Według wstępnych ustaleń służb kierowca stracił panowanie nad pojazdem, który wypadł z łuki ulicy Wał Okrężny, a następnie kilka razy dachował, staczając się po stromym brzegu Warty. Hondę leżącą w rzece do góry kołami zauważyła nad ranem kobieta pracująca w pomocy drogowej. Przerwała jogging i o znalezisku powiadomiła szefa. Mężczyzna natomiast zadzwonił pod numer alarmowy. "Nadal jest wiele znaków zapytania" Służby zjawiły się na miejscu około godz. 8 rano. Strażacy zwodowali łódkę, a ratownik w specjalnym stroju wszedł do wody i sprawdził, czy pod taflą faktycznie znajduje się auto, ponieważ z brzegu było widać jedynie opony. - Samochód wydobyliśmy z wody przy pomocy wyciągarki. Okazało się, że wewnątrz jest ciało mężczyzny - powiedział Polsat News st. kpt. Dariusz Szymura z lubuskiej straży pożarnej. Jak przyznał, wokół tego zdarzenia "nadal jest wiele znaków zapytania". By znaleźć odpowiedź, jak doszło do wypadku, przy Wale Okrężnym pracują policjanci oraz prokurator. Nieoficjalnie: kierowca nie miał zapiętych pasów - To trudny teren, drogę od rzeki oddziela strome wzniesienie, z którym strażacy musieli się zmierzyć. Auto, zanim wpadło do Warty, musiało kilka razy się przewrócić; ponadto było całe zalane wodą - dodał Dariusz Szymura. Polsat News dowiedział się nieoficjalnie, że zatopiony samochód miał inne numery rejestracyjne z przodu i z tyłu. Dodatkowo jego kierowca, którego tożsamość wciąż jest nieznana, nie był zapięty pasami bezpieczeństwa.