Niedługo po spożyciu do lekarzy zaczęli się zgłaszać pierwsi chorzy z gorączką i bólami stawów, czyli z objawami przypominającymi grypę. Wszyscy jednak zostali zarażeni włośnicą. To choroba pasożytnicza. Późno wykryta i nieleczona, może prowadzić nawet do śmierci. Służby sanitarne i weterynaryjne ustaliły już, skąd pochodziło zakażone mięso i kto jeszcze mógł je jeść. Wszystkie osoby zostały zbadane przez lekarzy. W domu myśliwego, który upolował dzika znaleziono kolejne 10 kg mięsa. Okazało się, że nie było ono badane przez weterynarza, sprawą zajęła się prokuratura.