Zwierzęta w gospodarstwie pod Szamotułami były przetrzymywane w niehumanitarnych warunkach - w garażach, stodołach i pomieszczeniach gospodarczych, gdzie miały zbyt mało miejsca. Nie były karmione ani pojone Konie od tygodni nie były karmione ani pojone. Właściciel trzymał je w ciemnościach, przywiązane do ścian łańcuchami. Wierzchowce nie miały wyściółki. Mężczyzna skupował konie, aby potem je sprzedawał. W sobotę (26 września) wszystkie zostały mu odebrane. - Jak weszłam, to rozpłakałam się, gdy zobaczyłam Fryza, który jest szkieletem obciągniętym skórą, jak stał sam w rozpadającej się stodole, bez jedzenia, bez wody, uwiązany na jakimś sznurze, we własnych odchodach - powiedziała Krystyna Kukawska z Fundacji "Pańska łaska". W interwencji na terenie gospodarstwa brali udział przedstawiciele stowarzyszenia Pogotowie dla Zwierząt, policji, a także służby weterynaryjne, które podkreślają, że zwierzęta były w bardzo złym stanie i teraz od weterynarzy zależy ich zdrowie i życie. - Oględziny trwały kilka godzin. Zwierzęta były w stanie złym i bardzo złym. Cześć z nich wymagała natychmiastowej interwencji weterynaryjnej - dodała Miriam Łazarczyk, lekarz weterynarii. Grożą mu trzy lata więzienia Śledztwo w tej sprawie prowadzi policja w Szamotułach i Obrzycku. Z nieoficjalnych informacji wynika, że właściciel gospodarstwa dwa lata temu stracił pozwolenie na skup i handel zwierzętami. Mężczyźnie za znęcanie się nad nimi grożą trzy lata więzienia. W internecie ruszyła zbiórka na leczenie koni, gdzie uzbierano jak dotąd prawie 50 tys. zł.