Polski test
Dawno już minęły czasy, gdy za niewpisanie zegarka do oświadczenia majątkowego przegrywało się karierę polityczną. Standardy wyparowały. Dlatego Nawrocki nie rezygnuje, a sztab PiS broni się bezczelnością. I dlatego te wybory będą przede wszystkim wielkim testem obywatelskim.

Polityka bywa sztuką zarządzania kłamstwem. Jednak największe kłamstwo tej kampanii - dotyczące liczby mieszkań Karola Nawrockiego i jego obietnicy dożywotniej opieki nad ubogim człowiekiem, którego dziennikarze odnaleźli w domu opieki - nie zostało w pełni i wiarygodnie wyjaśnione ani przez sztab PiS, ani przez samego kandydata tej partii. Być może świadomie.
W tym chaosie jest metoda
Dawno już bowiem minęły czasy, gdy za niewpisanie kosztownego zegarka do oświadczenia majątkowego można było przegrać karierę polityczną, a artykuł prasowy o próbie wręczenia łapówki wydawcy wielkiej gazety przez producenta filmowego był początkiem końca władzy silnej kiedyś partii. Dziś kłamie się w żywe oczy, złodziej krzyczy "łapać złodzieja!", a złapany za rękę oświadcza, że to nie jego ręka. Standardy wyparowały, a przyzwoitość stała się nieatrakcyjna.
PiS wobec wielkiego kryzysu wizerunkowego i moralnego swojego kandydata postanowił, że nie zmierzy się z prawdą. Sztabowcy uznali, że skuteczniejsze będzie opowiadanie o nagonce "reżimu Tuska", oskarżanie służb specjalnych o kontrolowane przecieki i ratunkowa narracja o ponadprzeciętnie uczciwym doktorze Nawrockim, który muchy by nie skrzywdził, a co dopiero pana Jerzego.
W tym chaosie jest metoda. A nie da się inaczej bronić przegranych spraw, niż przy użyciu bezczelności i cynizmu. Jeśli partia, która nie rozliczyła się z używania Pegasusa i angażowania rządowych mediów i spółek państwowych w swoje kampanie wyborcze, teraz uderza w dzwony etycznego oburzenia, to znaczy, że właśnie z bezczelnością i cynizmem mamy do czynienia. Zwłaszcza że dziennikarze pokazali, że dokumenty w sprawie Nawrockiego zdobyli bez nielegalnego udziału służb.
Sprawdzian z wrażliwości
Wybory prezydenckie będą nie tylko wielkim sondażem społecznym w sprawie preferencji politycznych, ale także sprawdzianem wrażliwości na przekraczanie kolejnych granic przez polityków.
Przemysław Rosati, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, uznał, że biorąc pod uwagę wszystkie opisane okoliczności na temat drugiego mieszkania Nawrockiego, są podstawy, by prokuratura zajęła się sprawą pod kątem oszustwa. To coś więcej, niż ciskana w eter opinia polityczna, bo wypowiada ją uznany prawnik, który wcale nie jest największym admiratorem działań obecnej władzy.
Nawiasem mówiąc, niektórzy komentatorzy już dawno zwątpili we wrażliwość polskiego społeczeństwa. Zwłaszcza po tym, jak w czasie okrutnego mordu na Uniwersytecie Warszawskim w ludziach nie pojawiła się potrzeba udzielania pomocy czy wzywania policji, lecz nagrywania makabrycznych scen, które szybko trafiły do sieci.
Największy problem z wyborami mają prawicowi publicyści starej daty, którzy w mediach społecznościowych próbują rozstrzygnąć prawdziwie hamletowski dylemat. Z jednej strony - spodziewając się zwycięstwa Rafała Trzaskowskiego - narzekają na perspektywę stabilizacji polskiej sceny politycznej poprzez stworzenie monowładzy, choć nieco obłudnie nie pamiętają o niemal dekadzie monowładzy PiS i Andrzeja Dudy.
A z drugiej strony zderzają swoje prawicowe ideały i konieczność podążania za nimi z wizerunkiem skompromitowanego kandydata, na którego mają być zmuszeni oddać głos jako na mniejsze zło.
Fundamentalna decyzja
Już samo to, że w tej dyskusji pojawia się element zwątpienia oraz sugestia, że kohabitacja, skutkująca paraliżem państwa, byłaby kłopotliwa z powodów geopolitycznych, pokazuje powagę rozdarcia po tej stronie sceny politycznej. Pytanie, dlaczego Jarosław Kaczyński postawił akurat na Nawrockiego, pozostanie otwarte aż do czasu rozliczeń na prawicy.
Za tydzień o tej porze będziemy znać wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich. Do drugiego etapu przejdą zapewne Trzaskowski i Nawrocki, choć nikt dziś nie może przewidzieć, z jakim poparciem. Kandydat władzy będzie mógł potem liczyć na poparcie Nowej Lewicy i Trzeciej Drogi, choćby z powodu logiki koalicyjnej. Kandydat PiS już teraz stracił poparcie Konfederacji, chyba że Sławomir Mentzen połknie język i zapomni, jak brutalnie rozliczał Nawrockiego z afery mieszkaniowej.
O ile pierwsza tura będzie testem obywatelskim, o tyle druga postawi wyborców przed fundamentalną decyzją w sprawie realnej przyszłości Polski.
Przemysław Szubartowicz