"Rada Krajowa Lewicy właśnie podjęła jednogłośnie decyzję, że wystawi własnego kandydata lub kandydatkę na prezydenta" - przekazała Anna Maria Żukowska. Jak dodała, padło tylko jedno nazwisko: Agnieszki Dziemianowicz-Bąk. Zgłoszenie nie było oficjalnie, więc całkiem możliwe, że przewodnicząca klubu parlamentarnego Lewicy wyszła trochę przed szereg. - Jako poważna partia podjęliśmy decyzję o wystawieniu kandydata w wyborach prezydenckich. Czy to będzie kobieta, czy mężczyzna to się okaże. Przede wszystkim, kandydat musi się zgodzić na udział w wyborach - powiedział Interii Jacek Czerniak. - Jeżeli będzie więcej kandydatów, dojdzie do referendum czy prawyborów. Anna Maria Żukowska, jako kobieta, obstawia kobietę na kandydata. To normalne, ale nic nie jest rozstrzygnięte - dodaje lubelski poseł Nowej Lewicy. Wśród nazwisk, które wymienia polityk, pojawiają się ministra ds. równości Katarzyna Kotula, szef resortu nauki i szkolnictwa wyższego Dariusz Wieczorek czy wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski. Poza personaliami kandydata bądź kandydatki na prezydenta, nierozstrzygnięta zostaje także sprawa... podziału w sejmowym klubie Lewicy. Jak podał portal oko.press, ze względu na konflikt między sojusznikami, który trwa od kilku miesięcy, Nowa Lewica miała postawić ultimatum kolegom z Razem. Jeśli do końca roku ekipa Adriana Zandberga i Magdaleny Biejat nie zdecyduje czy poprze budżet, ugrupowanie ma zostać wyrzucone z klubu koalicyjnego. W rozmowie z Interią Jacek Czerniak potwierdził doniesienia o możliwym podziale w parlamencie. - Egzamin każdej formacji, która uczestniczy czy chce uczestniczyć w rządzie, to głosowanie nad budżetem. Jeżeli się okaże, że Razem go nie poprze, będziemy podejmować decyzje - mówi nam parlamentarzysta. - Nie da się też wykluczyć kandydata tego ugrupowania w wyborach prezydenckich. Mają swoje ciała statutowe, będą decydować czy zostawać w klubie, wychodzić - stwierdził. Lewica to jeszcze Razem i Nowa Lewica, czy może coś zupełnie innego? Konfliktów na linii Razem - Nowa Lewica nie trzeba daleko szukać. Zagadnienia pierwsze z brzegu: afera z wiceministrem Maciejem Gdulą w resorcie nauki w kontekście wymiany kierownictwa spółki IDEAS NCBIR, sprawa Pauliny Matysiak i jej poparcia dla CPK czy wreszcie wzajemna, publiczna krytyka. W oficjalnych rozmowach odnośnie do potencjalnego podziału politycy Razem nie są zbyt rozmowni. - Dzieją się u nas cały czas procesy wewnętrzne, więc nie chciałbym wyprzedzać faktów. Myślę, że kampania prezydencka łączy się z naszą obecnością w klubie - w rozmowie z Interią stwierdził Maciej Konieczny, poseł i członek Rady Krajowej Partii Razem. Kiedy w sprawie potencjalnego podziału zwracamy się do innych działaczy, nawet nie próbują ukrywać: Razem trawi obecnie spór wewnętrzny dotyczący pracy w klubie parlamentarnym Lewicy. - Adrian Zandberg, Maciek Konieczny czy Marcelina Zawisza zarzucają Magdzie Biejat, Darii Gosek-Popiołek, Annie Górskiej albo Dorocie Olko "przyspawanie się do stołków" na partyjnych spotkaniach - tłumaczy jeden z naszych informatorów. Nasze źródła uważają, że pozostanie Partii Razem w klubie Lewicy wcale nie zależy jedynie od głosowania nad przyszłorocznym budżetem, o czym powiedział nam Jacek Czerniak. W opinii rozmówców Interii chodzi o wolę członków partii. Kampania prezydencka czy potencjalne nazwisko kandydata ma być tylko pretekstem. - Tym, którzy chcą, żebyśmy wyszli z klubu, wygodnie łączyć Magdę Biejat z jakimiś obietnicami Nowej Lewicy (startu na prezydenta - red.). Tylko to nieprawda. Po raz pierwszy nie ma u nas jednomyślności, nawet w Radzie Krajowej - mówi nam jeden z posłów Razem, którego można oglądać na czołówkach portali i pierwszych stron gazet. Magdalena Biejat, wybory prezydenckie 2025. "Najważniejsze to się dogadać" O co chodzi? Jeszcze po ostatnich wyborach samorządowych w Warszawie, w kontekście ogólnokrajowej kampanii prezydenckiej, obok nazwiska Agnieszki Dziemianowicz-Bąk padało nazwisko Magdaleny Biejat, współprzewodniczącej Partii Razem. W wyborach z kwietnia 2024 r. wicemarszałek Senatu uzyskała blisko 13 proc. poparcia w stolicy, co rozpaliło głowy i wzbudziło nadzieje wśród wielu działaczy lewicy. W ostatnim czasie pojawiła się nawet plotka nagłośniona przez "Newsweek", że Biejat miałaby zostać kandydatką Nowej Lewicy w wyborach prezydenckich, jeżeli zdecydowałaby się zostać w klubie nawet pomimo odejścia Razem. Obietnicę miał złożyć sam Włodzimierz Czarzasty. Takiej wersji w mediach społecznościowych zaprzeczyła już główna zainteresowana. - Zawsze było dla mnie oczywiste, że Lewica wystawi swojego kandydata na prezydenta. Chciałabym, żeby to była kobieta, ale najważniejsze, żeby to był ktoś, kto zrobi dobrą kampanię i będzie reprezentować naszych wyborców - powiedziała Interii wicemarszałek Senatu. Zdaje się, że kandydatura Agnieszki Dziemianowicz-Bąk wcale nie jest pewna. Byłaby pani w stanie wystartować w wyborach prezydenckich? - dopytujemy Magdalenę Biejat. - Jeśli będziemy mieć wspólnego kandydata jako Partia Razem i Nowa Lewica, zapadnie decyzja, że będzie to Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, z wielką przyjemnością będę pracowała, z całych sił, przy jej kampanii - odpowiada. - Najważniejsze, żebyśmy dogadali się w tej sprawie i żeby pojawił się kandydat lewicowy. Jestem zaszczycona, że moje nazwisko pada w tej dyskusji, ale to nie będzie moja decyzja tylko decyzja wspólna. Poczekajmy jeszcze parę tygodni - spuentowała wicemarszałek. W kuluarach słychać jednak, że udział w kampanii prezydenckiej z ramienia Lewicy to żaden uśmiech losu. Mało kto w obozie Roberta Biedronia, Włodzimierza Czarzastego, Magdaleny Biejat i Adriana Zandberga wierzy w zwycięstwo. - Traktowanie startu w wyborach prezydenckich jako wielkiej gratki jest przynajmniej dziwne. To pół roku ciężkiej pracy, żeby wyszarpać 5 proc. poparcia. Wszystko wiąże się z dużym ryzykiem wizerunkowym - nie ukrywa jeden z naszych rozmówców. Jakub Szczepański ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!