- Na razie donikąd to nie zmierza, ponieważ nie mamy odpowiedzi od Koalicji Obywatelskiej, a w szczególności od Platformy Obywatelskiej - rozkłada ręce posłanka Nowej Lewicy Anna Maria Żukowska, kiedy pytamy ją o przyszłość sojuszu jej partii z KO. - Spodziewaliśmy się jej dzisiaj (w poniedziałek 29 stycznia - przyp. red.), bo tak obiecał Donald Tusk. W weekend miał otrzymać jakieś badania i chyba je otrzymał, ponieważ część z nich ujrzała nawet światło dzienne. Deadline'em jest dla nas sobota - mówi. To właśnie wtedy, 3 lutego, odbędą się posiedzenia Zarządu Krajowego i Rady Krajowej Nowej Lewicy, podczas których zostanie podjęta, a następnie ogłoszona, decyzja co do formuły startu tej partii w wyborach samorządowych. - Jeśli nie będzie konkretów do soboty, to zdecydujemy o samodzielnym starcie. Jeśli będą, wystartujemy w koalicji z Koalicją Obywatelską - przyznaje w rozmowie z Interią Robert Biedroń, europoseł i współprzewodniczący Nowej Lewicy. O brak informacji zwrotnej i decyzji o wspólnej koalicji (bądź jej braku) zapytaliśmy też w kierownictwie Platformy Obywatelskiej. - Nie mam wiedzy, dlaczego nie było odpowiedzi dzisiaj. Dzień się zresztą jeszcze nie skończył - odpowiedział nam wieczorem 29 stycznia poseł Tomasz Siemoniak. - Liderzy Nowej Lewicy na pewno wiedzą, z kim się kontaktować w tej sprawie - dodał wiceprzewodniczący Platformy i koordynator ds. służb specjalnych w rządzie Donalda Tuska. Wykuwanie koalicji Informacje o rozmowach obu ugrupowań na temat wspólnego startu w wyborach ujrzały światło dzienne w drugiej połowie stycznia. Dariusz Wieczorek, sekretarz generalny Nowej Lewicy oraz minister nauki i szkolnictwa wyższego, przyznał wówczas, że do końca stycznia władze regionalne obu partii przedstawią swoje propozycje w tym zakresie. Sojusz Nowej Lewicy i KO zakłada utworzenie koalicyjnego komitetu wyborczego na szczeblu ogólnokrajowym. - On miałby prawo do zgłaszania kandydatów, jeśli chodzi o sejmiki, powiaty i gminy (...) oraz kandydatów na wójtów, burmistrzów i prezydentów - tłumaczył w połowie stycznia minister Wieczorek. Z informacji Interii wynika jednak, że w sytuacjach, gdzie obie partie nie porozumieją się co do wspólnych kandydatów na wójta, burmistrza bądź prezydenta miasta, kandydat wystartuje z komitetu wyborczego wyborców, a nie komitetu koalicyjnego. Wstępne założenie i swego rodzaju plan minimum jest jednak taki, żeby w najważniejszych ośrodkach miejskich koalicja wskazała jednego człowieka, który powalczy o prezydenturę. Wszystkie szczegółowe i techniczne kwestie mają zostać opracowane przez szefów regionów obu partii, czyli na poziomie województw. - Potem usiądą do tego liderzy, zapoznają się z ustaleniami i podejmą stosowne decyzje. Na razie było jedno spotkanie organizacyjne liderów, ale to tyle - mówi nam przewodniczący Biedroń. Zepchnąć PiS z urwiska Obie formacje do ewentualnej koalicji wejdą z podobnymi, ale nie identycznymi motywacjami. Celem Koalicji Obywatelskiej jest poprawienie wyniku do sejmików sprzed sześciu lat (26,97 proc.), odbicie władzy w przynajmniej części województw z rąk PiS-u, ale też podtrzymanie dobrej passy i pokonanie największego rywala w skali kraju. Kierownictwo KO liczy, że przy obecnych sondażowych i wewnętrznych perturbacjach w Zjednoczonej Prawicy będzie to cios, który zepchnie formację Jarosława Kaczyńskiego z krawędzi urwiska. Poza tym, wysoki wynik w wyborach samorządowych jest też ważny w kontekście zaplanowanych już na początek czerwca wyborów europarlamentarnych. Wyborów, w których historycznie Platforma Obywatelska czy też Koalicja Obywatelska były bardzo silne. Nowa Lewica również myśli o pokonaniu PiS-u w skali kraju i pogłębieniu kryzysu w szeregach największego rywala. Zależy jej też jednak na wzmocnieniu obecnej ekipy rządzącej. Jak słyszymy od polityków tej formacji, w sytuacji, w której Koalicja 15 Października wzięła odpowiedzialność za losy państwa, niezrozumiałym dla wyborców byłoby startowanie w kolejnych wyborach z różnych komitetów. Nowa Lewica ma też jednak swój bardzo partykularny interes w koalicji z partią Donalda Tuska. Chodzi o liczbę mandatów do wzięcia. Obecnie ugrupowanie ma tylko 11 radnych w sejmikach wojewódzkich, chociaż i tak współrządzi w dwóch z nich. Z wyliczeń kierownictwa partii wynika, że przy obecnych sondażach formacja mogłaby w kwietniowej elekcji liczyć mniej więcej na tyle samo. To niezadowalający wynik. - Jest także efektywny próg wyborczy do sejmików wojewódzkich, gdzie są małe okręgi i ten próg wyborczy wynosi często 12-18 proc. - mówi w rozmowie z Interią Anna Maria Żukowska, przewodnicząca klubu parlamentarnego Nowej Lewicy. - Ta koalicja musi nam dać uzysk wyborczy. To oczywiste. Jeśli sami mamy, wedle różnych badań, 10-14 mandatów, to idąc z KO musimy mieć tych mandatów więcej - dodaje posłanka. Robert Biedroń, współprzewodniczący Nowej Lewicy: - Naszym zadaniem jest maksymalizować zyski i minimalizować straty. Zadaniem moim i Włodka Czarzastego, jako przewodniczących partii, jest dowozić. Jeśli z naszych wyliczeń wynika, że dzięki startowi koalicyjnemu weźmiemy więcej mandatów, niż startując samodzielnie, to naszym obowiązkiem dla dobra partii jest doprowadzić do wspólnego startu. Razem na aucie? W koalicyjnej układance między Nową Lewicą a Koalicją Obywatelską ciekawa jest też sytuacja partii Razem, a więc członka Koalicji 15 Października i sojusznika Nowej Lewicy. Jak dowiaduje się Interia, formacja Adriana Zandberga i Magdaleny Biejat jest zarówno w koalicji Nowej Lewicy i Koalicji Obywatelskiej, jak i... poza nią. Wszystko dlatego, że do sejmików wojewódzkich kandydaci Razem będą startować z list sojuszu NL-KO. Formacja nie planuje wystawienia swoich list. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda jednak na poziomie miejskim, gdzie Razem wystartuje w różnych konfiguracjach. - W jednym miejscu będziemy startować z Polską 2050 przeciwko Platformie, a w innych z Platformą przeciwko Trzeciej Drodze - obrazowo tłumaczy to Interii Maciej Konieczny, poseł i członek Rady Krajowej Razem. - W tych wyborach liczymy na zakorzenienie w radach miejskich. Dla Razem to tak naprawdę dopiero początek poważnej drogi samorządowej. Cel jest jasny: jak najwięcej miejsc w radach miast - podkreśla Konieczny. Na poziomie miejskim Razem własną, autonomiczną politykę będzie prowadzić również w kwestii kandydatów na prezydentów miast. Przykładowo w Warszawie kandydatką Razem nadal jest wicemarszałkini Senatu Magdalena Biejat. Natomiast w Krakowie Razem już poparło Łukasza Gibałę i - jak mówi nam poseł Konieczny - "wraz z nim walczyć będzie o jak największą reprezentację w radzie miasta". Tutaj jednak komplikacje w relacjach Razem z koalicją NL-KO, a zwłaszcza samą Nową Lewicą, się nie kończą. Wręcz przeciwnie. W rozmowie z Interią poseł Konieczny zapewnia, że "Nowa Lewica w rozmowach z nami deklaruje jasno, że w wyborach europejskich chce osobnej lewicowej listy". Tymczasem kierownictwo NL wydaje się mieć inne plany. - O wyborach do Parlamentu Europejskiego będziemy rozmawiać po wyborach samorządowych. Na pewno nie będziemy podejmować tej decyzji teraz - mówi nam Anna Maria Żukowska, członkini zarządu Nowej Lewicy. O krok dalej idzie w tej kwestii przewodniczący Biedroń, który wskazuje, że opcją numer jeden dla Nowej Lewicy będzie wspólny start z Koalicją Obywatelską. - Mówiliśmy o tym już dawno. O pakcie samorządowym i europejskim. O tym, że trzeba takie pakty podpisać i współpracować tak, jak współpracujemy w rządzie - argumentuje. Jak mówi Biedroń, "współrządzenie zmienia zasady gry i ogląd sytuacji". - Dziwnym jest, jeśli razem bierzemy odpowiedzialność za cały kraj, ale nie chcemy jej wziąć za samorządy czy europarlament. Pójście w innej konfiguracji niż wspólnie wysyła wyborcom sprzeczne sygnały i jest dla nich niezrozumiałe - wyjaśnia. Nowa Lewica drugą Nowoczesną? Plany wspólnego startu z Koalicją Obywatelską również w wyborach do Parlamentu Europejskiego każą zadać pytanie, czy Nowa Lewica nie obiera kursu na mariaż, a nie tylko sojusz, z formacją Donalda Tuska. Z zewnątrz sytuacja wygląda bowiem podobnie do tej, w której kilka lat temu znajdowała się Nowoczesna - formacja Ryszarda Petru, a później Katarzyny Lubnauer, przeszła drogę od rywala Platformy, przez sojusznika, aż po przystawkę. Nasi rozmówcy z władz Nowej Lewicy są jednak pewni, że w ich przypadku będzie inaczej. - Nie skończymy jak Nowoczesna, bo jesteśmy zupełnie inną partią polityczną. Na pewno nie powstaliśmy wczoraj, niezależnie od tego, jak ktoś datuje początek historii współczesnej polskiej lewicy - nie ma wątpliwości posłanka Anna Maria Żukowska. Robert Biedroń jako zabezpieczenie Nowej Lewicy przed powtórką scenariusza z Nowoczesną wskazuje jej rozmiar (mówi o 40 tys. ludzi), stabilne ogólnokrajowe struktury i reprezentację polityczną na każdym szczeblu władzy. Na korzyść Nowej Lewicy ma również działać jej historia, tożsamość polityczna i lewicowy elektorat, który - zdaniem Biedronia - był, jest i nigdzie nie zniknie. - Tyle razy próbowano nas już udusić i jakoś nikt nas nie udusił. Jak wchodziliśmy do rządu, to też słyszeliśmy, że to samobójstwo, że Tusk nas zadusi. Mamy wicepremiera, czworo ministrów i wielu wiceministrów, a Tusk jakoś nas nie zadusił. Teraz też nie zadusi - zapewnia współprzewodniczący Nowej Lewicy.