Wybory do sejmiku podlaskiego wygrało Prawo i Sprawiedliwość, które zdobyło 15 mandatów. Sęk w tym, że sejmik liczy 30 radnych, więc druga połowa znalazła się w rękach polityków opozycyjnych do PiS. Mamy więc do czynienia z klasycznym remisem, a decyzja jednego człowieka może zdecydować o przyszłości władz regionu. Tym człowiekiem jest Stanisław Derehajło, radny związany od niedawna z Konfederacją. Gdyby zdecydował się na koalicję z PiS, władze regionalne zostałyby wyłonione. Jeśli Derehajło będzie wolał pozostać politykiem samodzielnym, może dojść do wyborczej powtórki. To dwa najpoważniejsze scenariusze, ale nie jedyne. Samorządowiec w czwartek niespodziewanie pojawił się w Sejmie w towarzystwie wicemarszałka Sejmu Krzysztofa Bosaka i kilku polityków Konfederacji. Stanisław Derehajło. Kim jest? Derehajło to człowiek doskonale znany... w sieci. Niektórzy ochrzcili go "człowiekiem-memem", bo zdjęcia jego twarzy ze słynnym "Panie Areczku" raz po raz obiegają internet. Derehajło to jednak doświadczony polityk. Przez lata był wójtem gminy Boćki, działał też w Porozumieniu Jarosława Gowina, a z jego ramienia był już w zarządzie sejmiku podlaskiego. Współrządził z PiS, ale po rozpadzie Zjednoczonej Prawicy został odwołany. - Czy ma pretensje? Nie wiem. Myślę, że to rozsądny, odpowiedzialny działacz samorządowy i polityk. Powinien patrzeć w przyszłość, a nie w przeszłość - mówi nam Jarosław Zieliński, poseł PiS z Podlasia. - Miałem kiedyś z nim dobre relacje, ale dość długo z nim nie rozmawiałem, więc nie wiem, co o tym myśli - dodaje parlamentarzysta. Inny polityk tej partii jest dobrej myśli. - Będzie dobrze, bo mamy 15 dość sprawdzonych radnych do sejmiku. Nie przewidywałbym spektakularnych odejść. Są takie plotki, ale to sianie zamętu - przekonuje. - Derehajło ma taki wybór, że może mieć wpływ na województwo, albo spowoduje powtórne wybory, w których już mógłby nie uzyskać mandatu. Skończy się to pozytywnie dla PiS - uważa nasz rozmówca. Co zaproponuje PiS? "Oferta będzie hojna" By Derehajło przeszedł na stronę PiS, musi otrzymać konkretną propozycję. W polityce zazwyczaj chodzi o władzę, a w sejmiku wojewódzkim najbardziej atrakcyjne są dwa stanowiska - marszałka lub wicemarszałka. - Czy będzie to aż marszałek? Moim zdaniem to trochę dużo. Oferta na pewno będzie hojna, ale pamiętajmy, że mówimy o jednym radnym - słyszymy od jednego z polityków PiS. Inny dodaje: - Jeżeli dany działacz wie, że od niego dużo zależy, to może też dużo wymagać i stawiać poprzeczkę bardzo wysoko. Drugie pytanie jest takie: czy należy spełniać każde oczekiwanie? Chyba nie. Nie wykluczam, że będzie oczekiwał najwyższej funkcji marszałka. Pytanie, czy będzie to do oddania, bo przecież z list PiS dostało się 15 osób, które musiałyby to zaakceptować. Problem w tym, że Derehajło był już wicemarszałkiem i doskonale zdaje sobie sprawę, co to za funkcja. Wie też, że ze stanowiska można go wyrzucić z dnia na dzień. Zdecydowanie trudniej odwołać marszałka, a wybór na takie stanowisko oznacza w zasadzie spokojną i prestiżową pięcioletnią kadencję. Możliwa powtórka wyborcza Obie strony politycznego sporu uważają, że sprawy trzeba załatwić dość szybko. Formalnie są trzy miesiące na utworzenie zarządu, a jeśli to się nie uda, dojdzie do powtórnych wyborów. - Mieliśmy kiedyś taką sytuację w woj. podlaskim, że nie można było utworzyć zarządu, kadencja została skrócona i odbyły się nowe wybory. To było jeszcze przed 2010 rokiem. Mam nadzieję, że to się teraz nie powtórzy - przypomina poseł Zieliński. Tyle tylko, że aby utworzyć zarząd, wcale nie musi on opierać się na PiS i Derehajle. W grze są bowiem też inne opcje, które dotyczą przejęcia władzy przez KO i Trzecią Drogę. Problem w tym, że 14 radnych to za mało, więc ta strona musiałaby przekonać nie tylko Derehajłę, ale też polityków PiS, by zmienili partyjne barwy. - Mamy i takie doświadczenia w sejmiku podlaskim. Niestety i tak było w przeszłości. Myślę, że doświadczenie tamtych sytuacji jest na tyle pouczające, że tym razem tak nie będzie - podkreśla Zieliński. Jak rozmawiać na Podlasiu? Tusk rozwiał wątpliwości KO i Trzecia Droga nie zamierzają wykonywać gwałtownych ruchów, a raczej obserwować, jak będzie rozwijać się sytuacja. A to za sprawą słów Donalda Tuska, który zapowiedział, że nie zaakceptuje żadnych chytrych i podstępnych rozwiązań. Słowem: jeśli polityk PiS zechce przejść na stronę KO i Trzeciej Drogi, ma się z nią utożsamiać, a żadne synekury nie mogą mieć miejsca. - Będę osobiście pilnował, żeby nie zaszła sytuacja, którą można porównać do sytuacji z Kałużą, który stał się symbolem politycznej korupcji - zapowiedział Tusk. Derehajło, choć startował z list Konfederacji, w regionie jest traktowany jako polityk wyjątkowo samodzielny. I właśnie dlatego negocjacje mają toczyć się na szczeblu regionalnym, z pominięciem władz Konfederacji. - Nawet nie wiem, czy on jest w ogóle głęboko z nimi związany. Pytanie więc, czy dyspozycje partyjne będą decydowały. Takie sprawy załatwia się na szczeblu regionalnym - mówi nam jeden z działaczy. Szefem PiS w regionie jest Jacek Sasin, szefem KO jest Krzysztof Truskolaski, syn prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego. A sam Derehajło? Pozostaje w dobrym humorze, choć narzeka, że się przeziębił. - Albo to coś innego. Alergię mam może - mówi. - Może alergię na PiS albo PO? - dopytujemy. - Ani na PiS, ani na PO. Panie, oni sami w szoku są. Jedni odwołali mnie z zarządu, a drudzy z pracy chcieli odwołać. A teraz raptownie muszą siąść i gadać z tym Derehajło. No panie, to najgorszemu wrogowi nie można tego życzyć - mówi nam jeden z najważniejszych dziś polityków na Podlasiu. - Nie rozdaję żadnych kart, ja poza robotą świata nie widzę. Wszyscy dzwonią, zadają durne pytania, a ja nie wiem nic. Pytają: z kim pan będzie miał koalicję, co pan myśli, jest pan języczkiem u wagi. Odpowiadam, że nie wiem. Bo nie wiem - dodaje. Łukasz Szpyrka