W dodatku zarządca nieruchomości - Spółdzielnia Mieszkaniowa we Wschowie - nie chce z nimi współpracować. Wymiana korespondencji między władzami spółdzielni i Woźniakami trwa, pism w teczkach przybywa, a rozwiązań satysfakcjonujących emerytów nie ma. - Sprowadziliśmy się tu ze Śląska. Myśleliśmy, że na emeryturze odpoczniemy, a tu człowiek tylko nerwy traci. Niedoróbek jest wiele. Przykładowo: zamiast obiecanych płytek chodnikowych przed blokiem są zupełnie inne, wszystko jest źle wyprofilowane i woda zbiera się pod wycieraczkami. Przy garażach brakuje rynien, balkony nie miały właściwej izolacji i spomiędzy płytek wypływał szlam. Firma Almar miała wykończyć część elewacji kafelkami mrozoodpornymi. Nie zrobiła tego. Dopiero po naszych naciskach wykończyli to tynkiem żywicznym - wymienia jednym tchem usterki Lubomira Woźniak. Woźniakowie przekonują również, że spółdzielnia - w ich opinii niezgodnie z prawem - pobiera od nich opłatę za legalizację licznika wody. Uważają, że jako właściciele lokalu i sprzętów będących wewnątrz niego, o legalizację mają prawo zadbać sami. Nie chcą też płacić na fundusz remontowy garażu, który leży pod ich mieszkaniem i również jest ich własnością, ponieważ - jak wyjaśniają - spółdzielnia i tak nie zamierza inwestować w ich mienie. Taki wniosek wyciągnęli po tym, gdy nie dostali odpowiedzi na pismo z zapytaniem o konkretne plany wobec ich garażu. - Tu nie chodzi o duże pieniądze. Ale skoro spółdzielnia nie daruje nam ani grosza, dlaczego my mielibyśmy im cokolwiek darować? Uważam, że zarząd spółdzielni właścicieli lokali traktuje z góry. Dostajemy odpowiedzi z których nic nie wynika lub których zupełnie nie rozumiemy - denerwuje się pani Lubomira. Państwo Woźniakowie byli w prokuraturze i biurze poselskim. Nic nie wskórali. Poseł poradził im napisanie pisma. - Przecież piszemy. I co z tego wynika? - pyta retorycznie Edward Lubomirski. Na czym im zależy? Na większej samodzielności w decydowaniu o własnym lokalu i ściągnięciu kontroli zewnętrznej, której wyniki uspokoiłyby ich, że ich pieniądze wydawane są właściwie. Andrzej Naskręt, prezes SM we Wschowie przekonuje, że państwo Woźniakowie z góry założyli, że zarząd spółdzielni postępuje nieuczciwie. I z tego właśnie wynikają wszystkie problemy. - Mamy około 1600 lokatorów i wszyscy są na takich samych prawach. Że balkony się sypią? Po 10 latach użytkowania można się chyba tego spodziewać. Remontujemy je właśnie - komentuje prezes. Tłumaczy też, że kwestia garaży nie powinna w ogóle podlegać dyskusji. Na garażowy fundusz remontowy płacić po prostu trzeba. - Ci państwo zachowują się mniej więcej tak, jakby osoba mieszkająca na parterze wieżowca odmawiała płacenia za konserwację windy, bo z niej nie korzysta - porównuje Andrzej Naskręt. Prezes twierdzi, że żadne tłumaczenia do państwa Woźniak nie trafiają. Odsyłał ich do innych spółdzielni, gdzie sprawa np. garaży została rozwiązana tak, jak we Wschowie. Zapewnia też, że wgląd w rozliczenia finansowe jest zawsze możliwy. - W czerwcu było walne zebranie. Jesteśmy już po bilansie za rok ubiegły. Wszystkie wyliczenia są dostępne - mówi A. Naskręt. - Państwo Woźniakowie mieszkali kiedyś we wspólnocie mieszkaniowej i nie chcą przyjąć do wiadomości, że spółdzielnia rządzi się trochę innymi prawami. Również państwo Woźniakowie z nostalgią wspominają dawne czasy, gdy mieszkali we wspólnocie. Pani Lubomira prowadziła wspólnotowe finanse i wszyscy byli zadowoleni. Czuli się poważani i mieli prawo decydowania. - Może uda się tak zrobić i tutaj? Może znajdzie się prawnik, który nam doradzi, jak to wszystko należy przeprowadzić? - pyta pani Lubomira. Wyjście podpowiada im sam prezes Naskręt. - W przypadku własnościowych lokali spółdzielczych, by założyć wspólnotę mieszkaniową, należałoby najpierw wyodrębnić na własność wszystkie lokale w bloku - mówi. To oznacza, że wszyscy właściciele lokali musieliby stać się jednocześnie posiadaczami ułamkowej części gruntu pod wspólną nieruchomością, a zapis o tym musiałby znaleźć się w ich księgach wieczystych. Tylko wówczas z mocy ustawy staliby się wspólnotą. kab