Prawo i Sprawiedliwość cały czas prowadzi prace nad wyborem kandydata na prezydenta. Partia próbuje dopasować nazwisko do oczekiwań społecznych swoich wyborców, których preferencje są badane. Mówił o tym niedawno prezes Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Radia Maryja. - (...) Musi być młody, wysoki, okazały, przystojny. Wyborcy te wymogi wizerunkowe stawiają wysoko. Musi mieć rodzinę. Musi znać bardzo dobrze język angielski. Najlepiej jakby znał dwa języki. Mamy kandydatów, którzy są doskonali i w angielskim, i francuskim. Tak jak ten prawdopodobny przeciwnik w drugiej turze. Musi być obyty międzynarodowo. To powinien być człowiek, dla którego świat nie jest czymś obcym, który bywał na konferencjach, wykładach - powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński. W badaniach, które przeprowadza PiS, pojawiają się także inne wątki, np. ten, że jedną z najważniejszych rzeczy dla wyborców jest obecnie bezpieczeństwo - dobrze więc, by potencjalny kandydat kojarzył się z tą tematyką. - Im więcej mamy wniosków z badań, tym więcej kłopotów ze wskazaniem faworyta - przyznaje jeden z polityków PiS. - Ktoś, kto spełnia jedne wymagania, nie spełnia innych. Na dziś nie ma nikogo, kto byłby oczywistym wyborem - dodaje nasz rozmówca. Wybory prezydenckie 2025. Nowy pomysł PiS Wśród obecnych faworytów, jak informowaliśmy już w Interii, znajdują się m.in. Karol Nawrocki, obecny szef IPN, ale także europoseł Tobiasz Bocheński i poseł Zbigniew Bogucki.Politycy PiS ubolewają, że upadła kandydatura Witolda Bańki, byłego ministra sportu, obecnie szefa Światowej Agencji Antydopingowej. On sam zdementował informacje, by chciał startować w wyborach. Jarosław Kaczyński na jednej z konferencji prasowych przyznał jednak, że to nazwisko pojawiło się w wewnątrzpartyjnych naradach, ale na bardzo wstępnym etapie. Co więcej, wielu polityków PiS pozostaje sceptycznych wobec pomysłu władz partii, by kandydat na prezydenta był szerzej nieznanym politykiem z drugiego szeregu. Mówią, że nadzieje na to, że uda się powtórzyć manewr z 2015 roku, mogą okazać się płonne. - Mam wiele obaw dotyczących takiego kandydata. Jak ktoś bez doświadczenia politycznego poradzi sobie w ostrej kampanii, kiedy będzie bombardowany przez media, polityków z każdej strony i tak dalej. Tu trzeba doświadczenia i grubej skóry - uważa jeden z naszych rozmówców. Nawiązuje do pojawiającego się w PiS pomysłu wystawienia w roli kandydata kogoś mało kojarzonego z polityką. W tym kontekście pada zwykle nazwisko Karola Nawrockiego, obecnego szefa IPN. Dlatego w PiS coraz częściej można usłyszeć o jeszcze jednym scenariuszu, którego dziś nie da się zupełnie wykluczyć. - Nie jest powiedziane, że kandydat, którego przedstawimy w listopadzie, będzie tym, który będzie ubiegał się o prezydenturę w maju - zdradza nam jeden z polityków. - Jeśli wskazany przez centralę kandydat nie sprawdzi się w kampanii, trzeba go będzie podmienić. Zrobiła to Platforma w 2020 roku, zrobili demokraci w USA, dlaczego nie możemy my? - pyta retorycznie. Wybory 2025: Będzie dwóch kandydatów PiS na prezydenta? Nie wszystkim ten pomysł się jednak podoba. - Zbyt duże ryzyko, związane z takim manewrem. Jestem zdania, że jak już wskażemy kandydata, to trzeba na niego grać w 100 procentach, a nie liczyć na zmianę w trakcie. Takie kalkulacje położą nam kampanię - uważa inny z naszych rozmówców z PiS. Ale temat podmiany kandydata zaczyna żyć w partii własnym życiem. Posłowie wskazują już nawet, kto mógłby być beneficjentem takiej zmiany. - Jeśli kandydat prezesa się nie sprawdzi, to jedyna podmianka jaką sobie wyobrażam musiałaby być na kogoś sprawdzonego, zaprawionego w bojach i doświadczonego. Przychodzą mi do głowy dwa nazwiska: albo Mariusz Błaszczak, albo Mateusz Morawiecki - wskazuje jeden z rozmówców. Dziś sytuację PiS dodatkowo komplikuje jeszcze kwestia pieniędzy. PKW odmówiło PiS zwrotu środków wydanych na kampanię parlamentarną. Pod znakiem zapytania stoi także subwencja, wypłacana corocznie partiom na dzialalność polityczną. Jak mówił niedawno Interii skarbnik PiS Henryk Kowalczyk, ma to znaczenie właśnie w kontekście wyborów prezydenckich, które są dla partii najbardziej kosztowne. W wyborach parlamentarnych, samorządowych czy europejskich partia może liczyć na to, że kandydaci współfinansują kampanię, w przypadku kampanii prezydenckiej cały jej ciężar spoczywa na partii. - Sytuacja finansowa partii jest zła, ale nie dramatyczna. Kwota, którą mam nadzieję dostaniemy lada dzień, pozwoli nam na spłatę bieżących zobowiązań, czyli kredytu i odsetek. Pozwoli nam więc funkcjonować. Problem pojawi się w momencie, gdy będą potrzebne pieniądze na kampanię prezydencką, dlatego już dziś zwracamy się do naszych sympatyków i wyborców z apelem o przekazywanie nawet drobnych darowizn przelewem na konto naszej partii - powiedział Interii Kowalczyk. Problem pojawi się w momencie, gdy będą potrzebne pieniądze na kampanię prezydencką, dlatego już dziś zwracamy się do naszych sympatyków i wyborców z apelem o przekazywanie nawet drobnych darowizn przelewem na konto naszej partii - mówi Kowalczyk.Kamila Baranowska