska - tak jak bardzo pożądane hasło sprzed wielu lat. Na dodatek są pieniądze z UE o jakich do niedawna nie mogliśmy nawet marzyć. Trudno sobie wyobrazić lepsze warunki, przynajmniej teoretycznie. Ci, którzy podejmują decyzje dotyczące inwestycji wartych miliony czy miliardy i myślą długookresowo o takim rynku jak Polska czy ten region, przede wszystkim patrzą na fundamenty. Dla nich dzisiejsza inflacja jest istotna, ale dużo ważniejsza jest inflacja, która jest przewidywana za kilka lat. Dla nich bardzo ważny jest dzisiejszy kurs złotówki, ale przede wszystkim myślą, jaki będzie on za kilka lat. Gdybym panią obsadził w roli kogoś, kto patrzy na polską gospodarkę za 3-4 lata, to jaka byłaby to prognoza? Myślę, że jednak inwestowałabym dość ostrożnie. Ostatni rok po 2005, który był rokiem radykalnej zmiany w polskiej gospodarce: wejście do Unii, obniżenie CIT, wejście ustawy o swobodzie działalności gospodarczej, nie przyniósł instrumentów, które by polepszyły warunki działania, a cały region rozwija się dużo szybciej niż my. Sądzę, że przy wszystkich atutach polskiego rynku inwestorzy patrzą dziś uważniej na to, czy warto w Polsce inwestować. Uważniej niż kilka lat temu, kiedy było to absolutnie pożądane.