Podobno jaki koń jest, każdy widzi. W polityce nie zawsze tak to jednak działa. Dlatego Lewica, która o kryzysie mieszkaniowym mówi od początku obecnej kadencji Sejmu, uznała, że zamiast dalej opowiadać Polakom o wartych naśladowania wzorcach z zagranicy... po prostu je im pokaże. Dosłownie. Jedną z kluczowych konwencji na finiszu kampanii urządziła w Wiedniu - na jednym z nowo ukończonych osiedli mieszkań komunalnych. Czerwony Wiedeń Wybór Wiednia nie był przypadkowy. Nie będzie przesadą napisać, że austriackie miasto jest światową stolicą budownictwa komunalnego. Żywym przykładem, że państwo i/lub samorząd nie tylko mogą odegrać rolę na rynku mieszkaniowym, ale wręcz mogą ten rynek całkowicie przedefiniować. Bo właśnie to wiedeńskie władze robią od mniej więcej stu lat. Dodajmy: z gigantycznymi sukcesami. Trudno bowiem inaczej nazwać fakt, że wynajem od miasta metra kwadratowego mieszkania wykończonego w wysokim standardzie kosztuje około 8-8,5 euro brutto (na rynku komercyjnym jest to mniej więcej 15 euro). Oznacza to, że miesięczny koszt wynajmu 50-metrowego mieszkania komunalnego w Wiedniu to przy obecnym kursie euro około 1950 zł. Dla porównania, znalezienie mieszkania o podobnym metrażu i standardzie w Warszawie to średni koszt w wysokości ponad 4 tys. zł. Czyli ponad dwukrotnie więcej, chociaż średnie miesięczne wynagrodzenie netto Austriaka to 2807 euro (ok. 12940 zł), a Polaka - 1139 (ok. 5251 zł). W Wiedniu jest 420 tys. mieszkań na tani wynajem - 220 tys. z nich należy do miasta, a 200 tys. zostało wybudowane i jest zarządzane przez firmy non-profit albo tzw. deweloperów z ograniczonym zyskiem, którzy bardzo blisko współpracują z wiedeńskim magistratem. Czynsze w mieszkaniach komunalnych są odgórnie regulowane przez władze miasta i powiązane ze wzrostem austriackiego PKB, co ma dawać lokatorom poczucie bezpieczeństwa i zapobiegać gwałtownym szokom na wiedeńskim rynku najmu. Kluczowym atutem programu jest jego dostępność. Warunków, które należy spełnić, jest tylko kilka - ukończony 18. rok życia (na specjalnej platformie mieszkaniowej można zarejestrować się już w wieku 17 lat), obywatelstwo austriackie lub kraju Unii Europejskiej, co najmniej dwa lata zamieszkania w Wiedniu pod jednym adresem, miesięczne zarobki nie przekraczające 3800 euro netto na jedną osobę. Czas oczekiwania na mieszkanie - od rejestracji na platformie do odbioru mieszkania - to nie więcej niż 18 miesięcy. Prawa do użytkowania lokalu można przekazywać swoim najbliższym, a samymi lokalami można się zamieniać z innymi uczestnikami programu wraz ze zmieniającymi się sytuacją i potrzebami życiowymi. Polska lewica w ślad za wiedeńską "Czerwony Wiedeń" to punkt odniesienia dla całej europejskiej lewicy, jeśli chodzi o politykę mieszkaniową. I trudno się dziwić, skoro rządząca austriacką stolicą socjaldemokracja nie straciła władzy od stu lat (nie licząc jej siłowego przejęcia przez austriackich faszystów). Polska lewica wierzy w to, że rozwiązania z Wiednia można zaadaptować również w naszym kraju. Potrzeba tylko determinacji i czasu, bo nie jest to projekt, który owoce da z miesiąca na miesiąc. - Wprowadzimy to w Polsce - zapewnił w Wiedniu współprzewodniczący Nowej Lewicy Włodzimierz Czarzasty. Jak podkreślił, polska lewica jeździ po Europie w te miejsca "gdzie lewica europejska dała radę". Właśnie po to, żeby o tamtejszych rozwiązaniach się uczyć i sprawdzać, na ile możliwe jest ich zastosowanie w polskich realiach. Jako przykłady liderzy i liderki Lewicy podawali właśnie wiedeńskie mieszkalnictwo komunalne czy fiński system szkolnictwa. Droga do "Wiednia w Warszawie" to jednak operacja obliczona na lata, jeśli nie dekady. W stolicy Austrii Lewica powiedziała, jakie będą jej pierwsze kroki. To 300 tys. mieszkań na tani wynajem, 1 proc. PKB przekazywany na publiczne inwestycje mieszkaniowe, renowacja pustostanów tak, aby wracały na rynek i zasypywały ogromną obecnie lukę mieszkaniową, stworzenie Ministerstwa Mieszkalnictwa, ustawowe wprowadzenie stałego oprocentowania w kredytach hipotecznych, zamrożenie oprocentowania kredytów hipotecznych zaciągniętych do końca 2021 roku czy powołanie sejmowej komisji śledczej ds. WIBOR-u. Politycy Lewicy przyznali, że w pierwszym roku ich program budowy tanich mieszkań na wynajem kosztować będzie 20 mld zł. Środki na ten cel mają pochodzić m.in. z Krajowego Planu Odbudowy oraz obligacji wyemitowanych przez Bank Gospodarstwa Krajowego. Ciosy wymierzone konkurencji W wiedeńskich postulatach Lewicy próżno szukać czegoś, co w przypadku tej partii byłoby kopernikańskim przewrotem. - Mieszkania to był i jest nasz temat - mówi Interii poseł Adrian Zandberg. - Podjęliśmy go już w 2019 roku, w dodatku wbrew wszelkim analizom i badaniom, które mówiły, że wyborcy nie chcą, żeby państwo mieszało się w ten obszar i nie wierzą, że państwo może zrobić tu coś dobrego - wyjaśnia jeden z liderów Lewicy. Na koniec dodaje: - Ale uznaliśmy, że to są nasze poglądy, to jest nasza tożsamość i zamiast bać się reakcji Polaków, przekonamy ich, że zmiana na lepsze jest możliwa. Dzisiaj temat mieszkaniowy jest jednym z najważniejszych w mainstreamie. Podczas wiedeńskiej konwencji nie zabrakło też wątków stricte politycznych. Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość zostały obwinione o obecny kryzys mieszkaniowy w Polsce. Wspomniany poseł Zandberg obiecał, że Lewica pójdzie odwrotną drogą niż dwie największe formacje na polskiej scenie politycznej. - Zamiast dopłacać bankom i deweloperom, chcemy złamać potęgę wielkich firm deweloperskich. Kiedy uruchomimy Program Budownictwa Społecznego, skończy się to ich eldorado, skończy się to, że te firmy mają po 30-40 proc. marży, gigantyczne zyski wyciskane z ludzi - zapowiedział. Konfederacji oberwało się natomiast jako formacji, która obecną fatalną sytuację mieszkaniową tylko by jeszcze pogorszyła, zostawiając wszystko w rękach prywatnych deweloperów. Konfrontacja z formacją Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka to zresztą element kampanijnej strategii Lewicy na finisz kampanii. W partii doskonale wiedzą, że to od wyniku Konfederacji zależą szanse opozycji na przejęcie władzy. Konfederacja to też bezpośredni rywal do miana trzeciej siły na polskiej scenie politycznej. Wreszcie, Lewica chce odbić konfederatom poparcie młodych kobiet z grupy wiekowej 18-39. - Ludzie dodają dwa do dwóch i zaczynają rozumieć, że jeśli nawet jakimś cudem Koalicja Obywatelska pokonałaby PiS, to drugie miejsce dla PiS-u i trzecie dla Konfederacji oznaczałoby taką właśnie koalicję na kolejne lata - przyznała nam kilka dni przed wiedeńską konwencją mieszkaniową jedna z czołowych polityczek Lewicy. - Zajmiemy się nimi. Będziemy się z nimi konfrontować, gdzie i jak się tylko da- mówił z kolei o Konfederacji polityk ze ścisłych władz Lewicy.