Operację usunięcia nowotworu serca metodą autotransplantacji przeprowadził w środę twórca tej metody, amerykański kardiochirurg prof. Michael J. Reardon - szef Kliniki Kardiochirurgii Methodist DeBakey Hart Center w Huston. Był to 12. tego typu zabieg wykonany na świecie i pierwszy poza Stanami Zjednoczonymi. Zabieg trwał siedem godzin. 55-letni poznaniak miał złośliwy nowotwór lewego przedsionka serca. Podczas operacji, po wyjęciu serca z ciała chorego, usunięto nowotwór z częścią ściany serca i po uzupełnieniu ubytku osierdziem wołowym wszyto je z powrotem. Przez prawie 100 minut pacjent był podłączony do systemu krążenia pozaustrojowego. - Moja metoda pozwala na dokładniejsze usunięcie tkanki nowotworowej niż praca na otwartym sercu. A w przypadku guzów złośliwych dokładne oczyszczenie jest najważniejszym celem zabiegu - powiedział dziennikarzom prof. Reardon. Po poprzednich 11 operacjach, przeprowadzonych tą metodą w USA, u żadnego z pacjentów nowotwór nie odrodził się w operowanym miejscu. - W zabiegu tym do wycinania serca trzeba podejść inaczej niż w zwykłej transplantacji serca. Nie można uszkodzić usuwanego organu, bo nie będzie on wyrzucony, tylko wszyty na nowo. Są też pewne ułatwienia - wiadomo, że organizm takiego wszytego serca nie odrzuci, bo jest to jego serce - tłumaczył dziennikarzom amerykański kardiochirurg. Pacjent - pragnących zachować anonimowość 55-letni poznaniak - czuje się dobrze i w najbliższym czasie, jak wszyscy pacjenci po operacji nowotworów złośliwych, przejdzie chemioterapię. - Dopiero po jej zakończeniu będzie można stwierdzić, czy wyzdrowiał, czy nie. Gdyby nie operacja, guz zarósłby przedsionek i doprowadził do uduszenia pacjenta - powiedział dr Marek Jemielity, który asystował przy zabiegu. Chory trafił do poznańskiej kliniki w lipcu 2007 roku z rozpoznaniem śluzaka - niezłośliwego guza - którego usunięto. Po badaniach histopatologicznych usuniętej tkanki okazało się, że nowotwór jest złośliwy i zaczyna przyrastać w szybkim tempie. Rodzina przeglądając strony internetowe w poszukiwaniu ratunku, trafiła na publikacje prof. Reardona i poprosiła poznańską klinikę o skontaktowanie się z nim i zaproponowanie współpracy. - Skontaktowaliśmy się drogą mailową. Profesor po przejrzeniu dokumentacji medycznej zdecydował się na przylot do Polski i przeprowadzenie operacji - powiedział dr Jemielity. Amerykański gość chwalił poznańska klinikę. - Jestem wdzięczny, że mogłem współpracować z takim wspaniałym zespołem lekarzy tu, w Poznaniu. Jestem pewien, że ci ludzie mogliby zrobić taką samą operację samodzielnie choćby dziś - powiedział prof. Reardon. Amerykański chirurg nie wziął pieniędzy za wykonaną operację - zrobił to, aby rozpropagować opracowaną przez siebie metodę - rodzina zapłaciła tylko za przelot i pobyt profesora oraz anestezjologa.