Tegoroczna edycja Campusu Polska zaliczyła kampanijny crash test. Wyszła z niego, ale nie bez siniaków i fundamentalnych pytań na przyszłość. Zresztą, gdy rozmawiało się z osobami organizującymi Campus jeszcze kilka tygodni czy nawet kilka miesięcy temu, wszyscy zgodnie mówili, że tegoroczna edycja ze względu na kampanię parlamentarną będzie inna od poprzednich. Już podczas Campusu wiele z tych osób przyznało jednak, że skala komplikacji i wyzwań nawet dla nich była zaskakująca. Platforma stawia na Trzaskowskiego W tym roku olsztyński Campus od początku do końca przebiegał w cieniu wyborczych zmagań opozycji z rządzącymi. Najwyrazistszym tego symbolem była awantura o "panel symetrystów". W olsztyńskim Kortowie Marcin Meller miał rozmawiać z Grzegorzem Sroczyńskim, Janem Wróblem i Dominiką Sitnicką, ale do rozmowy nie doszło. Oficjalnie: ponieważ organizatorzy Campusu uznali, że skład panelistów nie gwarantuje zachowania wzajemnego szacunku i dbania o poziom debaty publicznej. Chodziło o użyte przez Sroczyńskiego w jednej z radiowych audycji określenie "wściekłe kundelki", którym określił agresywną grupę internetowych sympatyków Koalicji Obywatelskiej - Silnych Razem. Nieoficjalnie: ścisłe kierownictwo partii, z Donaldem Tuskiem na czele, nakazało organizatorom Campusu "skasowanie" panelu, żeby nie konfliktować się w samym środku kampanii ze swoim żelaznym elektoratem. Środowisko Trzaskowskiego opierało się, ale gdy zostało przyparte do muru, ostatecznie skapitulowało i zrobiło to, czego zażyczyła sobie partyjna centrala. - Potwornie straciliśmy na tym wizerunkowo. Możemy tylko zagryźć zęby, a w prywatnych rozmowach przepraszać i tłumaczyć ludziom, że to nie była nasza decyzja. Zrobimy, co w naszej mocy, żeby zrekompensować to wszystkim za rok - mówił Interii o całej sytuacji jeden z organizatorów Campusu. Dodał też: - Wiadomo, że teraz jest kampania i wybory, więc to jest najważniejsze i nie rozdrapujemy ran, ale zapamiętamy sobie to, co się tutaj wydarzyło. Start Campusu zbiegł się też w czasie z wejściem na poważnie do kampanii Koalicji Obywatelskiej samego Trzaskowskiego. Tuż przed startem swojej imprezy wizytował małopolską Skawinę, gdzie nie zostawił suchej nitki na Jarosławie Kaczyńskim. Punktował m.in. niedawno ogłoszone hasło wyborcze Zjednoczonej Prawicy - "Bezpieczna przyszłość Polaków". - To prezes Kaczyński jest najbardziej niebezpiecznym człowiekiem dla naszej wspólnej przyszłości - wbił szpilę wicepremierowi prezydent Warszawy. - Cztery lata oczekiwania w kolejkach, likwidacja aptek, sytuacja psychiatrii dziecięcej. A prezes Kaczyński krzyczy: to wszystko wina jest Berlina! Szuka wrogów zewnętrznych - kontynuował swoją tyradę. Do tego rodzaju wystąpień Trzaskowskiego PiS będzie się musiało przyzwyczaić, bo najpopularniejszy polityk opozycji ma ruszyć w objazd po kraju i werbować Koalicji Obywatelskiej nowych wyborców, którzy 15 października pozwolą odsunąć Zjednoczoną Prawicę od władzy. Chodzi zwłaszcza o młodych Polaków oraz kobiety, czyli dwie grupy, które darzą Trzaskowskiego szczególną sympatią. Jak podał Onet, prezydent stolicy ma też jednak przed sobą zadanie specjalne - będzie jeździć po bastionach PiS-u, takich jak Małopolska czy Podkarpacie, i przekonywać tamtejszych wyborców do przejścia na stronę opozycji. Z badań Koalicji Obywatelskiej wynika bowiem, że Trzaskowski jest dla wyborców drugiej strony najbardziej akceptowalny spośród polityków Platformy. Campus Polska, czyli marka i punkt odniesienia Zanim jednak Trzaskowski ruszy w Polskę i zacznie werbować Koalicji Obywatelskiej konserwatywny elektorat, wcielił się jeszcze w rolę gospodarza Campusu. Mimo nacisków ze strony partii-matki i afery wizerunkowej z "panelem symetrystów", wskutek której część prelegentów odwołała swoją wizytę w Olsztynie, trzeba powiedzieć, że Campus trzyma się mocno. A wręcz rośnie z roku na rok. Pracujący przy organizacji imprezy ludzie mówią, że z edycji na edycję kwestie logistyczne i techniczne idą sprawniej, chociaż jest więcej sprzętu, więcej lokalizacji do zaaranżowania, więcej ludzi (i wśród panelistów, i uczestników). Campus staje się po prostu coraz większym przedsięwzięciem finansowym, logistycznym, organizacyjnym i personalnym. Kiedy patrzy się natomiast na skalę jego oddziaływania w polskiej debacie publicznej, można śmiało stwierdzić, że i tutaj na dobre się już zakorzenił, zbudował swoją markę, ma określony ciężar gatunkowy. Przykład pierwszy z brzegu: na tegorocznej edycji po raz pierwszy pojawili się wszyscy liderzy tzw. demokratycznej opozycji. Od Roberta Biedronia i Włodzimierza Czarzastego, przez Szymona Hołownię (ten zwlekał do ostatniej chwili z potwierdzeniem przybycia) i Władysława Kosiniaka-Kamysza, na Donaldzie Tusku skończywszy. Ktoś powie: jasne, przyjechali, bo jest środek kampanii wyborczej. Ktoś inny może jednak odpowiedzieć: czyli Campus jest miejscem, w którym nawet przy skrajnie napiętym w kampanii grafiku po prostu trzeba się pokazać, choćby na kilka godzin. To samo tyczy się zresztą i gości-panelistów - tak tych z Polski, jak i z zagranicy. Na tegorocznej edycji Campusu pojawili się chociażby mer Kijowa Witalij Kliczko, ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce Mark Brzeziński, jego poprzedniczka na tym stanowisku Georgette Mosbacher czy jeden z czołowych europejskich intelektualistów Iwan Krastew. To również na Campusie, w jego ostatnim dniu, przewodniczący Tusk zapowiedział, że 9 września Koalicja Obywatelska zaprezentuje pakiet 100 konkretów na pierwsze 100 dni rządów. Tusk obiecał też na Campusie, że wśród wspomnianych projektów ustaw znajdzie się ta dotycząca związków partnerskich, a więc czegoś wyjątkowo bliskiego sercom uczestników Campusu. To również Tusk podziękował publiczności za inspiracje, które wzbogaciły o komponent społeczny program Koalicji Obywatelskiej - chodzi o status języka śląskiego, liberalizację prawa aborcyjnego czy stworzenie ruchu "Przypilnuj wyborów". Wreszcie Campus Polska stał się miejscem, którego w polskiej debacie publicznej niezwykle po 1989 roku brakowało. Miejscem, w którym można uciec od politycznej "bieżączki" i jałowych rozmów o tym kto, kogo, kiedy i jak. Zamiast tego można z cenionymi autorytetami i zaangażowaną w życie publiczne młodzieżą merytorycznie porozmawiać o najważniejszych wyzwaniach, zagrożeniach i szansach dla Polski, Europy czy całego świata. A zakres tematów omawianych na campusowych panelach jest gigantyczny - od kryzysu klimatycznego, przez sztuczną inteligencję i przyszłość Unii Europejskiej, po bezpieczeństwo Polski i rywalizację globalnych mocarstw. Dla dobra polskiej debaty publicznej dobrze byłoby, gdyby każde środowisko polityczne w Polsce potrafiło stworzyć i wypromować swoją wersję Campusu. Misja: ochronić Campus Mimo że Campus Polska rozwija się - widać to po powyższych argumentach - prężnie, to po trzech edycjach widać już też, jakie stoją przed nim w przyszłości zagrożenia i wyzwania. Można je sprowadzić w zasadzie do jednej rzeczy - upolitycznienia i upartyjnienia. Tegoroczna edycja pokazała, że chociaż Campus Polska powstał i funkcjonował przez pierwsze dwie edycje jako impreza niezależna od Platformy - tak organizacyjnie, jak i finansowo czy politycznie - to jednak w trzeciej edycji, gdy była taka chęć po stronie PO, udało się w przebieg Campusu zaingerować. Uzasadnienie wyższą koniecznością wynikającą z kampanijnej walki i kolejnymi w ostatnich latach "najważniejszymi wyborami po 1989 roku" jest dalece nieprzekonujące i niewystarczające. Bo co z kolejnymi edycjami? Przecież wchodzimy w maraton wyborczy, a w ciągu dwóch następnych lat czekają nas kolejny wybory samorządowe, europejskie i prezydenckie. Zawsze będzie więc argument po stronie Platformy, żeby jakoś na Campus wpływać, skoro raz się udało. Zresztą już tegoroczna ingerencja rodzi niebezpieczeństwo, że zawarty na czas kampanii parlamentarnej rozejm między środowiskami Trzaskowskiego i Tuska nie przetrwa wiele dłużej niż do 15 października właśnie. To wszystko składa się na olbrzymie wyzwanie dla Trzaskowskiego. Jemu i jego współpracownikom udało się stworzyć wydarzenie, jakiego na społeczno-politycznej mapie Polski nie było i nie ma. Przestrzeń do dyskusji ludzi o różnych światopoglądach, z różnych środowisk i z różnymi doświadczeniami. Siłą Campusu była różnorodność, otwartość i, co Trzaskowski wielokrotnie podkreślał podczas trzech edycji wydarzenia, apolityczność. Po tegorocznej edycji atut apolityczności i apartyjności stoi pod znakiem zapytania. Jak mówili w kuluarach organizatorzy Campusu, w kolejnym roku będą starali się odrobić straty wizerunkowe poniesione w ostatnich tygodniach. Czy się uda? Nie sposób dzisiaj na to pytanie odpowiedzieć. Trzaskowskiemu powinno na tym zależeć i powinien walczyć o to ze wszystkich sił. Taka inicjatywa jak Campus Polska, z taką marką i zakresem oddziaływania, ale przede wszystkim społeczność, która się wokół niego zgromadziła, to nieoceniony wehikuł do dalszych sukcesów w jego politycznej karierze. Tajemnicą poliszynela jest, że sam zainteresowany chciałby tym kolejnym krokiem uczynić prezydenturę Polski w 2025 roku. Jeśli jednak ten wehikuł straci wiarygodność i sympatię mas, nigdzie ani Trzaskowskiego, ani Platformy nie doprowadzi.