- Piotr J. został zwolniony do domu - poinformował rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej - Mirosław Adamski. Prokuratura uznała, że 46-letni Piotr J. działał w obronie koniecznej. "Uznaliśmy, że człowiek, który strzelał, działał w obronie koniecznej, a materiał dowodowy jest spójny z wersją osoby strzelającej" - powiedziała dziennikarzom prokurator Małgorzata Budych z tej prokuratury. Tuż przed północą, 46-letni Piotr J. usłyszał odgłos tłuczonego szkła w drzwiach wejściowych. Wziął pistolet i strzelił w kierunku domniemanego włamywacza, który - jak twierdzi Piotr J. - wszedł już do domu. Jak się okazało, był to 18-letni Adrian K. 18-latek zdołał wydostać się na zewnątrz i upadł przed domem. Przewieziono go do szpitala, gdzie zmarł. Reporter RMF dowiedział się, że chłopak był prawdopodobnie pijany; sekcja zwłok wyjaśni, czy był także pod wpływem środków odurzających. Policja ustaliła, że właściciel posesji oddał dwa strzały ostrzegawcze, co jednak nie zniechęciło młodego człowieka. Wówczas padł śmiertelny strzał. Siostra chłopca twierdzi, że Adrian poszedł do domu Piotra J., ponieważ chciał przeprosić go za incydent, jaki wydarzył się między nim a jego synem. Mieszkańcy mówią, że Adrian był tak grzeczny i miły, że dawali go swoim dzieciom jako przykład. Nie mogą uwierzyć, że chłopiec poszedł do Piotra J., by włamać się do jego domu.