W piątek wieczorem ok. godz. 20 dwie nastolatki wypoczywały nad jeziorem Rusałka w Poznaniu. Jak informuje w rozmowie z "Głosem Wielkopolskim" jedna z poszkodowanych, w pewnym momencie w ich pobliżu pojawiły się dwie kobiety, dwóch mężczyzn i dzieci. Jedno z nich - dziewczynka, wskazała na nastolatkę z powodu różowego koloru włosów. - Kobieta spojrzała na mnie i krzyczała, że to jest choroba psychiczna i patologia - opisuje nastolatka. Pojawiła się również groźba fizycznego ataku, ale agresorzy odeszli. Wrócili jednak po kilku minutach. - Jedna z kobiet uderzyła moją koleżankę z całych sił w twarz i chwyciła za włosy. Krzyknęłam, co ona robi, na co ta druga powiedziała, że mam się zamknąć i ruszyła w moją stronę. Zrobiłam unik i zleciałam z huśtawki. Chciałam pomóc koleżance i podejść, żeby ją odciągnąć, ale ta druga złapała mnie za ubrania i pociągnęła do tyłu, mówiąc jak do psa ‘nie wolno, zostaw’. Stałam więc przy nich, patrząc, jak się biją, i nie mogąc nic z tym zrobić. Zaczęłam więc krzyczeć - opisuje dziewczyna. Nikt z wypoczywających nad jeziorem nie zareagował, w tym m.in. mężowie kobiet. Jak czytamy, po kilkunastu minutach po telefonie od córki przybył na miejsce ojciec jednej z nastolatek. Wspólnie znaleźli agresywne kobiety. Mężczyzna ucierpiał, gdyż obie agresorki i jeden z dwóch towarzyszących im mężczyzn go pobili. Tym razem nie zareagował obecny na miejscu taksówkarz. Sprawa została zgłoszona na policję. - Poszukujemy mężczyzn, którzy mieli zaatakować dwie dziewczyny - przekazał Wirtualnej Polsce rzecznik prasowy poznańskiej policji Piotr Garstka. Więcej w "Głosie Wielkopolski".