Marta Kurzyńska, Interia: Ktoś chyba bardzo źle życzy panu marszałkowi, skoro wypuszcza informacje o jego rezygnacji z szefowania partią? Barbara Oliwiecka, Polska 2050: - Nie wiem kto i dlaczego to robi. Bardzo się cieszę, że pan marszałek to zdementował. Szymon Hołownia jest niekwestionowanym liderem naszego ugrupowania i tak zostanie. Myślę, że marszałek nie oddałby przywództwa w naszej partii tak lekko. Nie ma żadnej frakcji, która by chciała pana marszałka odsunąć. Nie ma lidera, który mógłby go w takim samym stopniu zastąpić. Ale z jakiegoś powodu pojawiają się konkretne nazwiska pani minister Pełczyńskiej-Nałęcz i pani minister Pauliny Hennig-Kloski. - Ale to są nasze naturalne liderki. Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz jest wiceprzewodniczącą partii, a Paulina Hennig-Kloska budowała partię, jest w zarządzie krajowym. Ja w tym nie widzę żadnej sensacji i teorii spiskowej. To może ktoś spoza partii próbował w ten sposób podstawić nogę panu marszałkowi? - Kluczem jest to, że pan marszałek nie daje się wciągnąć w tę dziwną i bezsensowną grę. Traktujecie wybory prezydenckie jako wielki test, nie tylko dla kandydata, ale także przyszłości partii? - Każda kampania była dla nas wielkim testem. Mieliśmy już naprawdę różne doświadczenia - od triumfu po kiepski wynik. Jeżeli wystartuje Szymon Hołownia, będziemy pracować na to, żeby został prezydentem. 63 procent badanych nie wierzy, że nim zostanie. Jak zamierzacie ich przekonać? - Różne są sondaże, w tych dotyczących zaufania Szymon Hołownia jest w czołówce i to jest pozycja, która nie słabnie. Ale wygląda na to, że poziom zaufania nie przekłada się na poparcie. - Trzeba patrzeć szerzej. Wszystko zależy od tego, jakiego kandydata wystawi PiS, jakiego KO. My, jako Trzecia Droga, deklarujemy jasno, że naszym kandydatem jest Szymon Hołownia, ale nie podjął jeszcze tej decyzji (o kandydowaniu - red.). Jest za wcześnie, żeby robić sondaże prezydenckie. Naprawdę nie podjął tej decyzji, czy jej po prostu nie ogłosił? - Mówi szczerze i nie ma powodów, żeby mydlić nam oczy, że decyzji ostatecznej nie podjął. Jest po rozmowach z premierem, rozważali różne scenariusze. To nie jest kokieteria polityczna. W tych scenariuszach, które rozważali, był wspólny kandydat koalicji? - Rozmowa o wspólnym kandydacie ma sens, jeśli będzie naprawdę szczera. Wszystkie kandydatury powinny być tak samo ważne i tak samo rozpatrywane. Rozumiem, że poczuliście, że nie są? - Rozważanie nad wspólnym kandydatem nie może polegać na tym, że jest Rafał Trzaskowski i my go mamy poprzeć. Czyli czujecie się przyparci do muru? - Nie. Prosimy tylko, żeby wziąć pod uwagę nasze spostrzeżenia, bo pokazaliśmy już, że w kluczowych momentach naprawdę mamy rację. Pamiętam jak przed wyborami parlamentarnymi wylewał się na nas hejt, że nie chcemy wspólnej listy. A to dzięki tamtej decyzji dziś rządzimy. Do ewentualnego kandydata trzeba podejść bez nadmiernych emocji. A te buzują? - Taki wyścig zawsze budzi emocje, ale trzeba podejść do niego z chłodną głową. To jaki jest ten idealny kandydat? - To musi być kandydat jak najbardziej centrowy i w ten opis doskonale wpisuje się marszałek Hołownia. Musimy zagospodarować również elektorat rozczarowany PiS-em, elektorat, który nie chodzi na wybory, dla którego Konfederacja jest niebezpieczna. Tylko kandydat środka może wygrać wybory. Rafał Trzaskowski nie jest kandydatem środka? - Rafałowi Trzaskowskiemu, podobnie jak całej PO, przy dużym poparciu towarzyszy też negatywny elektorat. Dlatego kandydatura Rafała Trzaskowskiego jest bardzo ryzykowna. Przed przyszłym prezydentem jest misja zasypania rowu podziałów, pogodzenia różnych środowisk. Rafał Trzaskowski tego nie zrobi? - Linia polaryzacji przebiega między PiS a PO, której Rafał Trzaskowski jest wiceprzewodniczącym. Oni od lat się żywią podziałem, więc jak mają z nim walczyć. Osobą, która jest w stanie to zatrzymać, jest Szymon Hołownia. Szymon Hołownia podobno jest kuszony wizją utrzymania stanowiska marszałka do końca kadencji, jeśli nie wystartuje. Ulegnie? - Nie wiem, czy są takie rozmowy, ale wiem, że jest doskonałym marszałkiem. Sejm wyszedł z mroku, zmienił się o 180 stopni. Ja bym chciała, żeby Szymon Hołownia był prezydentem Polski, a jeżeli się nie uda, marszałkiem do końca kadencji. Takiego pakietu chyba nie ma na stole. - Wiem, że takiego "combo" nie będzie, ale to są wymarzone funkcje dla marszałka. Jakby szyte na jego miarę. Na razie mamy ustalenia koalicyjne, w których jest przewidziany rotacyjny marszałek. Zmiana na marszałka Czarzastego, to będzie dobra zmiana? - Marszałek Szymon Hołownia tak podniósł poprzeczkę, że naprawdę bardzo trudno będzie komukolwiek do tego poziomu doskoczyć. Czyli przyszli marszałkowie będą musieli się nauczyć wysoko skakać? - Myślę, że pewnych rzeczy nie da się nauczyć. Po prostu trzeba mieć to coś - jak Szymon Hołownia. Cieszy się pani, że nie jest w rządzie? Ominie panią spowiedź. - Na pewno nie zazdroszczę ministrom. Mają bardzo trudne zadanie. Rząd koalicyjny zastał w resortach ogromny bałagan. Dużo spraw trzeba wyjaśnić, rozliczyć i jednocześnie realizować postulaty koalicji 15 października i tłumaczyć się, że to, co proponuje jeden koalicjant, nie jest postulatem całego obozu rządzącego. Czyli nie chciałaby pani być w skórze tych ministrów? - Powiem odwrotnie. Ja ich po prostu podziwiam. Robią dobrą robotę. Po doniesieniach ministra Siekierskiego chciałabym zobaczyć, jak wygląda posiedzenie rady ministrów. Minister Siekierski skarży się na brak dialogu i dominację premiera. To odosobniona opinia? - Każdy polityk musi mieć odwagę by zabrać głos i myślę, że gdy się to robi w sposób kulturalny i merytoryczny, to jest na to przestrzeń. Premier jest bardzo silną osobowością i ma trudne zadanie, więc musi konkretnie prowadzić posiedzenia rządu, a nawet dyscyplinować ministrów. Co nie znaczy, że nie mają mieć odwagi, a jeśli nie mają muszą to w sobie przełamać. Minister Siekierski przełamał. Ale triumf pana ministra trwał krótko. Premier mówił, że na rządzie był markotny i chyba żałował swoich słów. - Ale napisał prawdę, że każdy powinien zrobić ten rachunek sumienia, również premier i posłowie. Premier bił się już w piersi na spotkaniu ze środowiskiem prawniczym. - I dobrze, bo kontrasygnata, to była bardzo kontrowersyjna sprawa, więc sędziowie mieli prawo posłuchać wyjaśnień. Zresztą wszyscy w koalicji możemy się troszeczkę wyspowiadać. Podoba się pani formuła tej spowiedzi? Czyli spotkania z tymi, którzy są z was niezadowoleni. - Potrzebne są rozliczenia, wyjaśnienia i rozmowy, ale niekoniecznie wyłącznie z grupą niezadowolonych. Bo potem się okaże, że ten, który głośniej tupie i krzyczy, będzie miał spotkania z ministrami, a pozostałe grupy, które czekają cierpliwie, zostaną z niczym. Spotkanie z zadowolonymi to nie jest trochę funkcjonowanie w bańce i utwierdzanie się w przekonaniu, że jest świetnie? - Wszyscy wyborcy zasługują na wyjaśnienia i wytłumaczenie pewnych procesów. Widzę to podczas dyżurów poselskich. Przychodzą osoby, które nas popierają, ale pytają, dlaczego mamy w niektórych sprawach opóźnienia. Nie sądzi pani, że to sygnał alarmowy? Jest ryzyko, że niebawem mogą stracić cierpliwość. - Absolutnie nie. Nie każda grupa, która ma pytania jest rozczarowana i roszczeniowa. Ale może się nią stać. - Nie dzielmy ludzi na wyłącznie zadowolonych i niezadowolonych, bo polityka dotyka każdego. Jedne decyzje komuś sprzyjają bardziej komuś mniej, ale my musimy patrzeć na całość społeczeństwa. Kluczem jest szczera rozmowa. Ja osobiście nie unikałam nigdy trudnych rozmów. Przyjęłam w Kaliszu jako jedyna posłanka rolników. Chodzili z wiaderkiem gnojowicy od biura do biura. Zaprosiłam ich na kawę. Docenili to? - Dostałam symboliczne wiaderko z gnojowicą. Na szczęście zamknięte, więc nie śmierdziało. Jak się rozmawia, wiele rzeczy można zdementować i wyjaśnić, bo bardzo dużo informacji szczególnie w mediach społecznościowych żyje własnym życiem. Z badań pracowni IPSOS wynika, że ludzie uważają, że jesteście leniwi, a największym sukcesem koalicji jest to, że się jeszcze nie rozpadła. Jak zamierzacie zmienić tę opinię? - Nie jesteśmy leniami. Jesteśmy większością koalicyjną, która przy wielu różnicach zdefiniowała wspólne cele i konsekwentnie je realizuje. Nie chodzi o to, żeby się ścigać w ilości ustaw, tylko o tworzenie dobrego prawa. Ja nie będę świecić oczami za sto obietnic Donalda Tuska w sto dni. My, jako Polska 2050, nie składaliśmy tylu obietnic, ponieważ wiedzieliśmy, że choć one są bardzo ważne, ich realizacja w tak krótkim czasie nie jest możliwa. Jeżeli polityk składa takie obietnice, musi przewidzieć, że będzie z tego rozliczany. Premier przeszarżował z obietnicami? - To są obietnice KO i problem KO. Nie chcę mówić, że przeszarżował. Kampania rządzi się swoimi prawami. Takimi, że można składać obietnice na wyrost? - Polityk musi brać odpowiedzialność za to, co obiecał. To jest trochę wystawianie się, bo teraz konkurencja polityczna łapie pana premiera za słowa, że miał zrobić wszystko w sto dni. Premier mówi "kredyt 0 procent z bliżej mi nieznanych powodów generuje jakieś emocje w Polsce 2050". Odpuścicie? - Nie. My nie poprzemy kredytu 0 procent. Nie wiem, co by się musiało zmienić w tej ustawie, żebyśmy ją zaakceptowali. To jest bardzo niebezpieczny mechanizm. Nie będziemy publicznymi pieniędzmi wspierać banków i deweloperów. Takie kredyty nie rozwiążą problemu mieszkań w małych i średnich miastach. To co proponujecie? - Chcemy stawiać na tanie mieszkania społeczne pod wynajem. To jest nasz priorytet. Mamy projekt i bardzo stanowcze stanowisko. A nie kłócicie się za bardzo? - Nie, nie kłócimy się za bardzo. To jest normalne, że dyskutujemy. Do tej pory było tak, że rząd Zjednoczonej Prawicy jechał jak walec. Składał projekty, opozycja miała 30 sekund na uwagi, cały front Zjednoczonej Prawicy miał jedno zadanie: bezrefleksyjnie głosować za. Uspokajam, dyskusja jest esencją demokracji. Dyskusja, a nie kłótnie, które blokują. - W przypadku kredytu 0 procent uważam, że my jako Polska 2050 słusznie przechylamy szalę na budownictwo społeczne. Młodzi ludzie nie chcą żyć na kredycie do końca życia. Jest ogromna grupa Polaków, których od bezdomności, bankructwa dzielą dwie, trzy raty kredytu. Widzę to po swoim pokoleniu. My przeszarżowaliśmy z kredytami. Pani minister Pełczyńska-Nałęcz nie za ostro zaznacza wasz sprzeciw w tej sprawie. Chyba trochę zirytowała pana premiera. - Pani minister jest odważną kobietą i nie boi się wyrażać swoich opinii. Kobiety często są odważniejsze od mężczyzn i także dlatego potrzeba nas więcej w polityce. Rozmawiała Marta Kurzyńska. ------ Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!