Zazwyczaj na finiszu kampanii obóz, który chce przejąć władzę, otwiera się na nowe środowiska, walczy o niezdecydowanych, albo przynajmniej demobilizuje zwolenników władzy. Tymczasem duża część obozu anty-PiS urządza samobójcze polowanie na symetrystów, do których zalicza już nie tylko antyliberalną lewicę, ale dziennikarzy bardzo bliskich TVN-owi i "Gazecie Wyborczej". Poszukiwanie symetrystów we własnych szeregach coraz częściej przypominają retorykę z czasów Władysława Gomułki, który niegdyś szukał rewizjonistów w szeregach PZPR. Jak pokazuje ostatni tekst Cezarego Michalskiego w Interii, każdy może być posądzony o "odchylenie symetrystyczne" - nawet serwis OKO Press założony przez dziennikarzy wywodzących się z "Gazety Wyborczej", który zamiast kibicować Donaldowi Tuskowi postanowił zweryfikować jego słowa o liczbie migrantów, którzy przyjechali do Polski. Sondaże wyborcze pokazują od miesięcy, że przeciwnicy obecnej władzy są w przewadze, a jednocześnie nie dysponują pewną parlamentarną większością. Prawo i Sprawiedliwość wciąż utrzymuje wysokie notowania, ale nie na tyle wysokie, żeby myśleć o samodzielnych rządach. Wyłania się obraz politycznego pata, który może doprowadzić po wyborach do dawno niespotykanego w polskiej polityce okresu niepewności i zamieszania. Czyżby kolejne wybory nie przyniosły zwycięstwa? Czy ewentualne odsunięcie od władzy PiSu będzie zależeć od tego, jak zachowają się członkowie partii Grzegorza Brauna i Janusza Korwin-Mikkego? Czy PiS wygra kolejne siódme wybory? Nic dziwnego, że rośnie frustracja części dziennikarzy i wyborców opozycji, którzy nie mogą pogodzić się z tym, że po ośmiu latach nieustających afer, gaf, przekrętów i arogancji Prawo i Sprawiedliwość nie leży na politycznych deskach. Zaczęło się od Janickiego i Władyki W takiej sytuacji potrzebni są winni. Nie wystarczy już tylko wina podporządkowanych rządowi mediów publicznych. Nie wystarczą zdemoralizowani i cyniczni wyborcy. To nie my popełniamy błędy, to nie my mamy błędną diagnozę sytuacji, to nie nam brakuje wiarygodności. Winni są symetryści. Pojęcie wymyślone przez dziennikarzy tygodnika "Polityka" Mariusza Janickiego i Wiesława Władykę zrobiło karierę w języku publicznej debaty. W ustach Władyki i Janickiego oraz zbliżonych do nich dziennikarzy symetryści urastają do rangi potężnej siły, która niczym komandosi służb specjalnych działają na tyłach linii opozycyjnych, dokonując wielkiego sabotażu. Cezary Michalski napisał w ostatnim swoim felietonie w Interii o symetryzmie następująco: "Symetryzm stał się po ośmiu latach rządów PiS realnym i skutecznym sojusznikiem tej władzy. Symetryści ostentacyjnie lekceważą granice konstytucyjne, prawne, ekonomiczne, ustrojowe... Trzeciej RP, które PiS przekroczył i rozmontował. W dodatku czynią to wszystko w niepisowskich mediach, paraliżując niepisowską opinię publiczną". Wtóruje mu Janicki i Władyka w wydanej właśnie przez tygodnik "Polityka" i szeroko kolportowanej książce o symetrystach: "Podważanie wyróżnionej roli, także moralnej, obrońców demokratycznego porządku w Polsce stało się ugruntowanym, praktykowanym przez wielu - i to z upodobaniem - zjawiskiem, które wpłynęło na polską rzeczywistość. Poza rozmiękczaniem ocen ekscesów PiS miało to jeszcze jeden istotny skutek: znacząco osłabiało antypisowską opozycję". Symetryści nie tylko odpowiadają za "rozmiękczanie" opinii publicznej, zrzucanie z piedestału bohaterskich obrońców demokratycznego porządku, ale również zdaniem Janickiego i Władyki potrafią przeprowadzać wręcz na masową skalę lobotomię, które skutkują polityczną amnezją Polaków: "Oczywiście krótka polityczna pamięć wyborców to wina nie tylko symetrystów, ale dołożyli do tego stanu rzeczy bardzo solidną już nie cegiełkę, ale cegłę". To nie koniec. Władyka i Janicki wskazują, kto odpowiada za ostatni wielki wyborczy sukces PiS-u: "ponowna wygrana partii Kaczyńskiego w 2019 r. była w dużej mierze spowodowana przez parasol ochronny, jaki nad władzą rozpostarli właśnie symetryści". Zapytajmy o nazwiska Ogromnie to wpływowa i skuteczna grupa, ale gdy zapytać o nazwiska i konkrety okazuje się, że symetrystami jest mniej niż tuzin dziennikarzy i publicystów. W tym ci, którzy należą do zagorzałych przeciwników tej władzy - jak Marcin Meller czy Michał Danielewski. Żaden z nich nie jest nawet w specjalnej pozycji władzy. O symetryzm i krecią robotę jest oskarżone w całości również jedno środowisko polityczne, czyli partia Razem. Partia straciła zresztą już polityczną podmiotowość, rozpływając się w socliberalnej mgławicy Włodzimierza Czarzastego, który na każdym kroku deklaruje wierność i lojalność wobec Donalda Tuska. Janicki i Władyka przyznaje, że lewicowa partia może i ma śladowe poparcie, ale za to macki Razem partii sięgają daleko i "posiada nieproporcjonalnie duże wpływy w mediach społecznościowych i u części dziennikarzy". Symetryści zdaniem Michalskiego, Janickiego i Władyki cechuje "postpatrycjuszowski snobizm", "pańska błazenada" i "infantylne oczekiwania". Łatwo ich rozpoznać, bo niczym szympansy trzymają się w stadach: "Grupa symetrystów jest też łatwa do identyfikacji, ponieważ trzymają się razem, wtedy czują się pewniej. Jeżeli któryś z nich zostanie zaatakowany, od razu zgłaszają się obrońcy, i niemal zawsze można przewidzieć, kto się odezwie w jakiej i czyjej sprawie". Niczym rewizjoniści 60 lat temu należą do elity: "Bywa, że po dobrych uniwersytetach, zagranicznych stażach, praktykach w polskich i europejskich instytucjach, generalnie wykształconych. O co więc chodzi?". Dlaczego nie zaakceptują swojej klasowej elitarnej tożsamości i lojalności, ale ciągle wszczynają awantury i jątrzą? Janicki i Władyka są zmęczeni ciągłymi pytaniami o program wyborczy obozu anty-PiS, który musi ustąpić obronie fundamentalnych wartości: "ideowy spór o kwestie ekonomiczne i socjalne jest w demokracji czymś naturalnym, jednak wtedy, kiedy ramy demokratyczne są niezagrożone". Dopóki nie pokonamy PiS-u, cała reszta jest bez znaczenia: "Takich pytań jest mnóstwo, ale będą one mogły być rozważone po wygranych z PiS-em wyborach. A iść do nich trzeba z hasłem: konstytucja, demokracja, Europa". Tylko on. Donald Tusk Żebyśmy nie mieli wątpliwości. Jest tylko jedna partia i jeden sekretarz... przepraszam, lider, który może zagwarantować realizację tych postulatów. Oczywiście jest nią Platforma Obywatelska i Donald Tusk. "Tak czy inaczej, trudno nie odnieść wrażenia, że dzisiaj koncepcja trzeciej drogi polega przede wszystkim na szukaniu szans kosztem Koalicji Obywatelskiej. Idea trzeciej drogi, jakiegoś programu poza głównym nurtem, w dzisiejszej Polsce zasadniczo służy interesom PiS, gdyż osłabia fundamentalny, konstytucyjny konflikt między dwoma światami wartości, które są nie do pogodzenia. Zamiast tego widzimy słowotok, siłę ładnych słów o dobru ludzi, którzy mają 'dość', nie chcą wojny polsko-polskiej, marzą, żeby żyć w spokoju. To nie jest żadna trzecia droga. To jest droga donikąd". Janicki i Władyka ożywiają tutaj idę jednopartyjnej demokracji i starą polityczną zasadę znaną co najmniej od czasów Lecha Wałęsy: kto nie z nami, tego zmieciem. Walka z symetryzmem jawi się jako ostatnia próba ratowania mandatu i prawomocności liberalnych elit, które były akuszerami polskiej transformacji. Michalski, Janicki i Władyka zdają się nie dostrzegać, że to co nazywają liberalną demokracją, jest w kryzysie na całym świecie. W Polsce była w kryzysie od samego jej powstania w 1989 roku. Grzechem pierworodnym polskiej transformacji było to, że powstała bez mandatu demokratycznej większości. Jak pisał znany bułgarski politolog Ivan Krastev: "Grzechem pierworodnym postkomunistycznych demokracji jest to, że powstały one nie jako wynik triumfu egalitaryzmu, ale jako zwycięstwo antyegalitarnego konsensusu jednoczącego komunistyczną elitę i antykomunistyczną kontrelitę". Praworządność? Sędziowie wybrani przez juntę Wojciecha Jaruzelskiego dalej orzekali w nowym "demokratycznym" ustroju. Sprawiedliwa ekonomia? Program "Solidarności" i ustalenia Okrągłego Stołu dotyczące ewolucyjnej przemiany gospodarki zostały odrzucone na rzecz terapii szokowej i 20 procentowego bezrobocia. Konstytucja? Została przyjęta w referendum, w którym głosowało ledwie 42 proc. uprawnionych i trzeba było zmieniać specjalnie ustawę o referendach, żeby w ogóle weszła w życie. Opozycja nie odrobiła pracy domowej Antysymetryści zapominają, że demokracja liberalna, która powstała po II wojnie światowej, była efektem historycznego kompromisu między społeczeństwem a prywatnym kapitałem: "wy nie popieracie skrajnych partii a my dajemy wam mieszkania, edukację i związki zawodowe". W zamian za bezpieczeństwo socjalne i udział w podejmowaniu decyzji dotyczących gospodarki społeczeństwa zachodu zaakceptowały parlamentaryzm, trójpodział władzy i prawa własności. Demokracja, konstytucja i praworządność stają się pustymi hasłami, jeśli obywatele są pozbawieni poczucia bezpieczeństwa. Symetryści po prostu przypominają o tym niewygodnym dla elit fakcie i wskazują, że samo bycie antPiSem nie wystarczy, żeby odsunąć Kaczyńskiego od władzy. Postawa Janickiego, Władyki czy Michalskiego pokazuje, że opozycja nie odrobiła swojej pracy domowej przed "najważniejszymi wyborami w historii" i wybrało intelektualną i moralną gnuśność, broniąc własnych biografii i interesów. Chcą powrotu do ancien regime tego, co nazywają liberalną demokracją, która nie była ani demokratyczna, ani specjalnie liberalna. Tyle tylko że tak wyborów się nie wygra. Opozycja z takimi doradcami może zdobyć władzę tylko jeśli się o nią potknie. Jan Śpiewak Wybory 2023 - czytaj więcej na ten temat: Wybory parlamentarne 2023. Kiedy? Najważniejsze informacje. Wszystko, co musisz wiedzieć Jak głosować poza miejscem zameldowania? Masz czas do 12 października Sprawdź, czy jesteś w rejestrze wyborców. Bez tego nie oddasz głosu Kiedy poznamy oficjalne wyniki wyborów? Tak wygląda proces ich liczenia Znaczące zmiany przed wyborami. Chodzi o formę głosowania