Na początku maja w Katowicach pojawiła się szefowa KE Ursula von der Leyen, która wraz z premierem Donaldem Tuskiem zaprezentowała nowy plan dla Europy. Istotnym momentem jej wystąpienia była zapowiedź utworzenia nowego stanowiska - komisarza ds. obronności UE. Rząd Tuska przekonywał, że jeśli nowa teka powstanie, będzie to zasługą Polski. Premier i jego współpracownicy od dawna podkreślali, że w obliczu zagrożenia ze strony Rosji Unia Europejska powinna wziąć na siebie większą odpowiedzialność w zakresie bezpieczeństwa. Odpowiedzią ma być komisarz ds. obronności, którym mógłby zostać - o tym mówi się głośno w okolicach rządowych, a sam polityk temu nie zaprzecza - Radosław Sikorski. Problem w tym, że hasło "komisarz ds. obronności" to na razie wyłącznie hasło i mglista wizja. Jak wskazują nasi rozmówcy, którzy doskonale znają europejskie realia, jeszcze daleka droga do utworzenia nowego stanowiska, a co więcej, wyposażenia go w konkretne instrumenty, głównie finansowe. Bez nich bowiem sam komisarz może okazać się nagi. Komisja Europejska po nowemu, czyli droga przez mękę By Polska mogła bić się o tekę komisarza potrzebne jest spełnienie przynajmniej dwóch warunków. Po pierwsze, w PE powinna utrzymać się ta sama większość. Po drugie, na szefową KE powinna zostać wybrana Ursula von der Leyen. I nawet jeśli taki scenariusz jest na dziś prawdopodobny, nie można brać go jako pewnik. - Cały proces tworzenia komisji będzie trwał do końca roku, bo zacznie się później niż dotąd. Nie wiemy, jak będzie wyglądać Rada, jaka będzie presja prawicowych partii, mogą pojawić się blokady poszczególnych grup politycznych. To naprawdę długi proces - przekonuje w rozmowie z Interią pierwsza polska komisarz w UE Danuta Huebner. - Słychać, że wybór przewodniczącej KE może się odbyć dopiero po wakacjach. Wszystko może się przesunąć, bo normalnie było tak, że przewodniczący był znany w lipcu, komisarze we wrześniu, w październiku mieli przesłuchania, a w listopadzie powstawała KE. Jeżeli przewodnicząca zostanie wybrana, jak słyszę, we wrześniu, to wybór komisarzy przesuwa się na przełom roku - wyłuszcza z kolei Elżbieta Bieńkowska, która była polskim komisarzem w latach 2014-2019. Proces formowania się władzy w strukturach unijnych jest niezwykle złożony. Przypomnijmy, że pięć lat temu nazwisko Ursuli von der Leyen w zasadzie nie pojawiało się na giełdzie potencjalnych szefów KE. Dopiero po wyborach jej kandydatura nabrała realnego kształtu. I nawet jeśli dziś Niemka chce kontynuować tę pracę, po 9 czerwca jej pozycja może być zupełnie inna. Z tego też powodu zaprawieni w brukselskich bojach politycy nie wykazują takiego hurraoptymizmu jak politycy nad Wisłą w sprawie zapowiedzianego przez nią wydzielenia obronności. Komisarz ds. obronności musi mieć narzędzia. A to potrwa - Kwestia obronności powstała w mojej komisji pięć lat temu. Ze wspólnego rynku wypączkowała wówczas nowa dyrekcja pod nazwą "obronność i polityka kosmiczna". To był pierwszy krok. Zaczęłam wówczas prace nad europejskim funduszem obronnym, ale ten fundusz ma cały czas średni budżet. Wiem, że wszystko przyspieszyło, ale wciąż jeszcze tego nie ma. Na czym będzie opierał się ten budżet? Czy to będą nowe obligacje, czyli zaciągnięta nowa pożyczka? Czy będzie to wycięcie nowego kawałka z budżetu? Nie wiemy. Co więc taki komisarz miałby robić? - zastanawia się Elżbieta Bieńkowska. I rzeczywiście - komisarz ds. obronności, by być postacią znaczącą, władną i decyzyjną, potrzebuje narzędzi do prowadzenia polityki. W Unii Europejskiej takim instrumentem są pieniądze. Jeśli więc teka nowego komisarza powstanie, musi on dysponować pokaźnym budżetem, by był nie tylko "papierowym" szefem europejskiego MON, ale rzeczywistym graczem. - Mam wątpliwości, czy uda się w całości wyłuskać obronność, w sensie militarnym - mówi nam natomiast Danuta Hubner. - Sprawa jest koszmarnie złożona. Jesteśmy w przełomowym okresie, a państwa członkowskie będą musiały przemyśleć niektóre sprawy. Pytanie, czy będą chciały przekazać jakiekolwiek kompetencje w sprawie obronności na poziom Komisji Europejskiej - dodaje pierwsza polska komisarz w UE. Jej zdaniem jest to mało prawdopodobne. - Według mnie nie da się wyłączyć z wielkiego zagadnienia bezpieczeństwa elementu wyłącznie militarnego. Bo jeśli tak, będzie to zagadnienie czysto gospodarcze, a nie wiem, czy na pewno o to nam chodzi - powątpiewa. Bieńkowska nie ma wątpliwości, że z wielkich planów dotyczących obronności może wyjść obszar, który nie będzie żadnym "europejskim MON", ale "resortem gospodarczym". - Uważam, że to będzie teka gospodarcza. Wspólne zakupy, zbrojenia, produkcja amunicji w Europie. Chodzi o to, żebyśmy bardziej koherentnie kupowali i zamawiali w Europie, a nie poza Europą. Jeśli na tym się ma to opierać, będzie to portfolio gospodarcze - uważa. Mówiąc innymi słowy, zdaniem byłych polskich komisarzy w UE teka komisarza ds. obronności - przynajmniej na ten moment - wydaje się za skromna. Jadwiga Wiśniewska: Ważniejsza polityka klimatyczna i migracyjna Jadwiga Wiśniewska z PiS również przekonuje, że nie jest to najlepszy obszar polskich zainteresowań, ale wskazuje na inne argumenty. - Uważam że polityka obronna, obrona granic to kluczowe kompetencje państw suwerennych. Tworzenie funkcji komisarza ds. obronności wpisuje się natomiast w ideę centralizacji UE. Kwestie obronności reguluje nasza współpraca z NATO i nie potrzeba w tym obszarze tworzyć konkurencyjnego tworu. Trzeba wzmacniać kooperację w ramach NATO, zaś UE mogłaby wzmacniać przemysł obronny w Europie, ale do tego nie potrzeba specjalnego stanowiska komisarza - tłumaczy posłanka PiS. Jeśli więc nie teka obronności powinna być w gestii naszych zainteresowań, to co? - Wyzwań przed nami jest dużo, a największe stanowią dwie kwestie: polityka klimatyczna, w tym "Zielony Nieład", oraz polityka migracyjna - uważa Wiśniewska. - Najlepszą z punktu widzenia interesów Polski byłaby teka komisarza ds. Europejskiego Zielonego Ładu, którą obecnie piastuje Marosz Szefczovicz, ponieważ projekt ten wymaga urealnienia i głębokiej reformy. Obecne zapisy prowadzą do dezindustrializacji Europy i zagrażają europejskiemu rolnictwu. Drugim wyborem byłaby teka komisarza ds. rolnictwa, bo to właśnie rolnictwo najdotkliwiej odczuje skutki restrykcyjnej polityki klimatycznej zapisanej w Zielonym Ładzie - proponuje polityk ze Śląska. Pozostali nasi rozmówcy wskazują, że Polska powinna pozostać w sferze bezpieczeństwa, ale nie ograniczać się wyłącznie do teki komisarza ds. obronności. Danuta Huebner: Polska powinna przedstawić koncepcję - Być może zostanie powołany wiceprzewodniczący KE, z szerokimi kompetencjami, który będzie patrzył na całość bezpieczeństwa europejskiego, w tym również na przemysł. Nie można myśleć w kategoriach, że powstanie komisarz od obronności, a państwa członkowskie oddadzą mu swoje kompetencje - zaznacza Danuta Huebner. Pierwsza polska komisarz proponuje, by Polska powalczyła o całość związaną z bezpieczeństwem, a nie tylko wąski wycinek w postaci komisarza ds. obronności. Jej zdaniem już teraz trzeba myśleć kreatywnie i wyprzedzająco. - Polska powinna mieć nową koncepcję i pokazać, że mamy kandydata, który potrafi spojrzeć na bezpieczeństwo w kontekście wszystkich obszarów naszego funkcjonowania. Nie chodzi tylko o sprawy militarne, ale wszystko inne, włącznie z bezpieczeństwem energetycznym, żywnościowym, klimatem, zdrowiem, cyberbezpieczeństwem. Ta komisja będzie potrzebowała naprawdę szerokiego spojrzenia, a ktoś, kto za to będzie odpowiadał, będzie musiał być niezwykle kompetentny i mieć oczy dookoła głowy - przekonuje prof. Hubner. Elżbieta Bieńkowska: Dlaczego nie Wysoki Przedstawiciel? Tymczasem Elżbieta Bieńkowska również uważa, że teka komisarza ds. obronności to zdecydowanie zbyt skromne oczekiwania. Była komisarz podkreśla, że obecna pozycja Polski w UE jest tak duża, że można bić się o naprawdę atrakcyjne stanowiska. - Polska przy swojej obecnej pozycji może walczyć o wszystkie wielkie portfolia. Włącznie z Wysokim Przedstawicielem, gdzie odbywa się prawdziwa polityka zagraniczna, a gdzie jednocześnie nikt z naszej części Europy dotąd nie dostąpił tego zaszczytu - przekonuje. - A to jest więcej niż zwykły komisarz. Teka obronności to będzie portfolio gospodarcze, ale sprawy zagraniczne, również w rozumieniu bezpieczeństwa, częściowo są w rękach krajów członkowskich, a częściowo w rękach właśnie Wysokiego Przedstawiciela - dodaje Bieńkowska. Wysoki Przedstawiciel Unii do Spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa, bo tak brzmi pełna nazwa, to nic innego jak "szef unijnej dyplomacji". Obecnie tę funkcję pełni Josep Borell, a w przeszłości byli to inni rozpoznawalni politycy - Javier Solana, Catherine Ashton i Federica Mogherini. To stanowisko ważne i w UE szanowane. Włodzimierz Cimoszewicz: Argumenty za szefem unijnej dyplomacji byłyby bardzo mocne Co więcej, głos Bieńkowskiej nie jest odosobniony. Gdy pytamy byłego premiera Włodzimierza Cimoszewicza, o którą tekę powinna walczyć Polska, odpowiada bez zawahania. - Należy się starać o stanowisko Wysokiego Przedstawiciela do spraw zewnętrznych czyli szefa unijnej dyplomacji. Do tej pory byli to Ashton - Brytyjka, Mogherini - Włoszka i obecnie Borrell - Hiszpan. Nadszedł czas na naszą część Europy, zwłaszcza że agresja Rosji na Ukrainę przesunęła w tym kierunku ciężar wspólnej polityki zagranicznej UE - uważa Cimoszewicz. Wskazuje też na konkretny problem. - Przeszkodą może być chęć powołania na to stanowisko kobiety oraz fakt, że do tej pory w podziale międzypartyjnym przypadało ono socjalistom. Gdyby Donald Tusk chciał o to powalczyć, musiałby skłonić EPL, czyli swoją europejską partię, do porozumienia z PES. Argumenty za byłyby bardzo mocne. Dzisiaj najpoważniejszym problemem jest zagrożenie naszego bezpieczeństwa ze Wschodu - nie ma wątpliwości Cimoszewicz. Bieńkowska: - Trzeba brać pod uwagę geograficzny balans, ale też inną rzecz. Zwykle było tak, że jeśli przewodniczący jest z jednej partii, to Wysoki Przedstawiciel z innej. Jeżeli Polska celowałaby w to miejsce, a na stanowisku przewodniczącej pozostałaby Ursula von der Leyen, trzeba byłoby się zastanowić, jak to zrobić. Natomiast jest to więcej niż normalny komisarz, szczególnie w obecnej sytuacji. Polska ze stanowiskiem szefa unijnej dyplomacji? Dziś wygląda to na głos dość nieprawdopodobny, ale więcej wyjaśni się po 9 czerwca. Przypomnijmy, że Radosław Sikorski, który prawdopodobnie byłby przymierzany do tego stanowiska (nasi rozmówcy nie chcieli rozmawiać o nazwiskach - red.), poparł Marka Rutte w staraniach o funkcję sekretarza generalnego NATO. Rutte to polityk ze "starej" części Europy, a w europejskiej polityce często bywa tak, że w zamian za jedno poparcie, w drugą stronę idzie inne. Choć oczywiście mowa o zupełnie innych instytucjach, w negocjacjach na europejskich szczytach władzy wiele jeszcze może się wydarzyć. Wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się 9 czerwca. Łukasz Szpyrka