Bandyci zostawili przy niej list pełen gróźb. Uczennica miała zamknąć usta w sprawie wydarzeń w szkole. Kilka dni wcześniej dziewczyna, pełniąc dyżur na korytarzu w szkole, widziała jak dwoje gimnazjalistów przekazuje sobie pakunek prawdopodobnie z narkotykami. W paczce były mniejsze z białym proszkiem. Uczennica zameldowała o tym dyrektorowi, ten postanowił przeprowadzić śledztwo wewnątrz szkoły, nie informując o zdarzeniu policji. Prawdopodobnie w ten sposób o wszystkim dowiedzieli się przestępcy i urządzili na nią zasadzkę. - Nie jestem w stanie powiedzieć, czy to był związek przyczynowo-skutkowy. Zajmują się tym odpowiednie organy - mówi Stanisław Antkowiak, dyrektor Gimnazjum w Kołaczkowie. Napastnicy wiedzieli dokładnie, skąd dziewczyna jest i dokąd idzie. Stąd pewność, że to miejscowe oprychy. Stróże prawa wkroczyli do akcji dopiero wtedy, gdy dziewczyna została skatowana na przystanku... Nagle okazało się, że śledztwo szybko utknęło w miejscu. Wtedy, według naszych informacji, w domu wójta Wojciecha Majchrzaka (choć to nie inicjatywa wójta) doszło do nieformalnego spotkania samej wierchuszki powiatu. W Bieganowie spotkali się starosta Dionizy Jaśniewicz, dyrektor szkoły Antkowiak, komendant powiatowy policji Jarosław Gruszczyński oraz wójt. - To spotkanie było konieczne. Machina szkolno-pedagogiczna zawiodła - mówi jeden z uczestników spotkania. Dopiero po omówieniu sytuacji policja zintensyfikowała działania operacyjne. Przesłuchano kilkudziesięciu świadków, w tym samych podejrzanych. - Sprawa jest wyjątkowo trudna - mówi nasz informator zbliżony do organów ścigania. - Na 99% wiemy, kto za tym stoi. Niestety to jest wyjątkowo zdemoralizowana młodzież - mówi informator. Podaje przykład: - Nieletni podejrzani musieli zostać przesłuchani w obecności rodziców. Jedna z matek usłyszała od swojej córki: "A ty co tu k....robisz?! Spier...!" - opowiada, sugerując, że na czele kołaczkowskiej szajki stoi dziewczyna. Informator podkreśla, że domniemani przestępcy doskonale wiedzą, jak działać, by uniemożliwić policji zebranie niezbitych dowodów. - To wszystko wygląda jak doskonale zorganizowana siatka, nad dilerami stoi ktoś wyżej, nad tym kimś jeszcze ktoś. Oni doskonale wiedzą, jak poruszać się w przestępczym światku, wymieniają karty telefoniczne, zastraszają, wymuszają. Wygląda to tak, jakby ktoś ich szkolił - snuje przypuszczenia. W sierpniu ubiegłego roku bandyci znów dali znać o sobie. Gimnazjalistka po próbie zespołu tanecznego "Kołaczkowianie" została zaczepiona przez nieznanego jej osobnika. Znowu padły groźby. Rodzice zgłosili to policji. Niestety sprawców nie udało się w dalszym ciągu ustalić. Policja przesłuchała kilka osób z Kołaczkowa. Nie wszystkim się to podoba. Otoczenie wywiera presję słowną na dziewczynę i jej rodzinę. Zewsząd pada pytanie: "Po co gadała?". Dziewczyna załamała się. Musi przejść terapię psychologiczną. Jej najbliższa rodzina także korzysta z porad specjalisty. - Presja otoczenia spowodowała to, że mogło dojść do najgorszego. Dlatego konieczna okazała się pomoc psychologa - mówi starosta. - Wizyty u psychologa w Poznaniu finansują częściowo Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie, gmina Kołaczkowo oraz prywatna osoba. Terapia zaczyna przynosić pierwsze pozytywne skutki - dodał. Gimnazjalistka wykazała się postawą obywatelską i właściwie należała się jej nagroda, w Kołaczkowie została uznana jednak za czarną owcę. W nagonkę włączyli się również przestępcy, którzy rozpuszczają plotki, jakoby ona również była uwikłana w handel narkotykami... Omerta (zmowa milczenia obowiązująca członków mafii sycylijskiej) w Kołaczkowie trwa nadal, funkcjonariusze są bezradni. - Policja nie informuje mnie o wynikach śledztwa, a te bandziory chodzą sobie nadal na wolności - mówi rozczarowana matka uczennicy. Nie wszyscy jednak pozostali obojętni. - Impulsem, który zmusił mnie do podjęcia działań, była rozmowa z mieszkanką Kołaczkowa, która na szczęście nie przeszła nad tym do porządku dziennego - mówi Jaśniewicz. Jednak rodzice pokrzywdzonej dziewczyny mają wiele zastrzeżeń do postawy dyrekcji szkoły. Matkę poruszyła wypowiedź dyrektora podczas ostatniej wywiadówki. Miał on powiedzieć, że tego wydarzenia w ogóle nie było... Rodzice mieli zamiar przenieść córkę do innej szkoły, ale ze względów organizacyjnych nie byli w stanie temu podołać. - Ta sprawa była wielokrotnie wyjaśniana i jest odpowiednio udokumentowana w stosunku do kuratorium oświaty, jak i do rodziców. Takiej pomocy, jakiej mogliśmy, to udzieliliśmy. Trzeba było pozwolić jej na to, aby mogła nadal normalnie funkcjonować w szkole. Uczennica, jeśli chce, to aktywnie uczestniczy w życiu szkoły. Natomiast rodzice mają prawo wybrać, jakiej pomocy chcą udzielić własnemu dziecku, i to oni wybierają osobę, która ma tej pomocy udzielić - mówi Stefania Felicka, zastępca dyrektora szkoły. Handel narkotykami wśród młodzieży w Kołaczkowie to nie nowość. Problem istnieje od dawna, brakowało tylko wydarzenia, które by wstrząsnęło opinią publiczną. Właściwie tajemnicą poliszynela jest to, gdzie dochodzi do transakcji narkotykowych. W Kołaczkowie są to dwa miejsca: przy pałacu Reymonta i w okolicach dawnego zsypu buraków. Dostawa trwa chwilę. W pewnym momencie zbiera się grupa wyrostków, do których podjeżdża samochód, najczęściej na "obcych" blachach. Po chwili pojazd odjeżdża, a młodzieńcy rozchodzą się. Czy dilerzy narkotyków przenikają również do Gimnazjum w Kołaczkowie? - Nie ma dyrektora, który by powiedział, że się nie spotkał z narkotykami w szkole. Myśmy się po prostu z tym nie spotkali na terenie szkoły, choć nie mogę powiedzieć, że ich nie ma - mówi dyrektor szkoły. O tym, że problem narkotyków w szkole istnieje, świadczy szkolenie antynarkotykowe, które kilka tygodni temu w Kołaczkowie przeprowadzili wrzesińscy policjanci. - Nie wszyscy są zadowoleni z tego, że sprawa narkotyków wypłynęła w szkole - mówi nasz informator zaangażowany w rozwiązanie sprawy. - Najbardziej zadziwia zachowanie dyrektora szkoły, który przyjął postawę oblężonej twierdzy. Wychodzi z założenia, że skoro coś się nie stało bezpośrednio na terenie szkoły, to nie ma problemu. Choć doskonale wie, że w sprawę bezpośrednio zaangażowani są uczniowie - dodaje. Nadkomisarz Dariusz Michalak, zastępca Komendanta Powiatowego Policji we Wrześni, nie ma dla nas zbyt wielu informacji. - Śledztwo praktycznie się nie posunęło do przodu - oznajmia Michalak. - W styczniu trafiliśmy na pewien trop, który musieliśmy sprawdzić. Niestety okazał się on błędny. Dalej pracujemy nad sprawą - zapewnił. Filip Biernat, Tomasz Małecki