Początek października należy do Koalicji Obywatelskiej. Wszyscy mówią o zorganizowanym przez nią w Warszawie Marszu Miliona Serc - o tym, ilu ludzi na nim było, co powiedzieli w jego trakcie liderzy opozycji oraz o tym, jak to wydarzenie wpłynie na końcówkę kampanii wyborczej. Marsz w pewien sposób podzielił liderów opozycji. Ci z Trzeciej Drogi (Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz) w Warszawie się nie pojawili, tłumacząc się innymi obowiązkami kampanijnymi. Liderzy Lewicy (Robert Biedroń i Włodzimierz Czarzasty) podjęli ryzyko i wzięli udział w marszu. Zwłaszcza wystąpienie Czarzastego przykuło uwagę mediów i komentatorów. 150 proc. normy Współprzewodniczący Nowej Lewicy wykorzystał okazję do występu przed gigantyczną widownią oraz uwagę wszystkich mediów w Polsce, żeby zaprezentować wizję Polski według swojej formacji. Opowiadał m.in. o świeckim państwie, prawach kobiet czy wysokiej jakości usług publicznych. Podkreślił też, jak ważna jest współpraca całej tzw. demokratycznej opozycji, która po wyborach powinna, jego zdaniem, przejąć odpowiedzialność za kraj. - Jestem tutaj, bo uważam, że opozycja powinna ze sobą współpracować, bo po wyborach opozycja stworzy wspólny rząd - powiedział wicemarszałek Sejmu wymieniając przy tej okazji Lewicę, Trzecią Drogę i Koalicję Obywatelską. - Wszystkie partie muszą wejść do Sejmu - wyraźnie podkreślił Czarzasty, dając pośrednio odpór najradykalniejszym zwolennikom Koalicji Obywatelskiej, którzy od wielu miesięcy suflują przekaz o tym, że Trzeciej Drogi i Lewicy powinno zabraknąć w Sejmie przyszłej kadencji. Z kolei Robert Biedroń w swoim wystąpieniu najwięcej wagi poświęcił kobietom, przekonując, że to od nich zależy los tych wyborów, ale też że to dla ich przyszłości te wybory będą najważniejsze. - Wiem, co czujecie, kiedy widzicie nienawiść, wiem, co czujecie, kiedy rządzący ponoszą na was ręce, ale dzisiaj nasz strach, wasz strach musi zwyciężyć, wasze prawa muszą dzisiaj stać się naszą siłą, wasza determinacja musi się stać naszą siłą - apelował europoseł Lewicy. Na koniec dodał: - 15 października musimy pogonić ten rząd. Dziewczyny jesteście gotowe? Zatem apel do wszystkich naszych przyjaciółek, żon, partnerek, babek: dziewczyny idźcie na wybory. A wy, faceci, bądźcie solidarni z kobietami. Zróbcie to dla waszych synów i dla waszych córek. Jesteście gotowi? 15 października zwyciężymy! - Chłopaki, Robert i Włodek, pokazali się tam i zabłysnęli - w rozmowie z Interią Joanna Scheuring Wielgus nie kryje zadowolenia z tego, co 1 października zaprezentowali jej partyjni koledzy. - Mówiąc językiem młodzieżowym: zdissowali Platformę, pokazali, że jesteśmy inni, że mamy swoją tożsamość. Wykonali 150 proc. zadania, które mieli wykonać. Mieli wejść na scenę, przedstawić program Lewicy i dokładnie to zrobili - dodaje posłanka Lewicy. Zaznacza też, że Lewica chciała do maksimum wykorzystać audytorium, które otrzymała, żeby zaprezentować siebie i swój program szerokiemu gronu odbiorców. Pokazać z jednej strony, że jest graczem zespołowym w ramach opozycji, ale z drugiej, że jest inna od Koalicji Obywatelskiej i Trzeciej Drogi, ma swój program, swoją wizję Polski i swoją tożsamość. Jedność i lojalność Dlaczego to takie ważne? Ponieważ ryzyko związane z udziałem w Marszu Miliona Serc zarówno dla Lewicy, jak i dla Trzeciej Drogi było duże. Kilka miesięcy temu, po Marszu 4 Czerwca, obie partie na kilka tygodni zaliczyły sondażowy dołek, podczas gdy Koalicja Obywatelska urosła w badaniach właśnie o te kilka punktów procentowych. Tym razem obawy były podobne, więc podjęcie ryzyka musiało być dobrze przemyślane i dawać solidną stopę zwrotu. Joanna Scheuring-Wielgus mówi, że udział w marszu był jednak dla Lewicy naturalną decyzją, bo tego oczekiwali od niej wyborcy, z którymi politycy tej formacji spotykają się codziennie od kilku miesięcy. Domagali się współpracy i manifestacji jedności w ramach opozycji. - Zrobiliśmy jeszcze badania przed marszem i one tylko potwierdziły naszą intuicję - zdradza posłanka. - Rachuba była tylko jedna i dotyczyła tego, że powinniśmy być lojalnym partnerem w ramach opozycji - dodaje z kolei Krzysztof Gawkowski. - Skoro deklarowaliśmy od czterech miesięcy pakt sejmowy, skoro mówiliśmy o wspólnym rządzeniu po wyborach, to nie mogło nas tam zabraknąć, bo pokazalibyśmy, że jesteśmy niewiarygodni - argumentuje poseł i szef klubu parlamentarnego Lewicy. - Chcieliśmy powiedzieć Polakom, jaka jest nasza wizja Polski i pokazać, że jesteśmy gotowi do rządzenia krajem. I to zrobiliśmy - mówi w rozmowie z Interią. Robić swoje, nie panikować Obawy jednak wciąż pozostają. W najbliższych dniach przeprowadzonych zostanie kilka sondaży, które pokażą, czy opozycja zaliczy powtórkę z rozrywki z czerwca, jeśli chodzi o przepływy poparcia po wielkim marszu organizowanym przez Koalicję Obywatelską. Już w lipcowym wywiadzie dla Interii Włodzimierz Czarzasty tłumaczył, że jego zdaniem taki scenariusz się nie zmaterializuje. Powód jest, jego zdaniem, prosty: 4 czerwca ludzie dali upust swoim obywatelskim emocjom, podgrzanym w znacznej mierze przez forsowane w Sejmie przez obóz władzy "lex Tusk", i ochłonęli. - Marsz 4 czerwca rozładował atmosferę. Był szczytem polaryzacji, który do wyborów już raczej się nie powtórzy - przekonywał wówczas współprzewodniczący Nowej Lewicy. Co jeśli Czarzasty się pomylił i szczyt polaryzacji nastąpi po Marszu Miliona Serc? Joanna Scheuring-Wielgus uważa, że nawet, jeśli do tego dojdzie, to z podobnym jak w czerwcu opóźnieniem wynoszącym około dwóch tygodni. Teraz niespełna dwa tygodnie zostały do dnia głosowania, więc faktycznym barometrem zmiany nastrojów wskutek marszu mogą być dopiero wybory 15 października. - Wówczas straciliśmy średnio 1-1,5 pkt proc., więc ryzyko, oczywiście, jest. Ale dlatego tak ważne dla nas było, żeby zaistnieć na tym marszu jako podmiot, jako siła, która się wyróżnia - podkreśla posłanka. Krzysztof Gawkowski stara się natomiast w obecnej sytuacji dopatrzeć szansy dla Lewicy. - Uważam, że nasza obecność i wyrazistość na tym marszu może nam na finiszu kampanii wręcz pomóc, a nie zaszkodzić, także sondażowo - mówi Interii. Pytani o plan B, na wypadek sondażowych wstrząsów, nasi rozmówcy odpowiadają, że jest nim brak gwałtownych ruchów i robienie swojej roboty do coraz bliższego końca kampanii. Lewica duże nadzieje pokłada w zaplanowanej na 7 października w Będzinie dużej konwencji programowej, która będzie kulminacyjnym punktem kampanii parlamentarnej. Wizję państwa według Lewicy przedstawi na niej Włodzimierz Czarzasty, a specjalne wystąpienie będzie mieć też były prezydent Aleksander Kwaśniewski, który ma być asem w rękawie Lewicy na końcówkę kampanijnych zmagań. - Dlatego idziemy swoją drogą, robimy swoją robotę - tonuje nastroje Scheuring-Wielgus.