Piłka nożna i siatkówka to dyscypliny, które dominują w 15-tysięcznej podpoznańskiej Murowanej Goślinie. Ale kariera sportowa Salamona rozpoczęła się od treningów... karate shotokan. - Miał wówczas sześć lat i zaliczył bodaj dwa turnieje. Ale po części to była taka zabawa, sporo ćwiczeń rozwojowych. Jestem jednak przekonany, że te zajęcia przydały mu się w dalszej karierze - wspomniał ojciec przyszłego piłkarza Roman Salamon. To on też dwa lata później zapisał syna do miejscowego klubu Concordia. Kilka miesięcy później grupa rodziców utworzyła Uczniowski Klub Sportowy Concord, dokąd przeszedł też m.in. przyszły gracz AC Milan. - Mimo że Bartek grał ze starszymi kolegami, wyróżniał się na ich tle. Był niesłychanie ambitny, często zostawał z ojcem po treningach. Myślę, że podobnych talentów mogłoby być nawet więcej, ale widocznie nie wszystkim starczyło charakteru - przyznał prezes Concordu Paweł Witkowski. Po skończeniu podstawówki w rodzinnym mieście, przeniósł się do Poznania, gdzie trafił pod skrzydła obecnego szkoleniowca Lecha Mariusza Rumaka. - Bartka pamiętam jako fajnego człowieka, zarówno na boisku, jak i poza nim. Bardzo szybko zdefiniował co jest dla niego ważne. Miło wspominam same kontakty z nim. Dobre wychowanie wyniósł z domu - wiedział kiedy zabrać głos, potrafił mieć swoje zdanie. To był ogromny talent, ale podparty ciężką pracą - opowiadał Rumak. Ale młody piłkarz wykazywał się nie tylko na niwie sportowej. W szkole nie miał żadnych kłopotów z nauką, wręcz przeciwnie - radził sobie bardzo dobrze. - Szczególną predyspozycję miał do nauki języków - zna angielski, niemiecki no i oczywiście włoski. Zaczął się też uczyć portugalskiego. On sam mówi, że praktycznie do jakiego kraju by nie pojechał, to potrafi się porozumieć. Miał też świetną polonistkę, która prowadziła z nimi zajęcia m.in. z udzielania wywiadów. To mu się też przydało - przyznała mama zawodnika Małgorzata. Młodego piłkarza prześladowały jednak kontuzje, które mogły przekreślić jego karierę. - Rósł jak na drożdżach. Był wysoki i chudy, miał nierównowagę mięśniową, zabiegi niewiele pomagały. Przez te kontuzje wydaje mi się, że w Lechu w pewnym momencie postawili na nim krzyżyk - dywagował ojciec Bartka. Przełomowym momentem dla wychowanka Concordii był udział towarzyskich wyjazdowych meczach reprezentacji U16 z Portugalczykami wiosną 2007 roku. - Musiał pokazać się z dobrej strony, bo został zauważony przez skautów Brescii, którzy polecieli tam oglądać innych polskich zawodników. No i zaczęła się ta cała karuzela... - wyjaśnił pan Roman. Okazało się, że nie tylko Brescia zainteresowała się utalentowanym polskim obrońcą, ale i słynny Juventus Turyn, którego przedstawiciele również pojawili się w Portugalii. Młody piłkarz zaczął się zastanawiać na wyborem. - Klub z Brescii przedstawił ofertę i plan rozwoju Bartka, który pokazywał jak bardzo im na nim zależy, co w pełni się potwierdziło po nawiązaniu współpracy - odsłoniła kulisy decyzji pani Małgorzata. Zaledwie 16-letni chłopak wyjechał do Włoch, ponad tysiąc kilometrów od rodzinnego domu. - Czy mieliśmy obawy? Oczywiście, że tak. Ale Bartek od 12 roku życia nie mieszkał w domu. Szybko musiał się uczyć samodzielności, często był zdany na siebie - tłumaczyła. - Wyszliśmy z założenia, że jak będzie chciał wrócić, to wróci. Ale nie mogliśmy mu zabronić wyjechać w świat, mógłby mieć do nas żal, że nie skorzystał z ogromnej szansy - dorzucił ojciec. W Brescii kariera zawodnika przebiegała dość spokojnie, grał w zespole primavery czyli odpowiedniku Młodej Ekstraklasy, w maju 2008 roku zadebiutował w seniorskim zespole, występującym wówczas w Serie B. Rok spędził też na wypożyczeniu w trzecioligowej Foggii, trenował pod okiem słynnego Zdenka Zemana, znakomitego szkoleniowca i wychowawcy młodzieży. Po powrocie do Brescii, która występowała już w ekstraklasie, szybko stał się jej podstawowym zawodnikiem. W grudniu 2011 był o krok od przejścia do Sportingu Lizbona. - Bartek miał już dogadany swój kontrakt indywidualny. Do końca nie wiemy, dlaczego kluby nie doszły do porozumienia, ale Bartek był rozczarowany. On już chciał wypłynąć na szersze wody - zdradził pan Roman. Udany kolejny rok w Brescii zaprocentował jeszcze lepszymi ofertami. Nie bez znaczenia okazała się współpraca ze znanym włoskim menedżerem Mino Raiolą, który w swojej "stajni" ma m.in. Szweda Zlatana Ibrahimovicia. Po 21-latka zgłosił się AC Milan. - Zawsze nas pyta o radę, kiedyś odradzałem mu Juventus, bo uważałem, że jest za młody, ale Milanu już nie. Była też konkretna oferta z Zenitu Sankt Petersburg, ale uważam, że Milan to jest jednak firma - podkreślił ojciec. W dniu podpisania kontraktu, ale i jeszcze wiele dni później państwo Salamonowie odbierali dziesiątki telefonów z gratulacjami. - Byliśmy strasznie dumni, życzymy wszystkim rodzicom, by doświadczyli czegoś takiego. Wszyscy dookoła wiedzieli - to jest małe osiedle, które żyje siatkówką i piłką nożną, a szczególnie tym Bartkiem. W pracy nam gratulowali - mówili zgodnie rodzice. Pan Roman nie ma wątpliwości, że jego syn szykuje się do ataku na sam szczyt, jakim będzie gra na San Siro. Nowy gracz "rosso-neri" póki co, czeka na swój debiut. - Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, że w tak młodym wieku, tak daleko zajdzie. Uważam, że wybicie się dzieci z takich rodzin jak nasza, z takich małych miejscowości, najszybciej możliwe jest właśnie przez sport - tłumaczył pan Roman. Zdaniem mamy piłkarza, nie bez znaczenia na karierę syna miał fakt, że zawsze na swojej drodze spotykał zawsze życzliwych mu ludzi i to nie tylko trenerów czy działaczy. - W Brescii trafił na wspaniałych ludzi Adrianę i Alberto, którzy prowadzili pensjonat dla młodych piłkarzy. Oni opiekowali się nim jak synem. Od półtora roku ma we Włoszech dziewczynę - Sabrinę, która studiuje psychologię. Przesympatyczna osoba, mam wrażenie, że teraz jeszcze lepiej układa mu się w życiu - podsumowała pani Małgorzata.