Ustawa wprowadzająca stopniowe ograniczanie handlu w niedziele weszła w życie w marcu 2018 r. Obecnie w roku jest siedem niedziel handlowych. Zgodnie z przepisami zakaz handlu nie obowiązuje m.in. w dwie niedziele poprzedzające Boże Narodzenie, czy niedzielę przed Wielkanocą. Jednak obecnie obowiązujące przepisy mogą się niebawem zmienić. W wyniku wyborów nowy rząd ma utworzyć Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica. A jej przedstawiciele już od dawna zapowiadają zmiany. Handel w niedziele. "Wszystko jest na etapie negocjacji" Z programu wyborczego Koalicji Obywatelskiej: "Zniesiemy zakaz handlu w niedziele, ale każdy pracownik będzie miał zapewnione dwa wolne weekendy w miesiącu i podwójne wynagrodzenie za pracę w dni wolne". Szymon Hołownia, lider Polski 2050, będącej częścią Trzeciej Drogi mówi we wrześniu: - Zniesiemy absurdalny zakaz handlu w niedzielę. Wprowadzimy dwie niedziele handlowe w miesiącu. To nasza gwarancja. Nie może być tak, że dziś cztery tysiące sklepów jest zamknięte przez ten zakaz. Wprowadzenia dwóch pracujących niedziel, ale za podwójne wynagrodzenie, domaga się PSL. Lewica, choć w swoim programie wyborczym zapisała, że będzie stopniowo zmniejszać czas pracy w tygodniu, od pomysłów swoich przyszłych koalicjantów się nie odcina. - To ważna sprawa dla Polaków, bo ponad połowa obywateli chce robić zakupy w niedziele. Chcemy znaleźć odpowiedni balans, pozwolić ludziom robić zakupy w niedziele, a jednocześnie stworzyć pracownikom warunki, które zagwarantują im przynajmniej dwie wolne niedziele w miesiącu. Z drugiej strony za niedziele, które przepracują, otrzymają wyższe wynagrodzenie. Ponadto pracodawca musiałby zagwarantować pracownikowi odpoczynek przynajmniej w dwie niedziele w miesiące - mówi Arkadiusz Marchewka, poseł Platformy Obywatelskiej. - To nasza propozycja w ramach działań na pierwsze 100 dni rządu. Wszystko jest dopiero na etapie negocjacji, w przyszłym tygodniu liderzy się spotykają - wyjaśnia. - Naszym celem jest to, by w pierwszych 100 dniach rządu taka ustawa została przyjęta. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to pewnie można się tego spodziewać na początku przyszłego roku - dodaje. Wybory 2023. Zniesienie zakazu? "Spore szanse" Ludowcy przekonują, że z rozmów z ludźmi i przedsiębiorcami oraz przeprowadzonych badań wyszło im, że należy poluzować ograniczenia handlu w niedziele. - Ludzie głosując na nas, głosowali też za wdrożeniem w życie tego postulatu. Możemy zakładać, że ten pomysł ma ogromne szanse powodzenia. Gospodarka jest naszym priorytetem, natomiast to, co zostanie uzgodnione na pierwsze 100 dni czy pierwszy rok pracy, zostawiamy naszym liderom - mówi w rozmowie z Interią posłanka Urszula Pasławska z PSL. - Mam do tego dosyć ambiwalentny stosunek. Jako klientka, która ma czas na zakupy tylko w niedzielę, chciałabym mieć taką możliwość. Z drugiej strony są pracownicy, którzy w niedziele chcieliby pobyć z rodziną i mieć dla siebie czas wolny. Klienci chcieliby mieć otwarte sklepy, pracownicy niekoniecznie - uważa z kolei Anita Kucharska-Dziedzic, posłanka Lewicy. - Gdybyśmy mieli podejmować decyzję dotyczącą powrotu do stanu poprzedniego, musi to być takie rozwiązanie, które dla osób pracujących w niedziele będzie korzystne. Tego dnia stawka musi być zasadniczo wyższa - wyjaśnia Kucharska-Dziedzic. - To decyzje, które byłyby widoczne natychmiast. W przyszłej koalicji chyba jednak wszyscy zgadzamy się, że są dużo ważniejsze kwestie, bardziej wpływające na życie ludzi. To przede wszystkim odblokowanie KPO i uchwalenie budżetu na przyszły rok. PiS zostawił nam kukułcze jajo i trzeba to uporządkować. Musimy też ustalić pewne kierunki polityki, bo ludzie czekają na decyzje związane z ochroną zdrowia, edukacją, zabezpieczeniem socjalnym. To najbardziej wpływa na ich codzienne życie. Decyzja związana z otwarciem sklepów wielkoobszarowych w niedziele nie jest tą decyzją z gatunku najważniejszych dla ludzi - konkluduje. Sklepy w niedziele będą otwarte? Jan Śpiewak: Tragiczny pomysł - To jest tragiczny i koszmarny pomysł. Zrujnuje życie setkom tysięcy pracowników handlu, który nie będą mieli czasu dla siebie czy na spędzenie go z rodziną. Pracowników, którzy znowu będą zagonieni do pracy. Praca w handlu jest bardzo ciężka fizycznie. Trzeba przenosić ciężkie towary. Zresztą prawo pracy, jeśli chodzi o dyskonty, jest nagminnie łamane - uważa Jan Śpiewak, socjolog i miejski aktywista. - Wiadomo też, że w niedziele transport publiczny funkcjonuje słabiej, więc sprowadza się to właściwie do tego, że jak nie masz samochodu, to musisz dojeżdżać o wiele dłużej, właśnie z powodu braku połączeń autobusowych - dodaje. Socjolog zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz. - To także kulturowo bardzo zły zwrot. My jesteśmy ludźmi, którzy nie powinni spędzać całego wolnego czasu na konsumpcji. Poza tym obroty sklepów po tym ograniczeniu handlu w niedziele wzrosły. Zyski sieci handlowych wzrosły, więc nie odbiło się to negatywnie na gospodarce - wyjaśnia. - Jedyne co jest negatywne, to fakt, że ten zakaz handlu dziś i tak jest martwy w dużym stopniu. A martwy jest przez jedną sieć z płazem, która wykorzystuje dziurę w prawie i ma otwarte sklepy w całym kraju. To powinno się uregulować, bo to jest nieuczciwa konkurencja. To tym powinni się zająć politycy zamiast zaganiać setki tysięcy osób do pracy w niedziele - tłumaczy. - No i jest jeszcze kwestia polityczna. Jeśli nowa koalicja chce zmotywować wyborców PiS i ludzi, którzy mogliby zagłosować na tę partię za cztery lata, to takie decyzje są świetną drogą do tego, aby PiS wrócił do władzy. To jest kwestia egzystencjonalna dla tych ludzi. I nietrudno mi nie dostrzec w tym pewnego odwetu na klasie ludowej, który doprowadzi do tego, że zostanie ona z powrotem zagoniona do pracy - konkluduje. Zakaz handlu w niedziele. Branża reaguje na plany opozycji Przedstawiciele branży do pomysłu podchodzą z ostrożnością. - Na bieżąco analizujemy sytuację w handlu, która jest dynamiczna. Zależy nam przede wszystkim na tym, by prawo było równe dla wszystkich i firmy mogły działać na zasadach równej konkurencji. Biznes potrzebuje stabilizacji i przewidywalności prawa. Na pewno należy wziąć pod uwagę sytuację gospodarczą, wysokie koszty prowadzenia działalności, zmianę nawyków konsumentów, zmiany dotyczące funkcjonowania naszych przedsiębiorstw, wynikające chociażby z pandemii i wojny w Ukrainie - mówi Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji. - Firmy będące członkami izby w zdecydowanej większości są zadowolone z obecnego systemu i przepisów, jeśli chodzi o handel w niedziele - tłumaczy z kolei w rozmowie z Interią Maciej Ptaszyński, prezes Polskiej Izby Handlu. - W chwili wejścia ograniczenia handlu duże sieci dyskontowe wydały setki milionów złotych na akcje marketingowe, aby zachęcić do zakupów w piątki i soboty. To właśnie duże sieci dyskontowe są też największym zagrożeniem, jeśli chodzi o symetrię na rynku spożywczym, który uderza w małe sklepy. Dlatego utrzymanie obecnej sytuacji, w której właściciel małego sklepu może stanąć za ladą w niedziele, jest jednocześnie sposobem, aby w jakiś sposób nawiązać konkurencję z dużymi podmiotami. Z naszej perspektywy zmiana obecnych przepisów nie przyczyni się w żaden sposób do poprawy sytuacji małych i średnich przedsiębiorstw z branży spożywczej - dodaje prezes Ptaszyński. Chcesz porozmawiać z autorami? Napisz: lukasz.szpyrka@firma.interia.pl; dawid.serafin@firma.interia.pl