Bezpartyjni Samorządowcy to ruch złożony z samorządowców, którzy mają aspiracje zaistnieć także w polityce ogólnopolskiej. Jego twarzami są samorządowi liderzy z Dolnego Śląska, m.in. prezydent Lubina Robert Raczyński i marszałek województwa dolnośląskiego Cezary Przybylski. Już podczas pierwszej, dużej konwencji zapowiedzieli, że wystawią listy zarówno do Sejmu jak i Senatu. Zwłaszcza ich start do Senatu może namieszać, o czym pisaliśmy w Interii. Jak dowiedziała się Interia, dziś na konferencji przed Sejmem Bezpartyjni Samorządowcy poinformują, że do wyborów idą jednak jako partia. Dotąd działali jako stowarzyszenie i przedstawiali się jako niepartyjny ruch ludzi, którzy "mają dość wojny polsko-polskiej", chcą "normalnej Polski" oraz mówią "zdecydowane nie" partiom w samorządach. Co się zmieniło?- Powołujemy partię, bo tylko jako partia możemy na równych warunkach walczyć z innymi o sukces w wyborach parlamentarnych - mówi Interii Krzysztof Maj, członek zarządu województwa dolnośląskiego i działacz Bezpartyjnych Samorządowców. - To tylko pokazuje, jak absurdalny i zabetonowany mamy system, który premiuje partie polityczne i jak wiele jest na tym polu do zrobienia. Także po to chcemy iść do Sejmu - dodaje. Bezpartyjni Samorządowcy, ale idą jako partia Jakie korzyści daje rejestracja partii politycznej? Po pierwsze, finanse. Partia polityczna, która przekroczy próg 3 proc. poparcia, choć nie dostaje się do parlamentu, to zyskuje prawo do pobierania subwencji z budżetu państwa. Po drugie, prawo do nazwy. Partia polityczna ma pierwszeństwo przy rejestracji komitetu wyborczego z wybraną nazwą. - Nawet jeśli stowarzyszenie czy fundacja przez lata działają pod daną nazwą, to wystarczy, że ktoś zarejestruje partię o takiej nazwie i już ma pierwszeństwo przy wyborze tej nazwy, gdy chce zarejestrować komitet wyborczy. Nie da się rywalizować z partiami na równych zasadach będąc ruchem, fundacją czy stowarzyszeniem - wyjaśnia Bohdan Stawiski z Bezpartyjnych Samorządowców. Zobacz raport wybory parlamentarne 2023 - Działamy jako Bezpartyjni Samorządowcy od dziesięciu lat i wiemy, jakim zagrożeniem jest utrata nazwy, bo swoje przeszliśmy. Musimy zabezpieczyć swoją markę i dostać się do Sejmu, by zmienić ten system i go rozszczelnić. Nie może być tak, że partie stworzyły system pod siebie, a obywatele, którzy chcą się politycznie zaangażować są na starcie na straconej pozycji - dodaje Tymoteusz Myrda, szef powoływanej partii i członek zarządu województwa dolnośląskiego. Bezpartyjni Samorządowcy wiedzą o czym mówią, bo chwilę temu sami pozbawili nazwy swoich konkurentów z Ruchu Samorządowego Tak! dla Polski. Zarejestrowali partię o dokładnie takiej nazwie. "To ewidentnie nieuczciwe i tchórzliwe działanie ma na celu wprowadzenie ludzi w błąd" - napisał w oświadczeniu prezes Ruchu Samorządowego, prezydent Sopotu Jacek Karnowski, zarzucając Bezpartyjnym próbę kradzieży tożsamości i nazywając ich działanie "świństwem". Wówczas Bezpartyjni Samorządowcy odpowiadali, że zrobili to, bo...mogli, bo nazwa nie była w żaden sposób zabezpieczona. Sami chcą teraz uniknąć podobnej sytuacji w momencie rejestracji komitetu wyborczego. Podczas pierwszej konwencji, która odbyła się w kwietniu Bezpartyjni Samorządowcy chcieli pokazać, że są sprawni organizacyjnie i do swojego startu w wyborach podchodzą profesjonalnie. Teraz szykują kolejną konwencję, tym razem z konkretami programowymi. Ma się odbyć 15 lipca. Czego możemy się spodziewać? Bezpartyjni celują w wyborców zniechęconych zarówno do PiS, jak i Platformy, tych, którzy deklarują, że są zmęczeni partyjną wojną i poszukują czegoś nowego. Bezpartyjni Samorządowcy. Jakich wyborców szukają? Z wewnętrznych badań, które robią Bezpartyjni Samorządowcy wynika, że wyborców, którzy nie wciąż nie wiedzą na kogo zagłosują, ale z góry odrzucają zarówno PiS, jak i Platformę jest 13 procent. To elektorat, o który próbuje walczyć także Trzecia Droga i Konfederacja. - Widzimy dla siebie szansę, bo jest duża grupa wyborców, która tak jak my ma dość obecnej polityki i chce czegoś innego - wskazuje Krzysztof Maj z Bezpartyjnych Samorządowców. Jacy są i czego oczekują ci niezdecydowani wciąż wyborcy? Jak wynika z badań fokusowych Bezpartyjnych Samorządowców, 74 proc. tego elektoratu oczekuje silnego, sprawnego i skutecznego państwa. 53 proc. nie chce rozdawnictwa. - Akceptują 500 plus, ale na więcej się nie zgadzają - przyznaje Maj. Aż 75 proc. chciałoby lepszej edukacji i jest zmartwionych zdrowiem psychicznym swoich dzieci. Na te między innymi kwestie położą nacisk Bezpartyjni Samorządowcy konstruując swoje główne postulaty programowe. Na razie sondaże nie dają im większych szans na wejście do Sejmu, jednak oni sami nieoficjalnie przyznają, że przekroczenie granicy 3 proc. i uzyskanie finansowania byłoby dla nich sukcesem. Bo główny cel, jak twierdzą, mają inny. Cel: wybory samorządowe 2024 Są nim wybory samorządowe, które odbędą się wiosną 2024 roku. Obecna prekampania, którą prowadzą głównie lokalnie i której nie widać z perspektywy ogólnopolskiej, jest jednocześnie budowaniem marki i rozpoznawalności kandydatów już na wybory samorządowe. - Patrzymy realistycznie i widzimy dla siebie miejsce i szansę w wyborach parlamentarnych. Co nie zmienia faktu, że patrzymy też dalej, w kierunku wyborów samorządowych, które dla nas samorządowców są kluczowe - podsumowuje Bohdan Stawiski. Czytaj raport Wybory parlamentarne 2023.