Byli zaledwie 100 metrów od domu, gdy w kierunku Patryka i Anny G., młodego małżeństwa z Rejowca, ktoś wystrzelił z broni. Strzał okazał się śmiertelny, mężczyzna zmarł nim jego towarzyszka zdążyła zawiadomić pogotowie ratunkowe. Śmiertelny spacer Tragedia rozegrała się w sobotę, kilkanaście minut po godz. 21.00 na polu ziemniaków. Z zeznań żony Patryka G., która jest jedynym świadkiem zdarzenia, wynika że podczas wieczornego spaceru nieznany sprawca zastrzelił jej męża. Anna G. w pewnym momencie usłyszała huk wystrzału. Odruchowo skuliła się i nim zdążyła się wyprostować, zauważyła osuwającego się na ziemię męża. Patryk G. zaczął krwawić z lewego barku. Przerażona kobieta natychmiast zawiadomiła pogotowie, lecz przybyły na miejsce tragedii lekarz stwierdził śmierć na miejscu. Pocisk przeszył na wylot ciało mężczyzny. - Poniedziałkowa sekcja zwłok 21-letniego mężczyzny, z udziałem biegłych z zakresu balistyki i medycyny sądowej wykazała, że bezpośrednią przyczyną zgonu był postrzał z broni palnej, który był typowym strzałem myśliwskim - wyjaśnia Magdalena Mazur - Prus, rzecznik prokuratury okręgowej w Poznaniu. Wstępnie balistyk wskazał, że był to strzał oddany na "komorę" czyli wycelowany w ważne organy wewnętrzne. Nieoficjalnie udało nam się ustalić, że para mogła zbierać ziemniaki z cudzego pola. W ciemności sylwetka pochylonego człowieka bardzo przypomina dzika. Z ustaleń policji wynika, że właściciel pola kartofli już wcześniej miał problemy z kradzieżami upraw i zniszczeniami spowodowanymi przez zwierzynę leśną. Ciągle jednak nie wiadomo, kto i dlaczego celował do dwójki młodych ludzi. Nie ma żadnego śladu Przybyła na miejsce zdarzenia policja natychmiast rozpoczęła przeczesywanie terenu. Sprawdzono okolicę zdarzenia, pobliskie zabudowania i las. Niestety, nie znaleziono żadnego przedmiotu, który doprowadziłby do sprawcy. Teren zabezpieczono, a intensywne przeszukiwano wznowiono o świcie. - Całą niedzielę specjaliści z wykrywaczami do metalu szukali pocisku lub łuski. Póki co do dalszych badań zabezpieczono kilka metalowych przedmiotów mogących mieć związek ze zdarzeniem - informuje Andrzej Dolata, oficer prasowy wągrowieckiej policji. Z informacji poznańskiej prokuratury wynika, że nie ma wśród nich ani naboju, ani łuski. Oprócz żony ofiary na policję nie zgłosił się na razie żaden inny świadek tragicznych wydarzeń. Wiadomo już, że Patryk G. uchodził w okolicy za spokojnego mieszkańca, nie miał żadnych zatargów w sąsiedztwie, nie był też notowany na policji. Wobec skąpych śladów, jakimi dysponują na razie śledczy, nie wyklucza się wersji zarówno nieszczęśliwego wypadku, jak i morderstwa. Myśliwy czy kłusownik? Wstępne ustalenia biegłego balistyka wskazują, że mężczyznę zastrzelono z broni myśliwskiej. Policja już zapowiedziała kontrolę miejscowego koła łowieckiego "Łoś". Udało się nam ustalić, że feralnej nocy nie było żadnego grupowego polowania, jednak w teren wyszło czterech indywidualnych myśliwych. Oficjalnie żaden z nich nie przebywał w okolicach miejsca, gdzie padł śmiertelny strzał. Jak deklarują, żaden z nich nie strzelał tej nocy z broni. - Nie wierzę, by w zdarzeniu brał udział którykolwiek z myśliwych. Podstawową zasadą nocnych polowań jest nie strzelanie do nierozpoznanego celu, używa się przy tym dwóch przyrządów optycznych: lornetki i lunety. Naturalnie wypadki się zdarzają i to głównie z winy człowieka - przyznaje Marian Mączyński, prezes koła łowieckiego "Łoś". Myśliwy dodaje przy tym, że myśliwi niejednokrotnie zgłaszali policji przypadki kłusownictwa i niekontrolowanych wystrzałów. Broń polujących tej nocy mężczyzna zostanie zabezpieczona do dalszych czynności. - Poddamy ją szczegółowym badaniom, specjaliści ustalą kiedy oddano z niej ostatni strzał, być może uda się sprawdzić indywidualne ślady, jakie pocisk mógł zostawić na ciele ofiary - tłumaczy rzecznik prokuratury. Sprawę tajemniczego zabójstwa przejęła w poniedziałek Komenda Wojewódzka Policji w Poznaniu. Jeśli uda się złapać sprawcę, za nieumyślne spowodowanie śmierci grozi mu do pięciu lat pozbawienia wolności. Barbara Wicher