Poszło o hałas, a dokładniej: o zbyt głośno, zdaniem części mieszkańców, bawiące się i grające w piłkę dzieci. Ale nie tylko. Plac stał się rzekomo miejscem, w którym właściciele psów urządzili ubikację dla swoich czworonogów. Przychodzi tu również "trudna młodzież", która pije alkohol, bierze narkotyki, robi burdy, zostawia szkła, prezerwatywy... -Gdy zwracamy uwagę na niewłaściwe zachowanie młodzieży, jesteśmy szykanowani i mamy rzucane kamienie w okno, przypalane parapety - czytamy we wniosku do burmistrza, pod którym podpisało się 10 z 16 rodzin mieszkających w bloku. Osoba, która zbierała podpisy, nie chciała jednak z nami rozmawiać. - Uciążliwa jest zwłaszcza młodzież, która przychodzi podczas przerw z pobliskiego gimnazjum palić papierosy - żali się pani Teresa. - Oni dewastują plac. Na osiedlu wrze. Nie wszystkim mieszkańcom wspomnianego bloku spodobała się likwidacja placu. Rodzice nie przeczą, że rzeczywiście hałas był duży. Ale... - Kilka lat temu nie przeszkadzało to zupełnie naszym sąsiadom - oburza się Barbara Promenska. - W bloku zmienili się lokatorzy, wprowadziły się osoby starsze, i jest problem. - Dzieciaki się ładnie bawiły, a młodzież urządzała sobie randki. Owszem, zdarzało się, że pili alkohol na ławeczkach, ale to samo robili również dorośli - wtóruje przedmówczyni Regina Brzustowicz. - Plac stał się źródłem wielu konfliktów, dlatego podjęliśmy decyzję o jego likwidacji - wyjaśnia Robert Klimczak z wrzesińskiego ratusza. - Gdy osoba starsza wspomniała rodzicowi, że jego dziecko zachowuje się tak, a nie inaczej, były kłótnie. Urzędnicy podkreślają, że plac dla milusińskich zlikwidowano również dlatego, że zagrażał życiu i zdrowiu dzieci. Huśtawki i karuzela były wysłużone i nie nadawały się do dalszej eksploatacji. O odnowieniu zabawek z kolei nie było mowy, gdyż z chwilą wykupienia przez mieszkańców mieszkań komunalnych powstanie wspólnota, i to ona będzie właścicielem terenu, na którym znajdował się plac zabaw. Wszystko odbyło się więc zgodnie z prawem. Sprawę trudno jednak wytłumaczyć dzieciom, które na początku wakacji straciły miejsce do zabaw. - Jak zobaczyłam te maszyny, myślałam, że przyjechali go naprawiać. A oni rozebrali zabawki - odchodzi zasmucona nastoletnia Marta. Łukasz Różański