Na osiem miesięcy więzienia sąd skazał młodego rolnika, który fizycznie i psychicznie znęcał się nad rodzicami. Miał wyrafinowane metody: zimą wylewał wodę na schody prowadzące do domu, załatwiał potrzeby fizjologiczne przed sypialnią rodziców, dusił niedołężnego ojca, a matkę chciał zakopać w ogrodzie. Janusz Baliński (*) oprócz wolności stracił także kąt do spania i gospodarstwo, które rodzice zapisali mu przed laty. Wiatrówka pod poduszką Decyzja o przekazaniu synowi gospodarstwa była chyba najgorszą w życiu Haliny i Ryszarda Balińskich z Konradowicach w powiecie leszczyńskim. Ledwie cała trójka wyszła od notariusza, Janusz Baliński (41 lat) zupełnie zaprzestał pracy w gospodarstwie, nie płacił składek na ubezpieczenie rolnicze, nie kupował paszy. Dorywczo pracował w okolicy i całymi dniami pił. Żeby mieć pieniądze na alkohol i papierosy, podkradał pszenicę, a siostrzeńcom podbierał pieniądze ze skarbonek. Agresywny był tylko wobec rodziców, za to jak ognia bał się szwagra (ten miał 120 kilo żywej wagi). Cała rodzina przeżyła szok, gdy matka w pokoju Janusza pod poduszką znalazła wiatrówkę, a na piecu - nóż owinięty w ręcznik. - Janusz nieraz groził, że pozbawi nas życia i spali dom. Często pijany zasypiał z zapalonym papierosem. Boimy się, że zrobi nam krzywdę. Na noc zamykamy pokoje na klucz, nie możemy zostawiać dzieci z teściami - zeznał policji Konrad Nowak, szwagier awanturnika. Mocz pod drzwiami Przez kilkanaście lat Janusz Baliński mieszkał na zmianę z żoną niedaleko Wolsztyna, a trochę w gospodarstwie w Konradowicach. W marcu 2008 r. rozstał się z żoną i zamieszkał na stałe z rodzicami. Wtedy zgotował im prawdziwe piekło. Uwziął się na 75-letniego ojca, niedołężnego po wylewie. Trzy razy go dusił i gdyby nie szwagier, doszłoby do tragedii. - Brat przyjechał pijany traktorem z pola. Tata zwrócił mu uwagę, że dzieci biegają po podwórku. To Janusz rzucił ojcem w stronę włączonej dmuchawy. Mój mąż zdążył w ostatniej chwili odciągnąć tatę od urządzenia - zeznała Jolanta Nowak, siostra awanturnika. Wyrodny syn miał wiele metod dręczenia rodziców. Pod drzwiami ich sypialni załatwiał potrzeby fizjologiczne. Mamę straszył, że "weźmie sipę. Huknie raz i zakopie w ogródku". - Oddawał mocz i krzyczał, żebym nogi połamała - mówiła w sądzie Halina Balińska, mama awanturnika. Zimą podczas mrozów wylewał wodę na schody prowadzące do domu, by rodzice się poślizgnęli. Wykręcał bezpieczniki, by mama nie mogła oglądać telewizji. Wyrzucał jej, że niepotrzebnie go urodziła. Wieczorem wypuszczał i szczuł psy, niszczył meble, kradł, co mu wpadło w ręce. Po roku codziennych awantur rodzice powiadomili policję. - Najlepiej by było, gdyby syn się wyprowadził. Ale gdzie on ma się wyprowadzić? Mi chodzi o to, żeby on był spokojny, leczył się - podkreślała Halina Balińska. Odebrana darowizna W lutym 2009 r. na wniosek państwa Balińskich sąd rozwiązał umowę przekazania gospodarstwa rolnego. Janusz Baliński stracił wszystko. - Umowa jest rozwiązana i od razu w domu jest lepiej - przyznał podczas przesłuchania w domu Ryszard Baliński. - Ale syn nadal jest darmozjadem. Podczas jedynego przesłuchania na policji Janusz Baliński nie przyznał się do znęcania nad rodzicami. - Przyznaję się w połowie. Nigdy nie popycham i nie szarpię rodziców. Zgadza się, że ich wyzywałem. Zdarza się gdy jestem pijany, że nie pamiętam, co robię i mówię - wyjaśnił policjantowi. Ani razu nie stawił się na rozprawie. W listopadzie 2009 r. Sąd Rejonowy w Lesznie uznał go winnym znęcania się nad rodzicami i skazał go na 8 miesięcy więzienia. Karę warunkowo zawiesił na 3 lata próby. Jednocześnie sąd zobowiązał Balińskiego do powstrzymywania się od spożywania alkoholu i nakazał mu opuścić dom rodziców. maks PS. Imiona i nazwiska bohaterów oraz nazwa wsi zostały zmienione