- W 1995 roku zasypiałem z przekonaniem, że Lech Wałęsa wygrał, a po obliczeniu głosów przez PKW okazało się, że to ja jestem prezydentem - wielokrotnie wspominał były prezydent Aleksander Kwaśniewski. W 1995 roku Kwaśniewski zmierzył się w drugiej turze wyborów prezydenckich z urzędującą głową państwa Lechem Wałęsą. Rywalizacja była bardzo wyrównana, a 19 listopada wieczorem sondaże exit poll wskazały, że zwycięzcą jest Wałęsa, który miał zdobyć ponad połowę głosów. Sęk w tym, że po dokładnym przeliczeniu głosów przez komisje okazało się, że sondaże się pomyliły. Faktycznym zwycięzcą i nowym prezydentem został Kwaśniewski. Wygrał minimalnie - zdobył 51,72 proc. głosów, a Wałęsa 48,28 proc. Historia mogła się powtórzyć zupełnie niedawno. W 2020 roku w kampanii prezydenckiej rywalizacja znów była niezwykle wyrównana. Kiedy telewizje podały exit polle, znów niewiele wiedzieliśmy. Andrzej Duda zdobył 50,4 proc. głosów, a Rafał Trzaskowski 49,6 proc. Wydarzyć mogło się więc wiele, ale ostatecznie sondaże właściwie wskazały zwycięzcę, a wynik był nieznacznie lepszy na korzyść Dudy (51 do 49 proc. głosów). Mając w pamięci te dwie sytuacje kandydaci w Krakowie podczas wieczorów wyborczych byli wyjątkowo powściągliwi. Ani Aleksander Miszalski, ani Łukasz Gibała nie odtrąbili sukcesu. Zamiast tego obaj dmuchają na zimne i chcą poczekać do oficjalnych wyników. - Pamiętajmy, że to sondażowe wyniki. Różnica jest nieznaczna i na pewno trzeba poczekać na oficjalne dane - mówił nam Miszalski. - Myślę, że o 5-6 rano powinniśmy wiedzieć już niemal wszystko. I wtedy albo pogratuluję Olkowi, albo ogłoszę zwycięstwo - powiedział Interii Gibała. Obaj nasi rozmówcy i kandydaci na prezydenta Krakowa wspominają o błędzie statystycznym. Co to takiego? Błąd statystyczny w poprawnie przeprowadzonych badaniach powinien wynosić około 3 proc. Oznacza to, że o tyle może ostatecznie zmaleć lub wzrosnąć wynik danego kandydata. Jak powiedzieli prowadzący wieczór wyborczy w Polsat News, w przypadku tego badania tzw. błąd statystyczny to 4 proc. Mówiąc inaczej: Miszalski, który zdobył 51,1 proc. głosów, równie dobrze może skończyć z wynikiem 55 proc. głosów, ale też nawet na poziomie 47,1 proc. głosów. Sprawa jest więc zupełnie otwarta, bo i Gibała liczy na poprawę wyniku niż większe straty. Co ciekawe, z dużą niespodzianką sondażową mieliśmy do czynienia dwa tygodnie temu. 7 kwietnia w Rzeszowie Jacek Strojny kładł się spać jako kontrkandydat Konrada Fijołka w drugiej turze, a rano obudził się jako polityk z trzecim wynikiem. Sondaże pomyliły się aż o siedem punktów procentowych i w drugiej turze znalazł się ostatecznie Waldemar Szumny. W przypadku Krakowa wszystko może się wydarzyć. O godz. 23:30 na stronie PKW pojawiły się dane z 281 na 454 komisje wyborcze. Różnica - na korzyść Gibały - wynosiła dokładnie jeden punkt procentowy (50,5 do 49,5 proc. głosów). Łukasz Szpyrka