Wybory prezydenckie 2025. Pięć błędów, przez które przegrał Rafał Trzaskowski
Niecałe 370 tysięcy głosów sprawiło, że w ciągu kilku godzin Rafał Trzaskowski z politycznego nieba trafił do politycznego piekła. Już drugi raz otarł się o prezydenturę, ale po nią nie sięgnął. Znów przegrał. Co zaważyło? Oto pięć błędów, które Trzaskowski i jego sztab popełnili w wyścigu o Pałac Prezydencki.

Błąd pierwszy. Debata w Końskich
To zdecydowanie najważniejszy moment tej kampanii wyborczej i katalizator wszystkiego, co wydarzyło się później. Przed Końskimi stan gry wyglądał tak: Rafał Trzaskowski prowadził w sondażach z dużą przewagą, a Karol Nawrocki i Sławomir Mentzen bili się o drugą pozycję. Mało brakowało, a doszłoby między nimi do mijanki.
Nawrocki miał wówczas słabszy moment kampanii. Trzaskowski nie robił nic wielkiego i spektakularnego, ale nie popełniał błędów. Był przeciętny, ale poprawny. Nie wiedzieć dlaczego, prezydent Warszawy, będący w pozycji faworyta, nagle opublikował wideo, w którym zaprosił Nawrockiego do debaty jeden na jeden w Końskich. Pozostali kandydaci odczytali ten gest jednoznacznie: Trzaskowski wyciąga rękę do Nawrockiego, bo chce właśnie z nim zmierzyć się w drugiej turze, a debata jeden na jeden sprawi, że Nawrocki "ucieknie" Mentzenowi.
W pewnym sensie tak się stało, ale sztab Trzaskowskiego nie przewidział jeszcze jednego efektu - do Końskich przyjechało łącznie ośmioro kandydatów, na co prezydent Warszawy nie był przygotowany. W debacie wypadł słabo, był zmęczony, nie potrafił szybko reagować, błyszczeli inni. W pamięci pozostanie chowanie przez Trzaskowskiego flagi LGBT pod pulpitem. Faworyt PO stracił wiele nie tylko na autentyczności, ale też w sondażach. Od tego momentu jego notowania spadły o kilka punktów procentowych i do końca kampanii nie odzyskał zaufania wyborców.
Błąd drugi. Flirt z prawicą
Diagnozy sztabu wyborczego Trzaskowskiego w tej kampanii były dobre, ale wykonanie fatalne. Wczesną wiosną kandydat KO dokonał nieoczywistego skrętu w prawo. Przekonywał w kampanii, że nie jest politykiem ani lewicowym, ani prawicowym, ale reprezentantem zdrowego rozsądku. Zaczął mówić językiem, który do niego nie pasował, nie był autentyczny. Uśmiechał się do wyborców środka, którzy mieli przechylić szalę zwycięstwa na jego korzyść. Teoretycznie zaczął mówić do wszystkich, a w praktyce jego przekaz nie był zaadresowany do konkretnych grup wyborców.
Zaczął flirtować z prawicą mówiąc jej twardym językiem o bezpieczeństwie, a patriotyzm gospodarczy miał stać się jego znakiem rozpoznawczym. Trzaskowski rozpościerał wielkie plany dotyczące odbudowy Centralnego Okręgu Przemysłowego na Podkarpaciu, a deklaratywnie wziął się nawet za Ukraińców - niepracującym chciał odebrać 800 plus.
Był to ewidentny flirt z prawicą, który odbił mu się czkawką. Po pierwsze, Trzaskowski był w tym nieautentyczny. Po drugie, zwrócił uwagę na ważne kwestie, które rzeczywiście mają odbicie w społeczeństwie. Tyle tylko, że wyborcy, dla których są to istotne sprawy utwierdzili się w przekonaniu, że warto tym się zająć, ale niech to robi oryginał (Mentzen lub Braun), a nie marna podróbka. Tym sposobem prezydent Warszawy "zbudował" pozycję Mentzena i Brauna.
Diagnoza sztabowców była jednak trafna - bez głosów centroprawicowych wyborców nie da się w Polsce sięgnąć po prezydenturę. Niedzielne wyniki to potwierdziły. Problem w tym, że tych głosów nie pozyskał Trzaskowski.
Błąd trzeci. Kampania bez opowieści
Kampanii Trzaskowskiego brakowało wizji. Jednego, wielkiego motywu przewodniego na tę prezydenturę, który uwiódłby Polaków. Opowieści. Prezydent Warszawy na pierwszy plan wybijał swe indywidualne zalety, takie jak znajomość języków obcych, doświadczenie, umiejętności zarządzania, uczciwość, przyzwoitość, kontakty międzynarodowe. Okazało się jednak, że dla wyborców to było za mało. Nieustanne przedstawianie się na zasadzie przeciwieństwa: "ja jestem ten dobry, a tam jest ten zły" mogło zostać odebrane jako zachowanie aroganckie.
Wybory prezydenckie są najsilniej spersonalizowanymi elekcjami, ale nie wystarczy w nich wystawić kandydata "lepszego", trzeba też umieć to opowiedzieć. Zachęcić do siebie, a nie zniechęcać wyborców przeciwnika. Gra na demobilizację wyborców rywala jest oczywiście ważnym elementem każdej kampanii, ale wyłącznie elementem, a nie główną strategią.
W tej rywalizacji sztab bardzo mocno skupił się na próbie zilustrowania wyborcom, kim tak naprawdę jest Karol Nawrocki. I paradoksalnie sztuka ta się udała, ale nie przyniosła zakładanego efektu - nie zniechęciła centroprawicowego wyborcy do zagłosowania na Trzaskowskiego bądź do pozostania w domu.
Błąd czwarty. Łatka "wiceTuska"
Trzaskowski w tej kampanii nie potrafił zdjąć z siebie łatki człowieka bardzo blisko związanego z Donaldem Tuskiem, którą zręcznie przykleił mu sztab Prawa i Sprawiedliwości. Abstrahując od tego, czy jest to prawda, czy raczej nie (o czym niżej- red.), do prezydenta Warszawy przylgnęło sformułowanie "wiceTusk". Relacje kandydata z ugrupowaniem rządzącym zostały w tej kampanii totalnie rozchwiane. Trzaskowski stał w rozkroku - z jednej strony będąc blisko rządu, z drugiej próbując się nieudolnie od niego odcinać.
Wyborcy wolą kandydatów jednoznacznych, którzy mają swoje zdanie i się go trzymają. Trzaskowski miał do wyboru dwie drogi - wyraźnie zdystansować się od pracy rządu i odciąć się od plecaka z coraz cięższymi kamieniami, który dźwiga rząd, albo kreować się na polityka, który jest ważnym ogniwem koalicji rządzącej odnoszącej sukcesy. Kłopot w tym, że nie zrobił ani jednego, ani drugiego. Gdy kontrkandydaci wypominali mu, że rząd wolno i słabo pracuje, tłumaczył, że nie jest w rządzie. Kiedy jednak gabinet Tuska odnosił jakieś sukcesy (jak np. wprowadzenie systemu żłobkowego - red.), Trzaskowski chętnie się do nich podłączał.
W tym przekazie brakowało spójności i po prostu decyzji, którą ścieżką lepiej podążać. Inna sprawa, że nie pomogła też koalicja rządząca, która mogła uczynić Trzaskowskiego twarzą jakiegoś rządowego projektu, np. deregulacji. Pięć lat temu w podobną rolę wchodził Andrzej Duda, który na sztandarach miał wymalowane m.in. CPK czy przekop Mierzei Wiślanej. Dziś Trzaskowski wyglądał jak samotny rycerz wokół farm wiatrowych.
Błąd piąty. Pudło rezonansowe
Pytanie tylko, czy sam Trzaskowski i jego sztab na własne życzenie się nie "osamotnili". To kolejny kamyk do ogródka tego środowiska. Prezydent Warszawy i jego ludzie byli przekonani, że są na tyle doświadczeni i kompetentni, że sami zrobią tę kampanię. Mowa o kilkunastu osobach ze ścisłego otoczenia Trzaskowskiego i kilkudziesięciu z szerszego. To ludzie, którzy byli w pełni przekonani do przyjętej przez siebie strategii i wierzyli w jej powodzenie. To zaleta, ale z drugiej strony byli oporni na uwagi z zewnątrz. Nie chcieli słuchać podpowiedzi, stworzyli małe państwo w państwie i zamknęli się we własnym pudle rezonansowym.
Politycy Koalicji Obywatelskiej dali tej ekipie gigantyczny kredyt zaufania. Mówili: "chciałeś rower, to pedałuj". Nie wtrącali się. Przyglądali się z boku i raz bili brawo, a innym razem kręcili głowami. Obserwowali i wierzyli, że to się uda.
Do czasu. Prawdziwy kubeł zimnej wody spadł na nich 18 maja, kiedy poznaliśmy wyniki pierwszej tury. Donald Tusk był wstrzemięźliwy w gratulacjach, bo wiedział, że sprawy idą w złym kierunku. Desperacko ruszył na ratunek, ale nie pomógł - być może dlatego, że działa na wielu wyborców jak płachta na byka, a być może było już po prostu za późno. W każdym razie sztab nie współgrał z całym środowiskiem Platformy Obywatelskiej. Tym razem - w przeciwieństwie do wyborów prezydenckich 2020 i parlamentarnych 2023 - PO nie była drużyną. A taki błąd to najlepszy przepis na klęskę.
Łukasz Szpyrka
Zobacz również:
- Szef sztabu Karola Nawrockiego odsłania nieznane kulisy kampanii
- Przeliczono głosy w dwóch komisjach. Potwierdzono nieprawidłowości
- Giertych żąda jawnego przeliczenia głosów. Zwrócił się do prezesa PiS
- Nieprawidłowości w komisjach. Kalisz pokazał swoje wyliczenia. "Prawie 60"
- Sprawozdanie z wyborów prezydenckich. Nowy ruch PKW
Wyniki wyborów prezydenckich 2025. Nowym prezydentem Karol Nawrocki
Druga tura wyborów prezydenckich przyniosła ostateczne rozstrzygnięcie. Nowym prezydentem został wspierany przez PiS Karol Nawrocki. Pierwszą damą będzie zatem żona Nawrockiego - Marta.
Jak głosowali Polacy? Nawrocki zwyciężył wynikiem 50,89 proc. głosów, jego konkurent Rafał Trzaskowski uzyskał 49,11 proc. wszystkich głosów. Frekwencja wyniosła rekordowe 71,63 proc.
Różnica między rywalami była najmniejsza w historii naszego kraju.
Z jakim programem do wyborów szedł Nawrocki? Oto szczegółowe punkty.
Najnowsze informacje o wynikach, przebiegu głosowania, a także powyborcze reakcje publikujemy w naszym raporcie specjalnym - Wybory prezydenckie 2025.