Teraz z niecierpliwością czeka na kolejne dwa wesela prawnuczek, które mają się odbyć w sierpniu. I nie byłoby w tej ochocie do zabawy niczego nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że pan Julian ze Stankowa w gminie Gostyń ma... 101 lat. - Lubię się bawić - śmieje się Julian Malutkiewicz. - Lubię tańczyć. To mi daje radość! Julian Malutkiewicz urodził się 9 stycznia 1908 roku w Mińsku Litewskim. Miał troje młodszego rodzeństwa. Ojciec zajmował się ogrodnictwem, dlatego najwcześniejsze wspomnienia pana Juliana to sad pełen owoców i ogród z warzywami. Szczęśliwe dzieciństwo szybko się jednak skończyło. Wybuchła pierwsza wojna światowa. Ojciec, który służył w ułanach, zginął w bitwie. - Dzieci chciano ratować przez nieszczęściem wojny - wspomina pan Julian. - Wysłano nas statkiem do Ameryki Południowej. Byliśmy tam przez rok. Nie wiem, w jakim kraju. Kiedy wróciliśmy, dzieci zostały odebrane przez rodziców. Po nas nikt nie wyszedł... W czasie nieobecności dzieci zachorowała i zmarła ich matka. Malcy trafili do Domu Dziecka w Broniszewicach koło Pleszewa. Gdy pan Julian miał 17 lat, dotarł do wsi Stankowo, gdzie podjął pracę u gospodarza. Wtedy jeszcze uczył się w miejscowej szkole. Po kilku latach poznał Marię z Kosowa, z którą wkrótce się ożenił. Po wojnie rodzina otrzymała z parcelacji kilka hektarów ziemi w Stankowie. Pan Julian zbudował dom. Malutkiewiczowie doczekali się sześciorga dzieci. Żona pana Juliana, starsza od niego, zmarła w 1987 roku. Dwoje ich dzieci pozostało w Stankowie, pozostała czwórka rozsypała się po okolicy. Mieszkają w: Pawłowicach, Gostyniu, Koninie i Kołobrzegu. Pan Malutkiewicz doczekał się 25 wnucząt i prawie pół setki prawnucząt. Na pytanie o tajemnicę długowieczności uśmiecha się nieco bezradnie. - Nie wiem, kto to daje... Może jakiś anioł? Pan Julian w zasadzie nie pali papierosów. W zasadzie - bo jak go kto poczęstuje "cudzesem'', to sobie pyknie parę razy z grzeczności i... wyrzuca. Starszy pan nie pije alkoholu, choć... w mroźny dzień nie odmówi herbatki z zawartością czegoś mocniejszego. Pije za to dwie kawy dziennie - rano i po południu. - Nie ma żadnego problemu z żywieniem naszego dziadka - mówi wnuczka, Arleta Konieczna. - Nie szykuję dla niego niczego specjalnego. Je wszystko to, co my. Pan Malutkiewicz właśnie u wnuczki spędza dnie. Na noc jest odwożony do swojego domu, bo lubi spać we własnym łóżku. - Rano go przywozimy, ale jak nie ma akurat takiej możliwości, to wychodzę po dziadka - dodaje pani Arleta. - Idziemy wtedy przez całą wieś, co trwa z pół godziny, bo dziadek do każdego musi zagadać. Bez okularów ludzi rozpoznaje z daleka, wcześniej niż ja. Nie mamy obaw co do pozostawiania go na noc, bo potrafi sam się o siebie zatroszczyć. Nawet jajecznicę sobie sam usmaży - mówi wnuczka Arleta. Pan Malutkiewicz nie boi się zdobyczy nowoczesności. Sam obsługuje wieżę stereo, którą dostał od gminy na setne urodziny. Poprosił tylko rodzinę o zakupienie płyt z muzyką ludową i biesiadną. - Nasz dziadek żyje bezstresowo - uśmiecha się mąż wnuczki Leszek Konieczny. - Nie obraża się, jest uśmiechnięty. Ostatnio dziadek Julian zachorował. Bodaj po raz pierwszy w życiu! Lekarz rodzinny zdziwił się, że kartoteka pusta. Ale jeszcze bardziej zdziwiła się pani w aptece, widząc receptę... - Gdy pojechałam wykupić leki, aptekarka poprosiła o książeczkę zdrowia, dziwiąc się, że lekarz zapisał taką silną dawkę niemowlęciu - śmieje się pani Arleta. Nic dziwnego, pesel pana Juliana zaczyna się na 08, tak samo jak niemowląt urodzonych w 2008 roku. Rodzeństwo pana Juliana najprawdopodobniej nie przetrwało zawieruchy wojennej. Jego wnuki szukały sióstr i braci dziadka przez Czerwony Krzyż. Bez skutku. Pan Julian już się z tym pogodził. Ale ma marzenie. - Chciałbym jeszcze kiedyś pojechać w moje rodzinne strony - mówi z łezką w oku. Lila Gabryelów