Oficer dyżurny w komendzie powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Słupcy usłyszał zarzut nieumyślnego narażenia Marty N. i Sebastiana R. na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Mężczyźnie grozi kara do roku pozbawienia wolności. - Po przyjęciu zgłoszenia o wywróceniu jachtu niewłaściwie ocenił to zgłoszenie oraz dokonał niewłaściwego rozpoznania sytuacyjnego i zadysponowania niewłaściwych sił i środków - powiedział rzecznik prasowy prokuratury okręgowej w Koninie Marek Kasprzak. Zarzut postawiono też dowódcy zastępu OSP, który kierując akcją ratunkową i mając obowiązek opieki nad osobami ratowanymi, naraził je na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. - Bez konsultacji z oficerem dyżurnym PSP oraz dowódcą łodzi ratunkowej podjął błędną decyzję o podniesieniu wywróconego jachtu a następnie błędną decyzję o holowaniu go do brzegu. Było to bezpośrednią przyczyną likwidacji poduszki powietrznej w kabinie, czym nieumyślnie spowodował śmierć Marty N. - powiedział rzecznik. Strażakowi grozi pięcioletnie więzienie. Jak powiedział rzecznik, zarzuty postawiono po przesłuchaniu świadków i zebraniu opinii biegłych. - Najistotniejsze w tym przypadku były opinie biegłego z dziedziny ratownictwa i medycyny sądowej -powiedział. Podejrzani nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. 1 maja 2011 roku piątka młodych ludzi wypłynęła na jezioro wypożyczonym jachtem, który wywrócił się na bok, prawdopodobnie w wyniku silnego podmuchu wiatru. Wejście do kabiny znajdowało się około metra pod wodą. Zostały tam dwie osoby - 24-letnia mieszkanka Turku i 32-letni mieszkaniec Piły. Troje pozostałych było na zewnątrz. Uratował ich przepływający inny jacht. Straż pożarna twierdzi, że akcja ratownicza prowadzona była w bardzo trudnych warunkach, ratownicy podejmowali trafne decyzje, robili wszystko, by uratować ludzi.