Jest dobrze, ale nie beznadziejnie
Polityka to sztuka zarządzania oczekiwaniami. Zamiast zapowiadanego przez wiele miesięcy wyraźnego sondażowego zwycięstwa Rafała Trzaskowskiego nad Karolem Nawrockim różnica między dwoma głównymi kandydatami w exit poll wyniosła mniej niż dwa punkty procentowe, czyli w granicach błędu pomiaru.

Miał być nokaut lub przynajmniej wyraźne zwycięstwo na punkty, a był co najwyżej zwycięski remis. Nic dziwnego, że to na wieczorze wyborczym kandydata popieranego przez PiS nastąpił prawdziwy wybuch euforii, podczas gdy w Sandomierzu, gdzie świętował Trzaskowski, optymizm był jakby urzędowy.
Nawrocki, który plątał się w zeznaniach w kwestii uzyskanej od pana Jerzego kawalerki i dostał w ostatnich dwóch tygodniach ciosy wydawało się nokautujące, pierwszą rundę ustał. Okazuje się, że sprawa mieszkania mogła wręcz pomóc zmobilizować wokół niego twardy pisowski elektorat. Trzaskowski dostał tyle głosów, ile wskazywały ostatnie sondaże, ale był to wyraźny zjazd wobec tego, co pokazywały one jeszcze miesiąc czy dwa temu.

Prawica jak na razie wygrywa
Trzymając się faktów, należy odnotować, że Rafał Trzaskowski według exit poll dostał niemal dokładnie tyle samo głosów co pięć lat temu, natomiast Karol Nawrocki wszedł do drugiej tury, ale mając ponad 2 miliony głosów mniej niż Andrzej Duda w 2020 roku.
Ale polityka to również wrażenie. A wrażenie jest takie, że pierwszą turę wyborów prezydenckich wygrali kandydaci prawicy, którzy w sumie dostali ponad połowę głosów, podczas gdy rządząca koalicja znajduje się w odwrocie.
Że to prymitywne? Że poparcia choćby takiego Sławomira Mentzena nie można w całości przepisać na Nawrockiego? To bez znaczenia dla percepcji wieczoru wyborczego, w którym zwycięstwo Trzaskowskiego przykryte zostało świetnym wynikiem Mentzena (który podwoił z naddatkiem wynik Krzysztofa Bosaka) i szczególnie antysemickiego Grzegorza Brauna, który nieoczekiwanie przeskoczył kandydatów lewicy i Trzeciej Drogi.
Spójny przekaz i energetyczna kampania lidera Konfederacji Korony Polskiej wskazywały na to, że może być niedoceniony, ale żaden sondaż nie dawał mu aż tak dobrego wyniku.
A co z resztą?
Fatalne miejsce Szymona Hołowni eliminuje go de facto z poważnej polityki, podobnie jak wcześniej Roberta Biedronia, choć oczywiście będzie on dalej obecny jako lider partii, bez której obecny rząd nie ma większości sejmowej. Marszałek Sejmu nie czuje, że jest "dead man walking" - jak postrzelony śmiertelnie żołnierz, do którego jeszcze nie dotarło, że koniec już nadszedł.
Magda Biejat rozbudziła ogromne oczekiwanie po odebraniu tęczowej flagi Trzaskowskiemu. Ale Zandbergomania, jaka zapanowała na ostatniej prostej przed wyborami, nie dała jej szans na rozwinięcie skrzydeł. 4 proc pozostawia uczucie niedosytu. Lider Razem z niczego w ciągu zaledwie kilku dni stworzył falę entuzjazmu, tworząc poczucie autentyzmu i celu wokół swojej kampanii, skierowanej przeciwko dwóm głównym partiom.
Strategicznie to jego 5 proc. wyborców jest teraz ogromnym wyzwaniem dla sztabowców Trzaskowskiego - bo trzeba ich przyciągnąć, nie stwarzając równocześnie wrażenia, że muszą zgadzać się z programem prezydenta Warszawy i Platformy Obywatelskiej.
Równocześnie Trzaskowski powinien wbić klin między wyborców Mentzena i kandydata Karola Nawrockiego, wychodząc z liberalnym gospodarczo postulatem, który dla kandydata PiS będzie nie do poparcia - np. likwidację podatku 32 proc., który uderza w przeszło 1,3 mln Polaków, czyli nie tylko w milionerów. Co z kolei będzie niestrawne dla wielu wyborców Zandberga. Od rozwiązania tej łamigłówki zależeć będzie ostatecznie wynik wyborów.
Podobnie jak od akcji mobilizującej "letnich" wyborców przeciwko radykalnej prawicy. O ile trudno wyobrazić sobie wybuch entuzjazmu wobec prezydenckiego kandydata KO jak w 2020 roku czy Tuska w 2023, to wynik Brauna i Mentzena, w połączeniu z realną perspektywą prezydentury dla Nawrockiego może na przynajmniej część rozczarowanych wyborców koalicji 15 października podziałać jak wbita w bok ostroga.
Nominalnie przewagę wciąż ma Trzaskowski, momentum działa na korzyść Nawrockiego. O ostatecznym wyniku, jak w 2020 roku, decydować będą nie miliony, a setki tysięcy, a może nawet dziesiątki tysięcy głosów.
Czekają nas intensywne dwa tygodnie. To i tak lepsze niż pięć, albo co gorsza 10, lat fatalnej prezydentury.
Leszek Jażdżewski