Postanowienie jest prawomocne, co oznacza, że żaden z rodziców nie będzie mógł zobaczyć ani bezpośrednio porozmawiać z czwórką własnych dzieci. Jedna z córek niedługo osiągnie pełnoletność, a najmłodszy Rysio zobaczy rodziców dopiero za ponad 16 lat! Ze swoimi dziećmi będą mogli kontaktować się tylko telefonicznie bądź listownie. Odwiedzać je, podczas pobytu w placówkach opiekuńczo - wychowawczych może tylko ich dorosłe rodzeństwo. - Postanowienie zakazujące bezpośrednich kontaktów rodziców z dziećmi jest wydawany przez sądy rzeczywiście bardzo rzadko. W tym przypadku jednak nie mogliśmy pozwolić na spotkania rodziców z dziećmi, które wcześniej doprowadzały do ich ucieczek i uprowadzeń - tłumaczy sędzia Rafał Agaciński, przewodniczący Wydziału Rodzinnego Sądu Rejonowego w Wągrowcu. Dzieci mogą być natomiast urlopowane przez dorosłe rodzeństwo, lecz poza miejscem ich dotychczasowego zamieszkania. Rodzice od 2005 roku są pozbawieni władzy rodzicielskiej, a matka w związku z porwaniem półtorarocznego Rysia z Domu Małego Dziecka w Krzyżu ciągle przebywa w zakładzie karnym, ojciec natomiast mieszka wraz z pełnoletnimi dziećmi w Rąbczynie. Trójka starszego rodzeństwa opiekę znalazła w wągrowieckiej Wielofunkcyjnej Placówce Opiekuńczo - Wychowawczej przy ul. Kcyńskiej 48. Wyrokiem rozczarowana, lecz nie zdziwiona, jest sama rodzina S. - Spodziewaliśmy się tego, przyzwyczailiśmy się do takiego traktowania naszej rodziny przez sąd - nie ukrywa rozgoryczony Lucjan S., najstarszy syn. Dwudziestodwuletni chłopak nadal stara się o prawo opieki nad najmłodszym bratem. Sąd odrzucił jego pierwszy wniosek, bo chłopak nie znalazł własnego mieszkania, a do jego domu w Rąbczynie nie zostali wpuszczeni sądowi kuratorzy. - Ponownie będę starał się o opiekę nad bratem, skoro raz się zdecydowałem, to już nie odpuszczę - zapowiada młody mężczyzna. b>Przerażająca historia Rodzina S. ma za sobą liczne sprawy nie tylko w sądzie, ale również w prokuraturze i policji. Wszystko zaczęło się w 1999 r., gdy dorastające dzieci coraz częściej nie przychodziły do szkoły. Gdy pracownikom socjalnym nie udało się dogadać z rodzicami, sprawa trafiła na wokandę, a sędzia ograniczył wtedy rodzinie S. prawa rodzicielskie. Jednym z najbardziej przerażających epizodów było wywiezienie dzieci do Rosji w 2005 r. Matka ukrywała je w lesie w wykopanej ziemiance, gdzie wyziębione, głodne i przerażone maluchy odnalazła rosyjska milicja. Cała trójka została deportowana do Polski. Wtedy też wyczerpała się cierpliwość wągrowieckiej Temidy i rodzicom odebrano dzieci, które umieszczono w domu dziecka. Nie minęło dużo czasu, jak zaczęło się notoryczne wykradanie małoletnich z placówek. W 2007 r. Dorota S. urodziła siódme dziecko. Przebywała wtedy w szpitalu psychiatrycznym, dlatego noworodkiem zajął się wągrowiecki szpital. Pod koniec roku na oddziale noworodków pojawił się ojciec, który najprawdopodobniej za namową żony uprowadził niespełna dwumiesięcznego Rysia. Minął rok, nim policja wpadła na trop porwanych dzieci. Matkę z małoletnimi dziećmi funkcjonariusze znaleźli przypadkiem podczas szturmu na rodzinny dom w listopadzie ubiegłego roku. Tym razem ukrywali się w wydrążonym w piwnicy zakamuflowanym pomieszczeniu. Dzieci znów trafiły do placówek opiekuńczo-wychowawczych, a niemowlę do Domu Małego Dziecka. Minął ledwo tydzień jak Dorota S. ponownie uprowadziła najmłodszego z synów. Rozpoczęto ogólnopolskie poszukiwania i pod koniec listopada 2007 r. znów odzyskano niemowlę. Dorota S., u której już dawno temu stwierdzono zaburzenia psychiczne, trafiła do zakładu karnego. Rok przetrzymywania Rysia będzie ją teraz kosztował m.in. ponad 16 długich lat sądowego zakazu kontaktu z najmłodszym synem. bnw